Sytuacja Nysy stała się krytyczna w poniedziałek po południu, kiedy to doszło do rozmycia wału wzdłuż ulicy Wyspiańskiego. Gdyby woda go sforsowała, miasto mogłoby zostać nawet całkowicie zalane. W związku z powagą sytuacji, burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz ogłosił ewakuację. Wieczorem jednak tysiące mieszkańców miasta pojawiły się w pobliżu uszkodzonego miejsca, by pomóc między innymi w napełnianiu i układaniu worków z piaskiem, które miały zapobiec rozlaniu się wody. Akcja zakończyła się powodzeniem i na ten moment wszystko wskazuje na to, że najgorsze już za Nysą.
Rozmowa z Robertem Pryglem
Burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz poinformował rano, że dzięki zaangażowaniu mieszkańców miasto prawdopodobnie zostało uratowane przed totalnym zalaniem. Pan czuje się już bezpiecznie?
Prawdę mówiąc niedawno wstałem (rozmowę przeprowadziliśmy o godz. 11.40 - red.), bo położyłem się spać dopiero po godzinie 4. Miniona noc była pełna emocji. Wykonaliśmy dużo pracy, straciliśmy wiele energii. Spoglądając jednak przez balkon widzę, że świeci słońce, ludzie spacerują i jest sucho. Przeglądam cały czas media społecznościowe i kanały informacyjne, ale wygląda na to, że, zachowując wiele pokory, jest chyba lepiej niż jeszcze niedawno przewidywano.
Jak pańskimi oczami wyglądała akcja ratunkowa na wałach?
Dochodzą mnie słuchy, że nasz udział w tej akcji, jako przedstawicieli PSG Stali Nysa, rozniósł się szerokim echem. A tak naprawdę wszystko wyszło spontanicznie. Pierwotnie planowaliśmy przeczekać trudne chwile w Hali Nysa. Zebraliśmy się w pokoju trenerów i przygotowaliśmy materace, by spać wspólnie z tymi, którzy zostali w Nysie. Zakupiliśmy jedzenie i picie, mieliśmy też dostęp do prądu i wody. Skoro w hali działał sztab kryzysowy i byli tam również przewożeni ludzie ze szpitala, wydawało nam się, że będziemy się czuć w niej bezpiecznie. Po ogłoszeniu ewakuacji miasta, związanej z ryzykiem przerwania wału, okazało się jednak, że hala również może zostać zalana. Wtedy zdecydowaliśmy, że przeniesiemy się do mojego mieszkania, zlokalizowanego w centrum miasta na czwartym piętrze, 500 metrów od wałów. Kiedy w mediach społecznościowych zauważyliśmy informację, że potrzebni są ludzie do jego wzmacniania, bez wahania ruszyliśmy do akcji. Nie czujemy się bohaterami, bo walczyliśmy o obronę miasta tak samo jak każdy nysanin. Jesteśmy pod wrażeniem solidarności i zaangażowania mieszkańców Nysy. Oddajemy im wielki hołd.
Z dwoma członkami klubu parę dni temu nie mieliście kontaktu. Ta sytuacja uległa zmianie?
Tak, teraz już z każdym mamy kontakt, więc pod tym względem wszystko jest pod kontrolą. Gorsza informacja jest taka, że posesje jednego z zawodników oraz jednego z członków sztabu mocno ucierpiały. Drużyna już im pomogła, na ile było to do tej pory możliwe. Ponadto żona jednego z naszych graczy miała wyznaczony termin porodu na 19 września, a jak wiadomo szpital w Nysie przestał działać. Jako klub zrobiliśmy wszystko, by wspomniany zawodnik mógł spędzić u jej boku najbliższe dni w Opolu.
Hala Nysa ostatecznie została przez wodę nienaruszona?
Są w Nysie miejsca, które bardzo mocno ucierpiały, ale akurat nasza hala jest bezpieczna i sucha. Już teraz rozpoczynamy w niej sprzątanie po akcji ratunkowej, tak aby dziś wieczorem lub w środę rano wznowić treningi. Ostatnią jednostkę odbyliśmy 13 września. Stan wody w Nysie Kłodzkiej wciąż jest co prawda wysoki, ale spływają do nas pozytywne informacje i zaczynamy już myśleć o powrocie do normalności. Mam nadzieję, że za parę dni będziemy mogli już definitywnie ogłosić zwycięstwo z żywiołem.