Otrzymaliście srebrny medal za zajęcie drugiego miejsca w tabeli po 22 rozegranych meczach. Czy tego typu wyróżnienie ma dla was lekko gorzki smak, w sytuacji gdy sezon nie został dograny do końca z powodu epidemii koronawirusa?
Wiadomo, że wolelibyśmy świętować zdobycie medalu w gronie lubelskich kibiców, którzy bardzo nas wspierali przez cały sezon. Cieszymy się, że rozgrywki nie zostały anulowane, bo o rozważaniu tego typu pomysłów też dało się usłyszeć w koszykarskim środowisku. Jednak nie po to przez kilka miesięcy ciężko pracowaliśmy w każdym meczu, żeby potem zostać z niczym.
Może i otrzymanie medalu bez dogrania rozgrywek do końca ma nieco gorzki smak, ale mimo wszystko uważam, że na niego zasłużyliśmy i jest to nasz duży sukces.
Tym samym, doszło do kolejnego sezonu, w którym bezskutecznie walczyliście o występy w fazie play-off, co jest swego rodzaju chichotem losu...
Rzeczywiście, można to określić mianem tragikomedii. Bardzo liczyliśmy na to, że będziemy mogli poczuć smak play-offów. Wiadomo, że to wiązałoby się z pełną halą, dużą dawką adrenaliny i walką o najwyższe cele, na którą od dawna wszyscy kibice w Lublinie czekali. Niestety, w tym roku nie będzie to nam dane i bardzo tego żałujemy.
Gdybyście mieli taką możliwość, to chcielibyście wrócić do walki o punkty?
I to bardzo. Zrobilibyśmy to z dużą przyjemnością. Jesteśmy przybici tym, że wszystko się potoczyło w ten sposób. Chcielibyśmy, żeby ten nasz piękny sen trwał dłużej niż tylko kilka miesięcy. Zwłaszcza że czuliśmy się dobrze jako drużyna. Byliśmy mocni i chcieliśmy do końca sezonu udowadniać, że nieprzypadkowo zajmujemy tak wysokie miejsce w tabeli. Jednak, z siłą wyższą nie wygramy i choć ubolewamy nad tym faktem, to niestety musimy się dostosować do wytycznych lekarzy i rządu.
Kończenie rozgrywek meczami bez udziału publiczności też nie miałoby większego sensu?
Rozegraliśmy jedno takie spotkanie, 8 marca w Stargardzie. Atmosfera była słaba. Rywalizacja przy pustych trybunach nie była niczym przyjemnym. Poza tym mecze bez kibiców generowałyby duże koszty dla klubów, które nie miałyby żadnego przychodu z biletów. Podejmowanie tego rodzaju decyzji jest bardzo trudne. Będąc na boisku, nie myślisz o tym, że piłka to siedlisko bakterii, a wszyscy jej dotykamy.
Fakt, że kilku graczy NBA zaraziło się koronawirusem działa na wyobraźnię w środowisku koszykarskim?
Wydaje mi się, że zawodnicy NBA bardzo dużo podróżują samolotami i spędzają sporo czasu na lotniskach. Na pewno pokonują dużo większe przestrzenie niż my w Polsce. Spójrzmy na przykład Włoch, gdzie koszykarze pozarażali się między sobą podczas treningów, czy meczów. I to był chyba główny powód, przez który odwołano Energa Basket Ligę. Na szczęście, w naszym środowisku obyło się jak dotąd bez żadnych zarażeń.
Czy twoim zdaniem istnieje nawet zagrożenie, że przygotowania do kolejnego sezonu zostaną opóźnione?
Wszystko zależy od decyzji władz i od tego, jak pandemia będzie się rozprzestrzeniała po kraju. Ponadto,
do przygotowań do kolejnego sezonu potrzebni są sponsorzy. A nie wiadomo jak różne branże odczują obecny kryzys. Trzeba jeszcze poczekać kilka miesięcy i wtedy będziemy mądrzejsi o określoną wiedzę.
Jak aktualnie spędzasz przymusowy rozbrat z koszykówką?
Wyjechaliśmy z rodziną do Torunia. Kiedy treningi w klubie zostały zawieszone do odwołania, a przedszkole naszej córki zamknięto z powodu epidemii koronawirusa, postanowiliśmy udać się w rodzinne strony. Ćwiczę tutaj indywidualnie w domu, bo trzeba podtrzymywać formę. Mieszkam blisko lasu, gdzie mogę w spokoju pobiegać, czy pojeździć na rowerze. Dużo biegamy również po przydomowym ogrodzie z córką.
ZOBACZ TAKŻE:
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?