To dni, które musiały sprawić Bartkowi Zmarzlikowi sporą frajdę. Najpierw Grand Prix, a następnie mecz z Unią Leszno

Alan Rogalski
Alan Rogalski
Alan Rogalski
Najpierw w sobotę na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu Bartosz Zmarzlik wygrał Grand Prix Polski, a następnie dzień później na „Jancarzu” Stal Gorzów zwyciężyła Unię Leszno w PGE Ekstralidze. I chociaż on sam w niedzielę na stadionie im. Edwarda Jancarza nie pojechał najlepiej, to sam triumf dla niego i jego klubowych kolegów był bardzo ważny. A gdyby jeszcze do tego dodać 14 punktów we wtorkowym 6 sierpnia starciu w szwedzkiej Elitserien, to już w ogóle. Choć akurat w tym przypadku jego Vetlanda Speedway uległa Rospiggarnie Hallstavik 41:49.

Oczywiście, lider truly.work Stali Gorzów był najbardziej uśmiechnięty po indywidualnych zawodach. - Jestem bardzo szczęśliwy z odniesionego zwycięstwa. Udało mi się wygrać drugi turniej Grand Prix w tym roku. Jest, to kolejny krok w mojej karierze z tego powodu się cieszę. Wszystko w sobotę zagrało. Szczerzę mówiąc, po trzech pierwszych biegach nie czułem się rewelacyjnie. Po piątkowym treningu nie było, wszystko idealnie tak jakbym sobie życzył. Na najważniejsze wyścigu wieczoru poradziliśmy sobie jednak z tymi problemami. Naprawdę wtedy wspaniale mi się jechało. Cieszę się, że jestem w czołówce cyklu. Jednak to jeszcze nic nie oznacza. Do końca sezonu pozostało jeszcze wiele rund i czeka mnie i mój team mnóstwo pracy - powiedział gorzowianin, cytowany przez swoją stronę internetową.

Zmarzlik tak szeroko uśmiechał się też z tego względu, że miał przyjemność ścigać się w jednej z najlepszych rund GP w ostatnich latach. - Dla mnie osobiście były, to pierwsze tak ciekawe zawody odkąd jeżdżę w Grand Prix. Tor był znakomicie przygotowany przez organizatorów. Stworzyli nam doskonałe warunki do jazdy. Kibice swoim dopingiem również mega nam pomagali. Z chęcią obejrzę na spokojnie ten turniej w domu. Nawet jak oglądałem nie swoje wyścigi, to tyle się działo na torze, że ręce składały się same do klaskania. Ja szczerze mówiąc, nie pamiętam takiego turnieju Grand Prix. Nawet jak oglądałem żużel jako młody chłopak. W sobotę we Wrocławiu od pierwszego biegu bardzo dużo się działo na torze. Zawodnicy wychodzący na pierwsze pozycje, nagle jechali ostatni. Natomiast ci z ostatnich miejsc przesuwali się na czoło stawki. W tym turnieju praktycznie wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie - zachwycał się lider Grand Prix.

Jak okazuje się, Zmarzlikowi najlepiej śmigało się po torze w dwóch ostatnich biegach. - Zdecydowanie najlepiej się czułem na torze w biegu półfinałowym. W finale też mi się dobrze jechało, ale nie aż tak jak w półfinale. W nim motocykl od startu do mety przez cztery okrążenia tak kleił, że w końcu poczułem, to czego szukałem przez praktycznie całe zawody. Fajnie, że półfinał i finał miałem bardzo blisko. Nic nie zmienialiśmy w ustawieniach, bo po dobrym biegu półfinałowym nie warto było grzebać. W finale jednak było odrobinkę za mocno - mówił gorzowianin.

Bez wymówek z Unią Leszno
Lider żółto-niebieskich jednak tego fenomenalnego poziomu nie utrzymał w rywalizacji drużynowej u nas w kraju. I pierwszy raz od 2015 r. przywiózł śliwkę na gorzowskim torze. - Jedynie mogę przeprosić kibiców za drugi i trzeci bieg, bo strasznie słabo w nich pojechałem. Czasem tak jest. Nie mam wymówki, bo byłem słabszy w tych biegach, więc przegrałem. Ale najważniejsze, że wygrałem pierwszy i ostatni bieg. W każdym razie wiemy, co zrobiliśmy źle - przyznawał Zmarzlik i dodawał: - A też miesiąc tu nie jeździłem. To nie jest wymówka, ale przez to szybko nie złapałem ustawień. Gdy w czwartym i piątym biegu przesiadłem się na inny motocykl, to było lepiej. Z zastrzeżeniem, że ten drugi też musiałem od nowa dostrajać, bo jechałem nim pod koniec zawodów. Naprawdę, ciężko nadążyć za tym wszystkim - nie krył stalowiec.

Ale to nie zmienia faktu, że Zmarzlik był zadowolony z bardzo ważnego triumfu nad mis-trzem Polski. - Wygraliśmy u siebie, bo i powinniśmy. Jest świetnie. Bardzo cieszę się z tego i składam gratulacje dla chłopaków. Ale też dla tych z Leszna. To było widowisko, w którym ludzie mieli na co popatrzeć. Zapraszam już na mecz z Częstochową, bo ich wsparcie będzie potrzebne. W pustych trybunach jeździ się po prostu słabo. Mamy jeszcze dwa mecze, więc dopingujcie nas. To spotkanie z Unią to na pewno jest zastrzyk pozytywnej energii dla nas - przekonywał indywidualny wicemistrz świata z 2018 r.

Ze swojej postawy Zmarzlik może nie był do końca zadowolony, ale co innego z jazdy partnerów. - Każdy zapunktował tak, jak powinien. Poza mną. Sam powinienem więcej zrobić. Ale i tak zrobiłem minimum. W końcu chłopacy znaleźli wszystko. Super, oby tak dalej - dodał 24-latek.

Szczęśliwy był za to Stanisław Chomski. - Bartkowi nie szło. Brakowało mu szybkości. Ale na najważniejsze biegi znalazł to, czego szukał. To jest żużel, że wczoraj coś pasuje, a dziś nie. Niemniej wiara, pewne decyzje, które były podejmowane, baza doświadczeń... Ta wygrana należała się kibicom, którzy nie zwątpili i przyszli. Obejrzeli dobre i zwycięskie widowisko. Od siódmego biegu wydawało się, że Unia odjedzie nam jak w innych meczach - stwierdził trener Stali.

A tak nie stało się i baraże o utrzymanie w polskiej lidze na razie oddaliły się.

ZOBACZ TEŻ
Tak kibice Stali Gorzów dopingowali żółto-niebieskich w starciu z Unią Leszno

PRZECZYTAJ TEŻ
Przepiękny triumf Stali Gorzów, srebrnych medalistów, nad Unią Leszno, mistrzem Polski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24