Ryszard Szurkowski. Ze Świebodowa na salony, równy nawet Szewińskiej [SYLWETKA]

Jakub Guder
Jakub Guder
Ryszard Szurkowski
Ryszard Szurkowski brak
Cała Polska grała wtedy w kapsle. Wszyscy, w tym „udawanym” wyścigu kolarskim, chcieli być Szurkowskim. Bo kim innym? To w końcu on był bohaterem „Wyścigu Pokoju”, dla którego wyludniały się ulice wsi i miasteczek.

Urodził się zbyt wcześnie - co do tego wszyscy są zgodni. Gdyby przyszedł na świat w erze zawodowego kolarstwa, pewnie zdominowałby ten sport. - Dla mnie Ryszard Szurkowski był najlepszym polskim kolarzem. Gdyby nie było podziału między blokiem wschodnim a zachodnim, mógł zrobić zupełnie inną karierę. Nawet wygrać Tour de France - powiedział swego czasu genialny francuski kolarz Bernard Hinault, który pięciokrotnie był najszybszy na „Wielkiej Pętli”.

Wszystko zaczęło się na Dolnym Śląsku, kilka kilometrów od Milicza, w Świebodowie. To tam - mając kilkanaście lat - mały Rysiek dorwał pierwszy rower. Potem - wraz z kilkoma kolegami - zapisał się do LZS-u Milicz, przez który trafił do Dolmelu Wrocław.

„Co produkuje Dolmel? Kolarzy!” Ten żart we Wrocławiu swego czasu powtarzano dość często. Oczywiście wrocławski „Dolmel” zajmował się przede wszystkim wytwarzaniem wielkich maszyn elektrycznych, ale miał też pod swoimi skrzydłami kolarski gwiazdozbiór. Obok Szurkowskiego byli w nim m.in. Jan Brzeźny (dwukrotny zwycięzca Tour de Pologne), Czesław Klimaczk, Jan Faltyn (torowy wicemistrz świata z 1977 roku), Henryk Charucki czy Janusz Kierzkowski. - To, co ja osiągnąłem jako szkoleniowiec, jest Waszym sukcesem. A przez 15 lat byłem najlepszym trenerem w kraju. Przez rok natomiast najlepszym na świecie - mówił w 2013 roku trener Dolmelu Mieczysław Żelaznowski, kiedy kolarskie legendy spotkały się, by powspominać dawne czasy.

A z tym żartem to... prawda. - Pamiętam, gdy zatrzymywaliśmy się gdzieś na stacjach benzynowych. Ludzie nas rozpoznawali, więc pytałem ich czy wiedzą, co Dolmel produkuje. Odpowiadali: „wiem, że kolarzy mają, ale że coś produkują?” - wspominał wówczas inny wrocławski trener z tamtych lat Wincenty Majka.

Sukcesy w Dolmelu odnosiło wielu, ale wszyscy pozostawali w cieniu Szurkowskiego. To on był - obok Ireny Szewińskiej i naszych piłkarzy - gwiazdą PRL-u pierwszej połowy lat 70-tych. Dwukrotnie wówczas wygrywał Plebiscyt Przeglądu Sportowego na Najpopularniejszego Sportowca w kraju (1971, 1973). Trzykrotnie plebiscyt Słowa Polskiego (dziś - Gazety Wrocławskiej). To dla niego pustoszały ulice, kiedy trwał Wyścig Pokoju.

- Moja popularność pod koniec lat 60. i w 70. była związana z popularnością Wyścigu Pokoju - wspominał w swojej autobiografii „Wyścig” (wydawnictwo SQN). - To była impreza trwająca dwa tygodnie i przez dwa tygodnie skupiała na sobie uwagę kibiców. To jest porównywalne chyba tylko z popularnością dzisiejszego Tour de France. Wyścig Pokoju miał to coś, bo to nie był jednodniowy wybryk, tylko 15 dni codziennej rywalizacji albo po to, by wygrać etap, albo utrzymać czołową pozycję w klasyfikacji drużynowej, albo też żeby zdobyć żółtą koszulkę lidera. Miałem to szczęście, że przez 56 dni jechałem w koszulce lidera, czyli przez półtora miesiąca byłem na oczach wszystkich kibiców - wyliczył „Sznur”, jak nazywali go koledzy. Szurkowskiego chyba czasem męczyła ta popularność. Narzekał na nią w swojej książce.

- Plotek było wiele, właściwie odkąd stałem się postacią znaną, towarzyszyły mi na każdym kroku. Chyba mam mocny charakter, bo niewiele sobie z tego robiłem, choć zdarzały się sytuacje, w których i ja musiałem wykazać niemal anielską cierpliwość. Jest to z pewnością jeszcze jeden haracz, jaki płaci się za popularność. Niby przyjemna rzecz, ale w rzeczywistości jakże męcząca. Na każdym kroku jest się pod obserwacją, ludzie przyglądają się, komentują, patrzą, jak jestem ubrany, jak wygląda żona, a jak dziecko, jakim jeżdżę samochodem - pisał.

Wyścig Pokoju wygrywał Szurkowski czterokrotnie. Pierwszy etap wygrał mając 23 lata - w 1969 roku w Łodzi. W 1973 roku w Barcelonie został mistrzem świata amatorów (na tych samych mistrzostwach osobno rozgrywano wówczas wyścig zawodowców), a drugie złoto dołożyl w drużynie (Mytnik, Lis, Szozda, Szurkowski). Sukces drużynowy powtórzył dwa lata później (Mytnik, Nowicki, Szurkowski, Szozda). Z igrzysk olimpijskich przywiózł dwa srebra (Monachium 1972 i Montreal 1976 - oba drużynowo).

Były jednak takie momenty, w których los Szurkowskiego nie oszczędzał, jak chociażby zamachy na World Trade Center w Nowym Jorku we wrześniu 2001 roku. W jednej z dwóch zniszczonych wież zginął wówczas syn naszego kolarza - 31-letni wtedy Norbert. Jak wspominał w swojej autobiografii, o całej tragedii dowiedział się przy okazji zebrania Polskiego Komitetu Olimpijskiego w Warszawie. Gdy przyszedł okazało się, że jest już po spotkaniu. Szurkowski zatem wybrał się do klubu do Zbigniewa Szczepkowskiego, innego utytułowanego naszego kolarza. To było w pobliżu siedziby PKOl-u. Gdy wszedł sekretarka powiedziała, żeby byli cicho, bo olgąda telewizję. - A ty co za horror oglądasz?! - miał zagadać, nie zdając sobie sprawę, że tam właśnie jest jego syn. Za moment zadzwoniła synowa, a kilka chwil później samolot wleciał w drugą wieżę WTC. Zaczął dzwonić do Norberta. - Leave the message - słyszałem raz za razem. Znowu więc połączyłem się z synową, ale była już w rozpaczy i nie mogła mówić - wspominał Szurkowski w swojej książce.

Potem już nigdy nie poleciał do Stanów Zjednoczonych, chociaż kilkukrotnie go zapraszano.

- Syn miał w USA swoją działalność i brał zlecenia od większej firmy. W poniedziałek po powrocie miał iść do World Trade Center, ale że był tuż po przylocie, to sobie to odpuścił i przełożył wizytę na wtorek. Poszedł i nigdy już nie wrócił… - pisał.

Szurkowski był trzykrotnie żonaty. Z Ewą Kukłą rozstał się po kilku latach. To z tego związku narodził się Norbert. Potem ożenił się z Izabelą Gumowską. Urodził się drugi syn, Wiktor (1994). W 2009 roku poznał Iwonę Arkuszewską. Kolorowe pisma błyskawicznie podchwyciły ten romans, bo nowa sympatia mistrza była od niego o 27 lat młodsza. Romans przemienił się szybko w wielką miłość. Były kolarz mógł liczyć na swoją partnerkę do samego końca, zwłaszcza po wypadku w 2018 roku, kiedy mocno potrzebował jej wsparcia. Arkuszewska-Szurkowska przez kilka miesięcy trzymała wszystko w tajemnicy. Wiedziała, że jej mąż potrzebuje spokoju. Potem sama musiała walczyć z chorobą, z - na szczęście - niezłośliwym nowotworem, który umiejscowił się pod kolanem. - Mam nadzieję, że wyzdrowieję, bo muszę być w pełni sił żeby móc opiekować się mężem, bo jednak on jest w gorszej sytuacji niż ja - mówiła w programie Dzień Dobry TVN. Szurkowski o żonie: „To twarda dziewczyna”.

Medycy twierdzili, że miał serce do kolarstwa. W sumie to pewnie nawet podwójnie - nie dość, że miał pasję, to jeszcze świetną wydolność, co potwierdzało się przy kolejnych badaniach. Kto wie, jak długo by jeszcze żył, gdyby nie ten pechowy wypadek sprzed trzech lat, w którym doznał porażenia czterokończynowego, poważnych urazów głowy, przede wszystkim szczęki i nosa. Walczył jednak, nie poddawał się. Na początku stycznia obchodził 75. urodziny. Już wówczas gorzej się czuł, co przyznał w rozmowie ze Sportowymi Faktami jego przyjaciel Marek Bobakowski. - Był zmęczony, praktycznie bardziej leżał niż siedział, źle wyglądał - powiedział. Potem okazało się, że Szurkowski ma raka. Przeszedł operacje w Radomiu. Wydawało się, że wraca po niej do sił. Przyszedł jednak kryzys. Dawniej w takich momentach atakował i odrywał się od peletonu. Wiedział, że kiedy jemu jest ciężko, innym jest jeszcze gorzej. Tym razem się nie udało.

Pogrzeb Ryszarda Szurkowskiego odbędzie się w sobotę 13 lutego w Wierzchowicach na Dolnym Śląsku.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ryszard Szurkowski. Ze Świebodowa na salony, równy nawet Szewińskiej [SYLWETKA] - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24