Waldemar Leszcz, prezes Motoru Lublin: Jesteśmy odpowiednikiem Legii Warszawa

Krzysztof Nowacki
Waldemar Leszcz, prezes Motoru Lublin (w środku)
Waldemar Leszcz, prezes Motoru Lublin (w środku)
- Motor jest odpowiednikiem Legii Warszawa. Analogia jest bardzo bliska i nieważne, na którym poziomie rozgrywkowym gramy. Zapotrzebowanie społeczne jest ogromne - mówi Waldemar Leszcz. Prezes Motoru przyznaje, że błędem okazał się kontrakt ze Słowakiem Ivanem Pechą.

Coraz gorzej wygląda sytuacja Motoru w ligowej tabeli. Ale ludzie, którzy chcą żyć z piłki nożnej, nie mogą chyba tłumaczyć słabej postawy na boisku presją gry w czwartej klasie rozgrywkowej?
Na wynik sportowy składa się wiele czynników, które muszą być właściwie poukładane, aby osiągnąć sukces. Ważne są m.in. aspekty finansowe i presja. Czy są decydujące? W poprzednim sezonie, gdy wygraliśmy ligę, potrafiliśmy utrzymać na odpowiednim poziomie motywację i odpowiedzialność za wynik. W tym roku, przy drobnych zmianach w zespole, to już się nie udaje. I tutaj mamy problem.

Jesteśmy odpowiednikiem Legii Warszawa. Analogia jest bardzo bliska i nieważne, na którym poziomie rozgrywkowym gramy

Po kolejnych porażkach wprowadził pan kary finansowe, później tajemnicze kolejne konsekwencje wobec zawodników, a także zakaz rozmowy z mediami. Czy nie za dużo tego szumu, jak na klub grający w trzeciej lidze?
Niekoniecznie my robimy ten szum. To jest Motor. Jesteśmy odpowiednikiem Legii Warszawa. Analogia jest bardzo bliska i nieważne, na którym poziomie rozgrywkowym gramy. Skoro na mecz przychodzi dziewięć tysięcy kibiców, to znaczy, że zapotrzebowanie społeczne jest ogromne. Kluby takie, jak Motor, ŁKS, Widzew, Polonia Warszawa grają aktualnie w niższych ligach, ale presja wobec ich wyników jest bardzo duża. Natomiast nie może być ona usprawiedliwieniem dla piłkarzy i oni o tym wiedzą. Kary wprowadziłem w momencie, gdy przegraliśmy z zespołem słabszym, po błędach i po tym, jak zespół źle podszedł do meczu. Kary musiały być. Ale zawodnicy nie muszą być karani po każdej porażce. Bo nie zawsze na to zasłużyli. W meczu z KSZO zabrakło nam szczęścia i jakości w momencie, kiedy traciliśmy bramkę. Jeżeli teraz zabrakło nam szczęście, to wróci ono w następnych meczach. A jak wróci jeszcze dwóch, trzech zawodników do dyspozycji trenera, to wierzę, że zespół „odpali”.

Jak ocenia pan transfer Słowaka Ivana Pechy?
Dzisiaj mogę powiedzieć, że Ivan Pecha to błąd transferowy mój i sztabu trenerskiego.

Ivan Pecha to błąd transferowy mój i sztabu trenerskiego

Wiedzieliście o jego problemach, gdy był testowany przez Zagłębie Sosnowiec?
Tak, prześwietliliśmy Ivana bardzo dokładnie. Sprawdziliśmy w Zagłębiu, jak zaprezentował się na testach i wiedzieliśmy, że tam złapał kontuzję. Zerwał ścięgno Achillesa, co jest poważnym urazem. Zawodnik wraca do zdrowia przez pół roku. Dlatego zbadaliśmy go bardzo dokładnie. Zrobiliśmy USG, rezonans, wszystkie badania układu ruchu, które mogliśmy wykonać w tamtym okresie. I wyniki były dobre. Problem w tym, że Ivan nie jest przygotowany fizycznie do wysiłku na tym poziomie. Był ostatnio na szczegółowych badaniach siły mięśniowej w Białej Podlaskiej. Na AWF mają odpowiednią aparaturę, do której klub nie miał dostępu, gdy podpisywaliśmy z nim kontrakt. Ivan musi teraz przejść indywidualny proces treningowy, żeby grać na poziomie, do którego jest predysponowany. Dostał miesiąc czasu, po czym ponownie uda się na badania. Jeżeli będzie poprawa, wtedy będzie kontynuował z nami współpracę. Jeśli nie, to będziemy dążyć do zerwania tej współpracy.

Zgadza się pan z opinią, że potrzeba dwóch, trzech nowych zawodników?
Proces budowy drużyny trwa cały czas. Potrzebujemy nowych twarzy, ale chodzi o to, żeby pozyskiwać piłkarzy, których my chcemy. A nie tych, co tylko są do pozyskania. I to jest najtrudniejsze. W ostatnim okresie pozyskaliśmy kilku zawodników, ale nie wszyscy się sprawdzili. Musimy więc poszukać wzmocnień. Ale całego zespołu nie wymienimy. Dajmy czas piłkarzom, żeby mogli zaprezentować pełnię swoich umiejętności, a jednocześnie uzupełniajmy kadrę, by podnosić jakość drużyny.

W okienku transferowym możemy więc spodziewać się nowych kontraktów?
Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś do nas nie dołączył. W tej chwili nasza jakość jest jeszcze zbyt niska.

Potrzeba przede wszystkim napastnika?
Nie mówmy o pozycjach. Czy oprzemy się na napastnikach, których mamy, czy pozyskamy nowych, to zdecyduje sztab szkoleniowy. W kadrze mamy czterech napastników. Ale dopiero dochodzi do formy po urazie Damian Szpak. Po złamaniu nogi wraca Paweł Myśliwiecki. Po kontuzjach są Michał Paluch i Łukasz Zaniewski. Jeżeli dojdą do pełnej sprawności, to nie będziemy potrzebowali napastnika. Paluch i Zaniewski grali na poziomie pierwszej ligi. Szpak rozwija się i też jest predysponowany do gry w wyższej lidze. Myśliwiecki ma swoje walory i nie musimy na siłę szukać napastnika. Ale zespół trzeba wzmocnić.

Czy po niedawnej, ostrej wypowiedzi trener Magnuszewskiego na temat postawy zespołu, nie ma problemów ze współpracą na linii szkoleniowiec – piłkarze?
Tam, gdzie jest dwudziestu kilku mężczyzn nie zawsze będzie tylko poklepywanie po ramieniu. Te kwestie zostały wyjaśnione i to jest rzecz, która zostaje w szatni. Nie ma problemu.

Trener ma moje poparcie. Jest odpowiednim człowiekiem na tym stanowisku

A myśli prezes o zmianie trenera?
Nie mam takich myśli. Trener ma moje poparcie. Ma określony pomysł i plan, który realizuje. Jest odpowiednim człowiekiem na tym stanowisku.

20 października radni będą głosować nad dokapitalizowaniem Motoru. Co się stanie, jeśli miasto nie przekaże spółce 600 tysięcy?
Rozmawiałem z radnymi i myślę, że nie ma takiego niebezpieczeństwa. Byłoby to działanie na szkodę społeczeństwa i nie byłoby w porządku wobec sponsorów, którzy wykładają prywatne pieniądze. Za kwestie sportowe odpowiedzialni są zarząd i sztab szkoleniowy. Natomiast finanse są konsultowane. Klub też wiele zrobił w tym temacie, bo do budżetu dokładamy drugie tyle, co otrzymujemy z miasta. Jeżeli klub miałby nie otrzymywać pieniędzy, to taka decyzja powinna zapaść w jakiejś perspektywie czasu. Właściciel (większościowym udziałowcem jest miasto – red.) może podjąć taką decyzję. Ale uważam, że działania podjęte przez klub były odpowiednie, a wynik sportowy przyjdzie i za wcześnie jest na ocenę. Dzisiaj z wyników jesteśmy niezadowoleni i wprowadzamy korektę. Natomiast nie możemy od wyniku uzależniać przyznania pieniędzy. O tym, klub powinien być poinformowany wcześniej i wtedy inne byłyby rozmowy z piłkarzami. Kontrakty uzależnione byłyby od wyników, a teraz od tego są premie. Taką sytuację przedstawiłem radnym.

Jesteśmy też w serwisie INSTAGRAM. Obserwuj nas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Waldemar Leszcz, prezes Motoru Lublin: Jesteśmy odpowiednikiem Legii Warszawa - Kurier Lubelski

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24