Wiktor Biedrzycki: Nie będę tego krył, walczyłem o ten transfer do Wisły

Bartosz Karcz
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
W niedzielę Wiktor Biedrzycki pierwszy raz zagrał w barwach Wisły Kraków. Nie był to występ udany, bo zakończony czerwoną kartką dla stopera „Białej Gwiazdy”. W dodatku Wisła zaliczyła falstart w ligowych rozgrywkach, bo tylko zremisowała 0:0 z Polonią Warszawa. Nie tylko jednak o tym rozmawialiśmy z nowym zawodnikiem Wisły.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Zadebiutował pan w Wiśle Kraków, ale mecz z Polonią Warszawa zakończył się z czerwoną kartką. Trudno zatem mówić o debiucie marzenie…
- Na pewno nie tak to sobie wszystko wymarzyłem. Jeszcze przy własnej publiczności. Taki bywa jednak sport, piłka nożna. Trzeba wziąć to „na klatę”, pracować dalej. Dobra praca zawsze się obroni. Trzeba też z tego wyciągnąć wnioski, żeby takie sytuacje się nie powtarzały.

- Okoliczności tej kartki były trochę pechowe dla pana…
- Zawodnik Polonii chciał zagrać długie podanie, ale chyba nie w tę strefę, w którą piłka ostatecznie spadła. Bardziej chciał chyba zagrać Rafałowi Mikulcowi za plecy, wzdłuż linii do swojego skrzydłowego. Ja chciałem iść na asekurację i do końca nie widziałem, że wbiega jeszcze napastnik. Gdy się zorientowałem, że wybiega mi zza pleców, to… zadziałem instynktownie. Może wydarzyło się mniejsze zło, bo gdybym go faulował w polu karnym, dostałbym żółtą kartkę, a nie czerwoną. Wiadomo, że rzut karny to jeszcze nie bramka, ale zazwyczaj się nią kończy i pewnie musielibyśmy gonić wynik. Polonia jeszcze bardziej by się cofnęła i nie wiadomo jak by się to wszystko zakończyło.

- Skończyło się remisem 0:0. Nie da się ukryć, że to rozczarowujący wynik dla kibiców, którzy liczyli, że zgarniecie po prostu trzy punkty.
- Jasne, że tak. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, o co gramy. Nie tak wymarzyliśmy sobie ten pierwszy mecz w lidze. Trzeba pracować dalej. Mecz był taki, że mieliśmy swoje sytuacje, mogliśmy wygrać, ale trzeba szanować i ten punkt, skoro tak długo graliśmy w dziesiątkę, bo na koniec ligi każdy będzie cenny. Pozytywem jest to, że zagraliśmy na zero z tyłu. Myślę, że to jest taka liga, żeby jak najmniej tracić bramek, jak najczęściej kończyć mecze na zero, a o ofensywę jestem spokojny. Myślę, że w kolejnych spotkaniach już to pokażemy, że potrafimy zdobywać bramki.

- Przejdźmy do pana. Czym Wisła pana przekonała do transferu, że po kilku latach gry w Bruk-Becie Termalice zdecydował się pan zmienić otoczenie na krakowskie?
- W Niecieczy grałem trzy i pół roku. Czułem już, że muszę zrobić kolejny krok w swojej przygodzie z futbolem. Potrzebowałem impulsu, zmiany otoczenia. Miałem parę propozycji w Polsce, ale to Wisła była najbardziej konkretna. Przedstawiła mi bardzo fajny projekt na drużynę, na mnie samego. Na pewno też europejskie puchary zachęcały do tego transferu. Ale też nie trzeba nikomu tłumaczyć, że Wisła to jeden z topowych klubów w Polsce i jeśli dostajesz taką ofertę, to trudno jej nie przyjąć, bo to przyjemność grać w takim klubie.

- Pod tym względem rzeczywiście to dla pana zmiana, bo Bruk-Bet Termalica to jednak klub, który nie wzbudza aż takiego medialnego zainteresowania jak Wisła. Jest tam po prostu spokojniej. Chciał pan zmierzyć się z trochę inną sytuacją, zobaczyć od środka, jak to jest w tak dużym klubie jak Wisła?
- Jasne, że tak! Każdy piłkarz już jako dzieciak marzy, żeby grać w takich właśnie klubach. Po to gramy w piłkę, żeby mierzyć się presją, żeby brać odpowiedzialność na barki. Jest ona na pewno duża w takim klubie jak Wisła, ale po to trenujemy, dlatego też zarabiamy duże pieniądze, żeby wychodzić na boisko i zadowalać swoją grą kibiców.

- Wspomniał pan o ofertach z polskich klubów, a ja słyszałem, że miał pan też propozycje z zagranicy i to z nieoczywistych dla polskich zawodników kierunków, bo z Rumunii i Indii. Może pan coś więcej powiedzieć na ten temat?
- To prawda, były takie oferty, z poziomu najwyższych lig w tych krajach. Nie rozpatrywałem ich jednak jakoś bardzo mocno, bo od początku chciałem zostać w Polsce. Indie to była mocna egzotyka, może mogłem zastanawiać się, że ustawiłbym się mocniej życiowo po takim wyjeździe, ale na razie podjąłem decyzję, że chcę sprawdzić się w takim klubie jak Wisła. Chcę tutaj zrobić awans do ekstraklasy, a później w niej zaistnieć.

- To prawda, że w Niecieczy sam mocno walczył pan o ten transfer, naciskał władze klubu, żeby pana puścili do Wisły?
- Nie będę tego krył, walczyłem o ten transfer do Wisły. Tłumaczyłem w klubie, że potrzebuję impulsu, kolejnego kroku. Byłem szczery wobec sztabu trenerskiego, wobec władz klubu również. Te rozmowy były długie, ale najważniejsze, że udało nam się wszystkim dojść do porozumienia i finał tego wszystkiego był taki, że podpisałem kontrakt z Wisłą Kraków.

- Czyli pół żartem, pół serio można powiedzieć, że prócz dyrektora sportowego Wisły Vullneta Bashy czy prezesa Jarosława Królewskiego również pan wykonał swoją pracę przy tym transferze?
- Można tak powiedzieć, wykonałem swoją pracę w tym temacie. Taki jest sport, muszę przyznać, że te rozmowy były ciężkie. Mam nadzieję, że władze klubu w Niecieczy, sztab Bruk-Betu uszanowali moją decyzję i nikt tam nie ma do mnie pretensji o ten ruch. Uważam, że nie ma ludzi niezastąpionych, a na starcie sezonu Nieciecza radzi sobie bardzo dobrze.

- W Wiśle ciekawie zapowiada się wasza rywalizacja o miejsce na środku obrony. Jest was czterech doświadczonych zawodników na dwie pozycje, a jak znamy trenera Kazimierza Moskala, to na trzech stoperów raczej grać nie będzie chciał…
- Jaki będzie miał pomysł trener na grę, to nigdy do końca nie wiadomo, różnie może jeszcze być. Cieszy natomiast, że jest rywalizacja o miejsce w składzie, bo ona musi być. To sprawia, że każdy jest „pod prądem” w treningu. Nikt nie może spoczywać na laurach. Każdy musi mocno zapracować sobie na miejsce w składzie. To tylko będzie pomagało całej drużynie, żeby jej poziom sportowy szedł do góry.

- Jak nowa szatnia pana przyjęła? Ze sporą grupą zawodników znaliście się z boiska, ale jak po tylu latach zmienia się otoczenie, to pewnie są nowości.
- W Niecieczy miałem pewną pozycję, ale jestem człowiekiem, który lubi wyzwania. Dlatego postanowiłem postawić odważny krok i przyjść do Wisły. Szatnia przyjęła mnie bardzo dobrze. To prawda, że znaliśmy się z boiska, wiele razy graliśmy przeciwko sobie. Cieszę się, że mogłem szybko dobrze poczuć się w nowym otoczeniu, w nowym klubie.

- Zaczęliśmy od czerwonej kartki, to na koniec zapytam, czy nie sądzi pan, że paradoksalnie może ona otworzyć panu drzwi do gry w meczu z Rapidem. No bo skoro trener Moskal zaczął rotować panem i Alanem Urygą, a pan nie zagra ze Zniczem Pruszków w lidze, to…
- Zobaczymy, decyzja będzie należała do trenera. Ja na pewno na każdym z treningów będę starał się pokazywać, że zasługuję na kolejną szansę i rehabilitację za tę czerwoną kartkę. Na razie wszyscy w klubie wierzymy przede wszystkim w to, że przejdziemy kolejną rundę Ligi Europy. Myślę, że nie można nas skreślać przed rewanżem w Wiedniu, bo pokazaliśmy w czwartek, że możemy z Rapidem grać jak równy z równym. Piłka jest nieobliczalna, do Wiednia jedziemy z dużymi nadziejami i po prostu po awans.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

UEFA grozi Anglii wykluczeniem z Euro

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24