- Dziś w naszym składzie byli zawodnicy, którzy czekali na swoją szansę. To była moja decyzja. Wydaje mi się, że niektórzy piłkarze byli trochę "elektryczni" z powodu panującej na stadionie atmosfery. Mam teraz wiele informacji o zawodnikach, o drużynie, które przydadzą się w przyszłości - powiedział po meczu trener Vitezslav Lavicka, który w porównaniu do derbów z Zagłębiem wymienił w pierwszej jedenastce aż dziewięciu zawodników, w tym całą obronę.
Jeśli w ostatnich dniach pojawiały się pytania i wątpliwości, co do tego, dlaczego niektórzy piłkarze od dawna nie pojawili się w składzie WKS-u, to właśnie ten pucharowy pojedynek dał wszystkie odpowiedzi. Trudno było się jednak spodziewać, że Piotr Celeban, Mariusz Pawelec (tego dnia kapitan) czy Kamil Dankowski nagle wystrzelą, skoro na co dzień grają tylko w III-ligowych rezerwach. Żaden z nich nie dał trenerowi argumentów, by zawalczyć o wyjściowy skład. Zawiódł Diego Żivulić, który zawalił przy obu bramkach. Przy pierwszej dał sobie odebrać piłkę, przy drugiej faulował Marcina Robaka w polu karnym. Po dobrym wejściu w meczu z Zagłębiem więcej spodziewaliśmy się też po Filipie Markoviciu. Ta dwójka w klubie jest jednak od niedawna i dopiero budują swoją pozycję. Pewnie jeszcze nieraz dostaną swoją szansę. Pozostali dublerzy dublerami zostaną. Mamy przeczucie, że na długo.
- Zawodnicy byli mało aktywni. Zrobiliśmy zmiany, aby troszeczkę podnieść intensywność w grze i liczyliśmy, że aktywność naszego ataku pójdzie do góry. Niestety - organizacja gry była zła, a po błędach, które robiliśmy w defensywie, Widzew strzelił bramki - posumował czeski szkoleniowiec
Jeśli chodzi o Widzew, to trochę za często mówimy o tym, że WKS przegrał z II-ligowcem. Sebastian Rudol - 130 meczów w ekstraklasie, Mateusz Możdżeń - ponad 260, Marcin Robak - ponad 250, Przemysław Kita - 32. Do tego Wojciech Pawłowski między słupkami, który co prawda w naszej lidze wiele nie pograł, ale trochę już w piłce widział. Zresztą "Very solid keeper" to jeden z bohaterów tego meczu. Kilkukrotnie ratował swoją drużynę i to przy strzałach, których wcale bronić nie musiał. A przecież to też piłkarz, który był w Śląsku i nie zyskał tu uznania. Pawłowski trafił do Wrocławia na początku 2014 roku a zasadzie wypożyczenia z Udinese. Zadebiutował dopiero w maju. Sezon 2014/2015 zaczął jako pierwszy bramkarza i zagrał... w dwóch meczach. Po czerwonej kartce w spotkaniu z Pogonią Szczecin (1:4) z ławki się już nie podniósł. We wtorek miał pewnie trochę satysfakcji.
Sam Marcin Robak nie mógł sobie wyobrazić lepszego scenariusza. Znienawidzony przez kibiców Śląska, za to, że wybrał Widzew zamiast Miedzi, strzela dwie bramki, które eliminują jego byłą drużynę z pucharu. Powiedzmy, że dwie, bo pierwszego gola początkowo zapisano Konradowi Gutowskiemu. Powtórki pokazały, że piłka odbiła się jednak jeszcze od kapitana łódzkiego zespołu, zanim przekroczyła linię bramkową. Zresztą sam Robak mocno gestykulował zaraz po golu, że to on powinien być wpisany do protokołu. Widać - wciąż ma głód goli.
- Wiedzieliśmy, że Śląsk będzie mieć swoje okazje. Rywale stworzyli je zwłaszcza w pierwszej połowie. Spodziewaliśmy się, że jeśli naszym przeciwnikom nie będzie szło na boisku, to presja nałożona na nich będzie się zwiększała z minuty na minutę. Wiadomo, że na Widzewie, przy tak wspaniałej i głośnej publiczności, gra się niezwykle ciężko - powiedział po meczu Marcin Robak, który na koniec dostał olbrzymie, indywidualne podziękowania za całe "serducho" od miejscowych fanów.
Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?