Szymon Sajnok: Wiem, że jestem w stanie wygrać Paryż-Roubaix. To jest mój cel na przyszłe lata, a nie marzenie

Arlena Sokalska
Arlena Sokalska
Szymon Sajnok, kolarz CCC Team
Szymon Sajnok, kolarz CCC Team CCC Team/ Getty Images
Tęsknię za wyścigami. Nie ścigałem się od początku lutego, teraz się zapowiada, że co najmniej do czerwca będę siedział w domu. Kolarstwo to mój zawód, moja praca. Chciałbym już przepalić nogę, sprawdzić się w rywalizacji z innymi - mówi Szymon Sajnok, kolarz polskiej ekipy kolarskiej CCC Team, były mistrz świata w konkurencji omnium na torze, aktualny mistrz Polski orlików w wyścigu ze startu wspólnego.

Jak zawodowy kolarz spędza czas w sytuacji, gdy już od miesiąca nie ma wyścigów? W wielu krajach zakazano nawet treningów, w Polsce samotnie nadal można jeździć na rowerze, choć minister zdrowia odradza.
Trenowałem w samotności, teraz przesiadłem się na trenażer. Z powodu kontuzji, jakiej doznałem na wyścigach w styczniu, nie trenowałem w tym roku zbyt dużo, więc muszę nadrabiać. Oprócz tego nie wychodzę z domu, oglądam telewizję, seriale na Netfliksie. I tak spędzam czas. Wychodzę tylko po najpotrzebniejsze zakupy.

Stara się pan przestrzegać wytycznych rządu? Bardzo uważa pan na siebie?
Często myję ręce, dezynfekuję je żelem. Zabezpieczam się, jak tylko mogę i bardzo uważam. Staram się nie kontaktować z innymi ludźmi. Regularnie dostajemy też wytyczne od naszego sztabu medycznego.

Czy teraz, kiedy się nie ścigacie, odczuwa pan wsparcie ze strony swojego zespołu?
Pomimo tego, że nie ma wyścigów, CCC bardzo nas wspiera, za co jestem wdzięczny. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości świat kolarski wyjdzie na prostą i będę mógł zaprezentować pomarańczową koszulkę CCC na czele peletonu.

To trudny czas dla sportowców. Bardzo tęskni pan za wyścigami?
Tęsknię. Nie ścigałem się od początku lutego, teraz się zapowiada, że co najmniej do czerwca będę siedział w domu. Brakuje mi ścigania. Wiadomo, można chwilę posiedzieć w domu, też jest fajnie. Ale kolarstwo to mój zawód, moja praca. Chciałbym już przepalić nogę, sprawdzić się w rywalizacji z innymi.

Ta kontuzja ręki, jaką pan odniósł w styczniu w kraksie na wyścigu w Australii, była poważna?
Miałem złamaną kość łódeczkowatą i uszkodzony łokieć. Tam akurat wszystko zrosło się dość szybko, gorzej było z tą kością w nadgarstku, bo miałem operację. Wszystko przebiegło pomyślnie, mam teraz w tym miejscu śrubę. Już praktycznie nie czuję bólu, ale ręka wciąż jest zastała. Pomału ją ćwiczę i jest już prawie dobrze.

Ciężko utrzymać formę w sytuacji, gdy nie bardzo wiadomo, kiedy powróci prawdziwe ściganie? Wy, kolarze, często budujecie formę na konkretne wyścigi. Ma pan jakiś pomysł treningowy na to, by być gotowym na ten moment, kiedy odbędą się pierwsze wyścigi po przerwie?
Jestem w trochę innej sytuacji niż koledzy. Przez tę kraksę straciłem część startów i forma nieco uciekła. Zaczynam ją budować od nowa, mam teraz na to czas. Nikt nie wie, kiedy będziemy mogli znów startować, ale chcę być gotowy w każdej chwili. Staram się na całą sytuację patrzeć optymistycznie i... czekam na wyścigi.

Już wiadomo, że igrzyska olimpijskie w Tokio odbędą się na przełomie lipca i sierpnia 2021 r. Kiedy rozmawialiśmy w listopadzie ub. roku, powiedział pan, że odpuszcza w tym sezonie jazdę na torze. Rozważa pan jednak łączenie szosy z torem, czy zdecydowanie stawia na kolarstwo szosowe?
Chciałbym jeszcze wrócić na tor i łączyć go z szosą. W poprzednim sezonie miałem problem z kwalifikacją olimpijską, dlatego odpuściłem igrzyska. A też wiedziałem, że będę miał ciężki sezon na szosie. Ale myślę o tym, by powrócić na tor z wolną głową, z myślą o igrzyskach w Paryżu.

Jest pan mistrzem świata w omnium, akurat takiej konkurencji torowej, w której bardzo przydaje się doświadczenie zdobyte w na szosie. Wielu kolarzy szosowych zdobywało medale w omnium, choćby Viviani, Gaviria czy Cavendish. Czy w 2019 r., kiedy zadebiutował pan w CCC, zespole należącym do World Touru, szosa nieco przesłoniła kolarstwo torowe?
Zacząłem się dobrze odnajdywać w wyścigach szosowych, ale też i musiałem się bardziej poświęcić ściganiu na szosie. Wyścigi worldtourowe to inne dystanse, inne prędkości w peletonie, chciałem się skupić na jednym, stąd moja decyzja o rezygnacji z toru. Kiedy sobie wszystko poukładam na szosie, wyrobię pozycję w teamie CCC, wrócę na tor i pomyślę o następnych igrzyskach.

Kiedyś powiedział pan w jednym z wywiadów, że lubi czuć się czasem jak małe dziecko i marzyć. Gdyby miał pan sobie wymarzyć jakieś zwycięstwo w wyścigu szosowym, to co to byłby za wyścig?
Paryż-Roubaix.

Powiedział pan to bez chwili wahania. Był pan piąty w juniorskim Paryż-Roubaix. Kocha pan bruki?
Bardzo (śmiech). Dobrze się czuję na brukach i wiem, że jestem w stanie ten wyścig wygrać. Patrzę na to optymistycznie i w sumie to jest mój cel na przyszłe lata, a nie marzenie.

Wielu kolarzy nienawidzi jazdy brukach i uważa, że kolarstwo szosowe po "kocich łbach" to jest jedna wielka pomyłka. Ale są tacy, jak pan, którzy kochają bruki. Co sprawia, że dla tych drugich te wyścigi są tak ekscytujące, choć bardzo wyczerpujące fizycznie?
To jest podwójny wysiłek, jeśli nawet nie potrójny. Nie wiem, może jestem stworzony do jazdy po brukach, może lepiej się tam odnajduję niż inni, bo mam lepsze predyspozycje? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale czuję na brukach dodatkową moc, kiedy jestem w formie, to tym lepiej mi się po nich jeździ. Czuję, że inni tracą moc, zwalniają, a ja mogę utrzymać wysokie tempo. To też mi dodaje siły.

Został pan już okrzyknięty wielką nadzieją polskiego sprintu, ale pokazał pan już nie raz i nie dwa, że pana żywiołem są też klasyki. Lubi pan wyścigi jednodniowe?
Lubię. To jest takie moje marzenie, taki cel, by być dobrym klasykowcem, potrafiącym do tego szybko zafiniszować. Wolę klasyki niż etapówki. One też są potrzebne do rozwoju, do przygotowania, ale wolę wszystko wyrzucić z siebie jednego dnia, wszystko postawić na jedną kartę. Pod tym kątem myślę o swojej kolarskiej przyszłości.

Niektórzy porównują pana do Petera Sagana, bo jest pan kolarzem szybkim, dynamicznym, a jednocześnie bardzo siłowym. Takie porównanie to komplement, czy wolałby pan, żeby pana nie porównywać do kogoś innego?
(Śmiech). Peter jest o niebo lepszy ode mnie i daleko mi do niego. Ale raczej nie lubię, gdy ktoś mnie porównuje do innych zawodników. Wolałbym stworzyć swój znak rozpoznawczy, zdobyć renomę na rynku kolarskim. Nie przeszkadzają mi bardzo takie porównania, ale też i niespecjalnie dodają otuchy. Chciałbym, żeby w przyszłości ktoś porównywał siebie do mnie, a nie odwrotnie.

Jednym słowem chce pan iść swoją drogą, by za np. dziesięć lat ktoś powiedział: ten młody kolarz jest podobny do Szymona Sajnoka?
(śmiech). Zdecydowanie coś w tym stylu.

W jednym niewielu kolarzy może się z panem porównać, mianowicie ma pan nietypowe hobby. Wiem, że interesuje się pan street artem i ma sporo prac na koncie. To taka odskocznia od kolarstwa?
Nie wiem, czy odskocznia, ale kiedy byłem w SMS w Świdnicy, miałem kolegę, który malował na kartkach graffiti i tak to od niego podłapałem. Zacząłem sam malować, zainteresowałem się street artem, zacząłem trochę o tym czytać. I tak zostało, czasami sobie trochę pomaluję.

Ma pan na to czas, wymyśla pan nowe projekty?
Teraz, kiedy z przymusu siedzę w domu, kilka razy usiadłem i pomalowałem sobie coś w moim rysowniku. Ale bez projektów na ulicach Kartuz, bo to nielegalne (śmiech).

No właśnie, Kartuzy. Pan pochodzi z Kaszub, a czy mówi pan po kaszubsku?
W sumie nie mówię. Trochę się uczyłem, mieliśmy w podstawówce taki przedmiot „nauka o regionie”. Nie mówiliśmy dużo, ale uczyliśmy się piosenek. Znam kilka słówek, nic poza tym.

Ale ze swoim miastem jest pan związany?
Bardzo. Kartuzy i Kaszuby to moje miejsce.

Pytam o to, bo wiem, że mimo tego lubi pan podróżować. Kolarstwo jest szansą na to, by podczas wyścigów poznać bliżej jakiś zakątek świata, czy to raczej takie zwiedzanie zza okna autobusu?
Wiadomo, że nie zobaczy się tak dużo, jak na normalnej wycieczce, ale można poznać inną kulturę, usłyszeć inny język, czy posmakować innej kuchni. Nie ma czasu na zwykłe zwiedzanie, ale coś nowego można zobaczyć, czegoś nauczyć.

Słyszałam też, że przed każdym wyjazdem do innego kraju dużo pan czyta na jego temat. To prawda?
Jak wyjeżdżam do Belgii, Holandii czy Hiszpanii, to nie czytam wciąż tego samego (śmiech). Ale np. jak byłem na Vuelta Espana, to na bieżąco czytałem o lokalnych tradycjach regionu czy o ważnych wydarzeniach.

Skoro poruszył pan temat Vuelty, to nie mogę nie zapytać o ten wyścig. To był pana pierwszy wielki tour w życiu i na dodatek na ostatnim etapie zajął pan trzecie miejsce. To jest imponujące, bo wielu sprinterów w ogóle nie dojeżdża do ostatniego etapu, na Giro d’Italia wycofują się przed górami. A Vuelta, wiadomo, cała jest górzysta, nawet płaskie etapy są pofałdowane. Dały panu w kość te trzy tygodnie w trudnym terenie?
Tak było, ale to mój pierwszy wielki tour, więc miałem wielką motywację, by go ukończyć. Nawet kiedy etap miał płaski ostatni kilometr, to po drodze było sporo podjazdów, trzeba było codziennie walczyć o to, by przyjechać w grupie. Nie był to dla mnie łatwy wielki tour na początek, ale myślę, że mogę być zadowolony. Z perspektywy czasu widzę, że podczas wyścigów wieloetapowych, nawet tygodniówek, z dnia na dzień czuję się coraz lepiej i moja forma idzie w górę, nie tracę mocy na kolejnych etapach.

Vuelta była dobrym przygotowaniem do mistrzostw świata w Harrogate?
Dla mnie świetnym. Miałem tyle kilometrów w nogach po tych trzech tygodniach, że był to bardzo solidny trening. A też nie jestem takim typem, który lubi trenować na sucho, wolę się ścigać. Byłem w świetnej dyspozycji na mistrzostwach, to dobrze zagrało.

Czuje pan po tych mistrzostwach jakiś niedosyt? Że wszystko szło dobrze, ale medalu nie udało się zdobyć?
Ciężko powiedzieć. Byłem bardzo dobrze przygotowany, może troszkę za bardzo chciałem, bo wiedziałem, że stać mnie na złoty medal. Może też trochę za bardzo się pokazywałem we wcześniejszych fazach wyścigu, straciłem zbyt wiele sił na niektórych odcinkach i to mogło zdecydować w końcówce. Zaryzykowałem, postawiłem wszystko na jedną kartę. Nie ma medalu, to nie ma medalu. Nie ma co teraz tego rozpamiętywać, będą jeszcze inne wyścigi. Zebrałem doświadczenie i myślę, że to zaprocentuje.

Lubi pan myśleć o tym, co poszło nie tak? Nie po to, żeby się dołować, tylko po to, żeby sprawę przemyśleć?
Często analizuję poszczególne elementy wyścigu, myślę o tym, co mogłem zrobić lepiej w tym momencie. Często jeszcze przed wyścigiem układam sobie w głowie jakiś scenariusz, np. atak 20 kilometrów przed metą. I w głowie dojeżdżam pierwszy (śmiech). Czasami te scenariusze wychodzą, czasami nie.

Jak to mówią doświadczeni kolarze: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, prawda?
Ryzyko w kolarstwie jest potrzebne Ale analizuję zwłaszcza te scenariusze nieudane, by w przyszłości tych samych błędów nie popełnić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szymon Sajnok: Wiem, że jestem w stanie wygrać Paryż-Roubaix. To jest mój cel na przyszłe lata, a nie marzenie - Portal i.pl

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24