Pamięta pan co trener Andrzej Gmitruk powiedział po jednej z pana pierwszych walk na zawodowym ringu?
Tak, że będę kiedyś mistrzem świata.
To było niespełna sześć lat temu. Dziś ma pan 30 lat, 19 zwycięskich walk na koncie, ani jednej porażki. Ale taki bilans daje ledwie trzy walki na rok. Nazwiska Cieślak nie znajdziemy w 15-tce żadnej z czołowych pięściarskich federacji. Czy nie ma pan poczucia, że pana kariera nie rozwija się tak, jak powinna?
Trochę sam sobie jestem winien [Cieślak był rok zawieszony za doping - red..], trochę zaszkodziły mi kontuzje [łokcia, osiem miesięcy przerwy - red.], było też trochę zawirowań wokół moich promotorskich spraw. Ale tłumaczę sobie to tak, że być może nie byłem gotów, że dane mi było poczekać. Wiem za to, że teraz nadchodzi mój czas. Wszystko układa się doskonale.
W ostatniej walce pokonał pan groźnego Yourija Kalengę, który kiedyś wygrał m.in. z Mateuszem Masternakiem. Teraz staje pan przed pierwszym w karierze rywalem, który jest notowany w czołówce poważnej federacji. Nigeryjczyk Olanrewaju Durodola to 11 zawodnik rankingu WBC w kategorii junior ciężkiej. W czerwcu zeszłego roku walczył z nim Krzysztof „Diablo” Włodarczyk (wygrał Polak). Jeśli pan też go pokonasz, ma szansę wskoczyć może nawet na jego miejsce. Pięściarz z 15-tki może walczyć o pas mistrza świata.
Tak, wiem.
Stres jest? To ostatni dzwonek, by zacząć podążać śladami Włodarczyka, Głowackiego, czy Masternaka.
Nie większy niż poprzednich walkach. Wiem, co mam robić, na co mnie stać. Resztę pokażę w ringu. Najważniejsze, że robię to, co kocham.
Durodola jest trudniejszym przeciwnikiem od Kalengi, którego zmusił pan do poddania się (nie wyszedł do 7. rundy)?
Nie wiem. Jedni mówią, że tak, inni twierdzą, że Kalenga jest lepszy. Na pewno Durodola jest dużo bardziej doświadczony ode mnie. Ma mocną prawą rękę. Nie można mu się dać rozkręcić, bo wtedy potrafi narzucić swój styl i tempo.
Czyli wychodzi pan do ringu i rzuca się na niego. Pana niezwykle agresywny styl wielu osobom się podoba, a z czego wynika? W życiu też jest pan taki ostry?
Absolutnie nie. Ja jestem rodzinnym, spokojnym facetem. No może czasem po walkach, jak jest czas na krótką zabawę, to trzeba mnie pilnować, ale bez przesady. A czemu jestem agresywny w ringu? Chcę wygrać, najlepiej przed czasem. No i moim bokserskim idolem od zawsze był Mike Tyson.
A w Polsce kto - Gołota, Michalczewski, a może Adamek?
Gołota, bez dwóch zdań. Wstawałem z tatą na jego walki. Pamiętam wszystkie.
Z tatą, którego stracił pan bardzo wcześnie.
Tak, w wieku 15 lat zostałem sam z mamą, siostrą i bratem.
Podobno przejął pan firmę po tacie i zaczął utrzymywać rodzinę?
To prawda. Tata wiercił studnie. Przejąłem biznes. Po śmierci zacząłem jeździć na robotę razem z ekipą, nadzorowałem. W drugiej klasie liceum zrezygnowałem z nauki, bo już nie dawałem rady pogodzić jej z pracą. Na mnie spoczywało utrzymanie rodziny.
Do dziś wierci pan studnie?
Zdarza się. Mam wciąż firmę, która się tym zajmuje. Jak mam wolne, jeżdżę na robotę, ale niezbyt często. To ciężka, fizyczna praca, choć oczywiście wiercenie robi maszyna. Ale lubię to.
Umie pan znaleźć wodę w każdym miejscu?
Na pewno nie używam różdżki, moim zdaniem to głupota. Potrafię ocenić w trakcie wiercenia, czy woda będzie czy nie. Rozpoznaję pokłady. Najgłębsza studnia, jaką udało mi się wywiercić miała 106 metrów. Teraz planuję rozwinąć biznes i zająć się też pompami ciepła.
Z boksu nie da się wyżyć?
Da, nie mogę narzekać. Mam dwóch promotorów, Tomka Babilońskiego oraz Zbyszka Ratyńskiego i jego firmę Ratsport. Zapewniają mi wszystko - trenera, sparingi, odżywki, starty, no i pieniądze za walki.
Ale ponoć jeszcze trudni się pan handlem samochodami?
Bo samochody to moja pasja. A że brat skończył technikum samochodowe i ma smykałkę, to czemu nie zarobić od czasu do czasu, sprowadzając jakieś auto.
Cztery ostatnio ktoś panu spalił. Od razu nasuwają się pytania, czy w jakąś gangsterkę się pan nie bawi?
Nie jestem gangsterem, tylko sportowcem. Nie mam nic wspólnego ze światkiem przestępczym.
To komu się pan naraził? Może ktoś pana szantażuje, pojawiły się też plotki, że chodzi o haracz?
Mogę na ten temat powiedzieć tylko tyle, że sprawą zajęła się policja. Ja nic nie wiem, trenuję do walki, nie chcę o tym myśleć. Dwie noce miałem nieprzespane, ale teraz jest już wszystko ok.
Wróćmy zatem do boksu. Będzie pan mistrzem świata, tak jak zapowiadał Gmitruk?
Wiele zależy ode mnie, ale równie dużo od promotorów. Od roku mam nowego trenera - Andrzeja Liczika, kiedyś świetnego pięściarza, z którym pracuje mi się bardzo dobrze. Robię cały czas postępy.
Dlaczego rozstał się pan z trenerem Adamem Jabłońskim, który szkolił pana przez wiele lat?
Byłem z trenerem od początku swej kariery. To do Adama Jabłońskiego zaprowadził mnie tata, gdy miałem 12 lat. On wie o mnie wszystko, wchodząc do sali treningowej ja też wiedziałem, co mnie czeka. Potrzeba mi było zmiany, nowego impulsu.
I czego uczy pana Liczik?
Choćby spokojniejszego boksu, większej kontroli nad tym, co robię w ringu. Dużo czasu poświęcamy na pracę nóg, technikę. Świetnie się rozumiemy.
31 maja w Pruszkowie zobaczymy pana nową wersję?
Na pewno zobaczycie mnie zdeterminowanego, pewnego siebie i spokojnego. Chcę wygrać, by spełnić marzenia i nadrobić stracony czas.
Mateusz Masternak: Mogę jeździć porsche, ale jak będę musiał to i obornik rękami rozstrząsę
Szeremeta odrzuciła pół miliona
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?