Tyson Fury zaskoczył bokserski świat w listopadzie 2015 r., pokonując Władimira Kliczkę. Wtedy 27-letni Brytyjczyk wygrał na punkty i przejął od Ukraińca aż cztery pasy mistrza świata – organizacji IBF, WBO, WBA oraz IBO. Niespełna rok później miało dojść do rewanżu, ale został odwołany przez kontuzję Fury’ego. Wkrótce zwakował trofea, a na jaw wyszły jego problemy z alkoholem i narkotykami, a dalej – depresja.
„Był wspaniały letni dzień, bardzo słoneczny. Właśnie odebrałem nowiutkie czerwone ferrari cabrio, byłem mistrzem świata wagi ciężkiej, miałem piękną żonę i rodzinę. Moje życie chyba nie mogło się ułożyć lepiej, ale w mojej duszy panował mrok – nieprzenikniona ciemność.” – pisze Fury w autobiografii „Bez maski”, która ukazała się na naszym rynku 12 lutego 2020 r. nakładem wydawnictwa Sine Qua Non.
„Zaledwie kilka miesięcy wcześniej stałem w ringu, a świat właśnie uznawał mnie za najlepszego pięściarza wagi ciężkiej na świecie. Dołączyłem do grona takich legend jak Jack Dempsey, Muhammad Ali, Mike Tyson czy Lennox Lewis. Teraz jechałem autostradą w samochodzie, o jakim inni mogą tylko marzyć, ale zmagałem się z koszmarną depresją kliniczną. Miałem wszystko, czego można chcieć, a jednocześnie nie rozumiałem, po co mam dalej żyć. Moja egzystencja nie miała sensu.
Gdy zjechałem z autostrady i zwolniłem, poczułem, że to najwyższy czas, żeby skończyć z całym tym cierpieniem. Dawaj, Tyson, weź to w końcu zrób, będziesz miał z głowy. Byłem zdecydowany, nic nie miało dla mnie znaczenia ani wartości. Nic się nie liczyło, ja sam się nie liczyłem. Spojrzałem przed siebie i dostrzegłem most. To był mój cel, koniec mojej podróży. Silnik ferrari z rykiem ponownie obudził się do życia. To miał być ostatni dźwięk, jaki usłyszę. Za kilka sekund w mojej głowie miał zapanować spokój, a wszystkie przekrzykujące się w niej głosy – wreszcie zamilknąć. Wcisnąłem gaz do dechy. Zaraz będzie koniec.
Wtedy jednak, dosłownie na kilka sekund przed uderzeniem, w mojej głowie coś krzyknęło: „Nie! Stój! Pomyśl o dzieciach!”. Przemknąłem przez most, a potem dałem po hamulcach.”
Fury został jednym z najbardziej zaskakujących mistrzów świata w historii, a w kilka miesięcy stał się 180-kilogramowym wrakiem człowieka.
Do ringu wrócił w czerwcu 2018 r. Po dwóch zwycięstwach znów dostał szansę na zostanie mistrzem świata. 1 grudnia 2018 r. w Los Angeles zremisował w 12-rundowym pojedynku z Deontayem Wilderem, mimo że dwukrotnie był liczony. Do rewanżu doszło 22 lutego w MGM Grand w Las Vegas (w międzyczasie Fury pokonał Toma Schwarza i Otto Wallina). Stawką ponownie był pas organizacji WBC. Zdobył go przed czasem. W siódmej rundzie trener Wildera rzucił ręcznik. Amerykanin, który w trzeciej rundzie leżał na deskach, nie mógł odnaleźć swojego stylu i był niemiłosiernie punktowany.
ZOBACZ TEŻ:
- Mariusz Pudzianowski obchodzi 44. urodziny. Zobacz "Pudziana" o różnych obliczach
- Piękna narzeczona Wildera musi go pocieszyć po porażce
- Pobita partnerka Kowalowa musiała przejść operację!?
- Głowacki powalczy o pas. "W boksie, jak u Cyganki w tobołku"
- Tyson kontra obecna czołówka? "Żaden by mnie nie pokonał"
- Nie pali, nie pije, a biega i bije. Kownacki w drodze po pas mistrza
Mateusz Masternak: Tydzień przed pojedynkiem dobrze jest sobie wypić i potańczyć
Polska wygrywa na inaugurację
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?