Sandecja Nowy Sącz - Śląsk Wrocław. Absurd w Niepołomicach. Śląsk... nie wie czy awansował (WIDEO, SKRÓT, BRAMKI, GOLE, ZDJĘCIA)

Piotr Janas
Piotr Janas
Sandecja Nowy Sącz - Śląsk Wrocław
Sandecja Nowy Sącz - Śląsk Wrocław PAP/Łukasz Gągulski
Śląsk Wrocław po 90 minutach remisował z Sandecją Nowy Sącz 1:1 w meczu 1/8 finału Fortuna Pucharu Polski. W dogrywce oba zespoły zdobyły po golu, więc do rozstrzygnięcia potrzebne były rzuty karne. Te przy stanie 3:1 dla Śląska zostały przerwane przez zawodników gospodarzy, którzy pod pretekstem rasistowskich okrzyków pod adresem jednego z nich zeszli do szatni. Sędzia po kilkuminutowej konsternacji mecz zakończył, ale sprawa awansu Śląska na tę chwilę nie jest przesądzona.

Sandecja Nowy Sącz - Śląsk Wrocław 1:1. Po dogrywce 2:2. Karne - nierozstrzygnięte

Śląsk Wrocław do Niepołomic, gdzie przez przebudowę stadionu w Nowym Sączu swoje spotkania rozgrywa Sandecja, pojechał po awans. Trener Ivan Djurdjević nie mógł skorzystać z usług pauzującego za kartki Łukasza Begera, ale zastosował też zasłonę dymną, mówiąc przed wyjazdem, że raczej nie zagra Erik Expósito. Hiszpan wyszedł w podstawowym składzie.

W oczy rzucała się zmiana formacji obronnej. Serb odszedł od stosowanego ostatnio wariantu z trójką stoperów i przywrócił ustawienie z klasyczną czwórką defensorów. Niespodzianką było też wystawienie w pierwszym składzie Michała Rzuchowskiego, który wraz z Patrickiem Olsenem miał zabezpieczyć środek pola.

Sandecja Nowy Sącz to na tę chwilę czerwona latarnia Fortuna 1 ligi. Mimo to trener Stanislav Varga wystawił możliwie najmocniejszy skład, z dwoma starymi znajomymi ze Śląska Wrocław — między słupkami stanął doświadczony Matúš Putnocký, a na prawym wahadle pojawił się Jakub Iskra.

Śląsk przeważał od samego początku. Wprawdzie gospodarze odgryzali się szybkimi kontratakami, ale do przerwy oddali tylko jeden celny strzał. WKS najpoważniejsze ostrzeżenie wysłał w 21 min, kiedy to John Yeboah obił poprzeczkę. Kilka minut później były młodzieżowy reprezentant Niemiec dał gościom prowadzenie. Po efektownym podaniu Rzuchowskiego piętą minął Putnocký'ego i praktycznie wszedł z piłką do bramki.

Sandecja najlepszą okazję do wyrównania miała po strzale Łukasza Kosakiewicza w końcówce pierwszej połowy, ale były piłkarz m.in. Korony i Widzewa w 100 proc. sytuacji fatalnie skiksował. Do przerwy Śląsk zasłużenie prowadził 1:0.

Druga połowa rozpoczęła się od wyjścia Yeboaha sam na sam z bramkarzem, ale pędzącego od połowy boiska Niemca w ostatniej chwili zablokował goniący go Iskra. Sandacja w tej części meczu była jednak równorzędnym przeciwnikiem i w 65 min udało jej się wyrównać. Winy odkupił Kosakiewicz, dobijając uderzenie jednego z kolegów z najbliższej odległości.

To trafienie podłamało wrocławian, którzy do końca meczu nie byli w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść i sędzia zarządził dogrywkę. W niej swoje szanse mieli jedni i drudzy, ale kluczowa była 114 minuta. Dawid Szufryn zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym i po trwającej kilka minut analizie VAR arbiter wskazał na "wapno". Do piłki podszedł rezerwowy Caye Quintana, który zdążył zmarnować wcześniej dwie dobre okazje. Presja, jaka na nim ciążyła, była ogromna, ale wygrał wojnę nerwów i pokonał Putnocký'ego.

Sandecja nie miała już nic do stracenia i rzuciła się do huraganowych ataków. Kilka razy interweniować musiał Leszczyński, ale wydawało się, że WKS nie da sobie już wyrwać awansu. W ostatniej akcji meczu — już po upływie doliczonego do 120 min czasu gry — błąd popełnił Dennis Jastrzembski, przez co oko w oko z bramkarzem stanął Kosakiewicz i strzałem między jego nogami doprowadził do rzutów karnych.

Bohater Sandecji podszedł do pierwszej jedenastki i nie wykorzystał jej! Leszczyński bez problemu sparował piłkę do boku, lecz sędzia nakazał powtórzenie tego karnego, gdyż bramkarz WKS-u wykonał niedozwolony naskok (żadna z jego nóg nie dotykała linii bramkowej). Kosakiewicz dostał drugą szansę, ale tym razem... trafił w poprzeczkę i to Śląsk był w lepszej pozycji.

Później swoje szanse wykorzystywali kolejno Łyszczarz dla Śląska, Piter-Bućko dla Sandecji i Schwarz dla Śląska. Kolejny był Senegalczyk Maissa Fall, ale obił słupek i Śląsk potrzebował już tylko jednego gola. Odpowiedzialność znów wziął na siebie Quintana, a w zasadzie... chciał wziąć. Nie wiedzieć czemu, kapitan Sandecji Dawid Szufryn zaczął namawiać kolegów, by w tym momencie zeszli do szatni. Pojawiły się insynuacje, że czarnoskóry Fall podczas wykonywania swojej próby usłyszał jakieś rasistowskie okrzyki ze strony fanów Śląska.

Zapanowała konsternacja. W końcu delegat wraz z arbitrem technicznym udali się do szatni, by namówić gospodarzy do powrotu na boisko. Ci pozostali nieugięci i Sebastian Jarzębak ogłosił definitywne zakończenie spotkania. Czy Śląsk ma awans? Wydaje się, że tak, ale sprawa na pewno będzie miała ciąg dalszy. Czekamy na komunikat Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Rasistowskie zachowanie kibiców Śląska? Zobacz szczegóły poniżej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24