Tyszczenko: Tęsknię za swoim Donbasem (WYWIAD)

Michał Bosy, JG
Paweł Relikowski
Wychowanek Illicziwcia Mariupol, a teraz zawodnik Śląska Wrocław Ukrainiec Ihor Tyszczenko opowiedział o swojej karierze piłkarskiej, życiu prywatnym i tęsknocie za Donbasem, w którym toczy się wojna.

Urodziłeś się we Władywostoku - na drugim końcu Związku Radzieckiego. Kiedy skończyłeś pięć lat Twoja rodzina przeniosła się do Mariupola. Dlaczego?

Mój ojciec był marynarzem i został wysłany na służbę do Władywostoku. Kiedy Związek Radziecki zaczął się rozpadać, moi rodzice chcieli być bliżej swojego rodzeństwa, które pochodziło z Taganroga. Gdy więc pojawiła się okazja, by wrócić, mój tata z niej skorzystał.

Od 2006 do 2013 rok grałeś w Illicziwciu Mariupol. To był chyba najlepszy okres w Twojej karierze.

Nie ma co ukrywać – to był mój najlepszy czas. Po upływie lat Mariupol jest dla mnie rodzinnym miastem, a Illicziweć macierzystym klubem. Nawet teraz śledzę ich wyniki, chociaż spadli do I ligi. W tej drużynie nadal grają moi przyjaciele, chociaż jest ich już mniej niż kiedyś. Tam dojrzałem, stałem się lepszym piłkarzem i człowiekiem. Jestem wdzięczny temu klubowi za wszystko, co dla mnie zrobił. Jeszcze bardziej zacząłem cenić to miasto i tę drużynę, gdy musiałem wyjechać i grałem w innych klubach. Nawet teraz mnie ciągnie do ojczystego Mariupola.

Pamiętasz mecz z Dynamem Kijów w maju 2011 roku? Strzeliłeś wtedy bramkę na 3:2 w 90 minucie...

Szczerze mówiąc, nic poważnego wówczas nie czułem., Wtedy nie było łatwo. Pod koniec sezonu każdy mecz był na wagę złota. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. W żadnym wypadku nie wywyższałem się po tej bramce. Najważniejsze, że drużyna uzyskała korzystny rezultat. Pokonanie Dynama było przyjemnym uczuciem, ale po tym zwycięstwie słońce nie zaczęło świecić jaśniej, a trawa nie była bardziej zielona (uśmiech).

W 2012 doznałeś kontuzji przez którą przez rok nie grałeś w piłkę. Jak wytrzymałeś tyle czasu bez futbolu?

Było bardzo trudno. Kocham piłkę. Jestem przyzwyczajony do codziennych treningów i regularnych meczów, a w Illicziwciu były doskonałe warunki, których brakowało innym klubom.

Karpaty Lwów to nie był zbyt udany okres w twojej karierze. Dlaczego nie przebiłeś się do pierwszej jedenastki?

To pytanie przede wszystkim do trenera. Wówczas klub ze Lwowa miał silny skład. Stało się, jak się stało - miałem kłopoty z treningiem fizycznym, a na mojej pozycji grali wspaniali zawodnicy. Nie miałem zbyt dużo szans, żeby przebić się do pierwszej jedenastki.

Potem trafiłeś do Arki Gdynia.

Nie mogłem się przebić do pierwszej jedenastki Karpat, więc nie było sensu było tam siedzieć. Przez internet znalazłem człowieka w Polsce, który pomógł mi w przeprowadzce właśnie do Gdyni. O Arce mogę mówić tylko pozytywnie. Bardzo mi się spodobało miasto. Czułem się tam komfortowo. Potem dołączyły do mnie żona z córką . Niestety wszystko źle się potoczyło. Następnego dnia po podpisaniu umowy zerwałem ścięgno na treningu. Termin wypożyczenia skończył się, a ja nie miałem nawet okazji zaprezentować się w Gdyni i musiałem wracać na Ukrainę.

W lipcu 2014 podpisałeś kontrakt z beniaminkiem ukraińskiej ekstraklasy Olimpikiem Donieck. Czemu zdecydowałeś się po roku odejść z klubu?

Człowieka zawsze ciągnie do domu, chociaż już wtedy ten klub miał swoją siedzibę w Kijowie. Nie miałem innych opcji, więc zdecydowałem się na Olimpik. Wszystko układało się tam dobrze, aż pewnego dnia podszedł do mnie trener i powiedział, że na mojej pozycji chce wypróbować innego zawodnika. To była wskazówka, że mam wyjechać. Tak też się stało. Nie czuję urazy do szkoleniowca. O Olimpiku mogę powiedzieć, że to mały, ale dumny zespół. Szanuję ich prezesa i trenera.

Dlaczego wybrałeś Śląsk Wrocław?

Gdy grałem wcześnie w Polsce, podobało mi się tu. To dobry kraj do życia, dlatego wybrałem WKS. Nie miałem też wielu innych ofert.

Za trenera Romualda Szukiełowicza grałeś w podstawowym składzie. Co zmieniło się teraz po przyjściu do klubu Mariusza Rumaka?

To Szukiełowicz zaprosił mnie do drużyny, a teraz jest normalny moment w futbolu - przychodzi nowy trener i ma swoją wizję gry. Być może do niej nie pasuję. Trener Rumak musi teraz jak najszybciej poprawić grę Śląska, a ja rozumiem, w jakiej sytuacji jest drużyna. Jeśli wybór szkoleniowca jest taki, a nie inny, to pozostaje mi się z tym pogodzić.

Jak Ci się żyje we Wrocławiu?

W Polsce i we Wrocławiu bardzo mi się podoba. Wolny czas spędzam na spacerach, często wychodzę do miasta. Pieszo zwiedziłem tutaj prawie wszystko. Kocham sztukę, lubię odwiedzać wystawy i chodzić do galerii. Moją rodzinę zabierałem na wystawy do Paryża i Rzymu. Jest jeden problem - z powodów kłopotów wizowych nie mogą do mnie dołączyć żona z córką.

A jak z Twoim polskim - dogadujesz się z kolegami, czy są jeszcze jakieś problemy?

Jeśli chodzi o wasz język, to zdałem sobie sprawę, że są dwie strony medalu. Z jednej strony to dobrze, że jest podobny do rosyjskiego i ukraińskiego. Jeśli ktoś coś do mnie mówi, to dużo rozumiem, albo mogę się domyślić, o co chodzi. Z drugiej jednak strony myślisz, że wszystko już wiesz i zastanawiasz się, po co masz się dalej uczuć? Gdyby to był język, którego wcale nie rozumiem, to wtedy musiałbym usiąść do książek. W każdym razie w zespole swobodnie się dogaduję, a jeśli trener mówi o ustawieniu i taktyce, to doskonale wszystko rozumiem. Nie ma z tym żadnych problemów. Największy kłopot jest, gdy ktoś mówi za szybko (uśmiech).

To, co dzieje się na Ukrainie, ma czasem wpływ na Twoją grę?

Na moją grę nie ma to wpływu, ale na życie prywatne niestety tak. Teraz, gdy jestem we Wrocławiu, daleko od wojny, to jest mi łatwiej. Kiedy jednak jestem w Mariupolu, to wystarczy na moment wyjść z domu, by zobaczyć żołnierzy i broń. Sam powiedz - jak to może wpływać na zachowanie i psychikę człowieka? Nie oglądam telewizji, ale dochodzą do mnie nowe informacje o wojnie w Donbasie. Moja rodzina i przyjaciele mieszkają na wschodzie Ukrainy, gdzie tak naprawdę nie wiesz, co cię czeka następnego dnia.

Próbowałeś ściągnąć na Dolny Śląsk rodzinę?

Rozmawiałem o tym z rodzicami. Z jednej strony są problemy wizowe, z drugiej - oni w Mariupolu mają swój dom, a w Polsce nie mieliby nawet własnego mieszkania. Doskonale więc rozumiem ojca i matkę, którzy nie chcą opuszczać swojej ojczyzny.

Tęsknisz za Ukrainą?

Oczywiście. Tęsknię za swoim domem, za Donbasem. Gdy byłem młodszy myślałem, że mogę zakochać się w innym mieście. Teraz, gdy robię się coraz starszy, zaczynam rozumieć, że Mariupol będzie w moim sercu na zawsze. Jeszcze bardziej zacząłem kochać region, z którego pochodzę, gdy wybuchła wojna. Przykro mi, że moja mała ojczyzna znalazła się w tak trudnej sytuacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tyszczenko: Tęsknię za swoim Donbasem (WYWIAD) - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24