Śląsk Wrocław - Pogoń Szczecin 2:0. Śląsk wykorzystał przewagę zawodnika (WYNIK, RELACJA, ZDJĘCIA, WYPOWIEDZI)

Piotr Janas
FOT. Paweł Relikowski
W meczu 35. kolejki grupy spadkowej LOTTO Ekstraklasy Śląsk Wrocław wygrał z Pogonią Szczecin 2:0. Szczecinianie od 13 minuty grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla bramkarza. Oba zespoły już wcześniej zapewniły sobie utrzymanie w lidze.

Śląsk i Pogoń to jedne z najlepiej punktujących drużyn grupy spadkowej. Jako że jedni i drudzy już wcześniej zapewnili sobie ligowy byt, spotkanie na Stadionie Wrocław nie zapowiadało się zbyt emocjonująco. Dobitnie pokazała do frekwencja - we wtorkowy wieczór na ponad 40-tysięczny obiekt przyszło zaledwie 5142 kibiców.

Zarówno trener gospodarzy Tadeusz Pawłowski, jak i prowadzący gości Kosta Runjaić, dokonali kilku zmian względem ostatnich meczów. W Śląsku na lewej obronie pojawił się były piłkarz Pogoni Mateusz Lewandowski, lecz nie zastąpił grającego ostatnio na tej pozycji Mateusza Cholewiaka, gdyż ten został przesunięty na prawą flankę defensywy, w miejsce Kamila Dankowskiego, którego tym razem zabrakło w kadrze meczowej.

Największą niespodzianką był jednak brak Marcina Robaka. Najskuteczniejszy w tym sezonie strzelec WKS-u zasiadł tylko na ławce rezerwowych, a jego miejsce na szpicy zajął Arkadiusz Piech. Kolejną szansę dostał 20-letni pomocnik Maciej Pałaszewski.

Prawdziwą rewolucję przeszedł skład przyjezdnych. Runjaić dokonał aż siedmiu (!) zmian. Zamiast Łukasza Załuski, Davida Niepsuja, Sebastiana Rudola, Ricardo Nunesa, Spasa Deleva, Rafała Murawskiego i Mortena Rasmussena oglądaliśmy odpowiednio Łukasza Budziłka, Huberta Matynię, Sebastiana Walukiewicza, Cornela Rapę, Jakuba Piotrowskiego, Łukasza Zwolińskiego i Adama Buksę.

Najkrócej nagrali się Zwoliński i Budziłek, który wskoczył do bramki w miejsce kontuzjowanego Załuski. Drugi bramkarz "Portowców" w 13 min brutalnie zaatakował wychodzącego na czystą pozycję Jakuba Koseckiego poza własnym polem karnym, za co zobaczył zasłużoną czerwoną kartkę.

"Kosę" od poważnego urazu uchronił refleks, dzięki któremu zdołał uchylić się przed bezmyślnym atakiem Budziłka. Co prawda ten i tak dosięgnął jego nóg, ale nie chcemy myśleć co by było, gdyby Kosecki poszedł na "przebitkę". W tym momencie Runjaić musiał sięgnąć po swojego trzeciego golkipera Jakuba Bursztyna, dla którego był to debiut w LOTTO Ekstraklasie. Boisko opuścił wówczas Zwoliński.

Nim wrocławianie oswoili się z przewagą jednego zawodnika, zagrażali bramce Bursztyna tylko przy stałych fragmentach gry. Dopiero od 30 min na dobre zamknęli "Portowców" na ich połowie i nękali kolejnymi atakami. Aktywny był będący "w gazie" Jakub Kosecki, a momentami w ataku nader często pojawiał się... stoper Igors Tarasovs.

Długo brakowało jednak tego co najważniejsze, czyli celnych strzałów. Dopiero w doliczonym czasie gry, po olbrzymim zamieszaniu w szesnastce Pogoni, prowadzenie gospodarzom dał Michał Chrapek, który wepchnął piłkę do siatki z czwartego metra.

Po przerwie Pogoń wyszła w niezmienionym składzie, natomiast trener Pawłowski musiał oszczędzić strzelca bramki i desygnował do gry wciąż szukającego optymalnej formy Kamila Vacka. Chrapek nabawił się kontuzji kiedy... cieszył się z gola.

Czytaj także:
Pawłowski: Michał Chrapek zszedł przez własną głupotę

Śląsk tę część gry rozpoczął z dużym animuszem i na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 48 min Kosecki ograł w polu karnym jednego z rywali, zagrał płasko na piąty metr, a tam inteligentnie zachował się Arkadiusz Piech, podwyższając prowadzenie swojej drużyny.

Co ciekawe, dzięki temu trafieniu Śląsk stał się jedyną drużyną LOTTO Ekstraklasy w tym sezonie, w której dwóch Polaków ma dwucyfrową liczbę strzelonych goli: Arkadiusz Piech 10 i Marcin Robak 18.

Po tym golu tempo meczu zdecydowanie siadło. Gospodarze spokojnie kontrolowali grę i oszczędzali siły. Można było odnieść wrażenie, że myślami są już przy sobotnim meczu z Piastem Gliwice na Stadionie Wrocław. Osłabieni szczecinianie nieszczególnie mieli pomysł na sforsowanie defensywy WKS-u.

Niestety w 79 min boisko na noszach opuścić musiał Augusto. Jako że Pawłowski nie miał już w zanadrzu żadnej zmiany, Portugalczyk postanowił wrócić na boisko, mimo że nie był w stanie biegać. Truchtał co chwilę łapiąc się za mięsień czworogłowy. Widać było, że nawet chodzenie sprawiało mu ból.

"Portowcy" nie byli w stanie tego wykorzystać i ostatecznie mecz zakończył się zasłużonym zwycięstwem Śląska. W sobotę do Wrocławia przyjedzie Piast Gliwice, natomiast Pogoń tego samego dnia podejmie Lechię Gdańsk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24