Wisła Kraków. Felicio Brown Forbes: Przyszedłem do Wisły, żeby strzelić jak najwięcej goli

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
wisla.krakow.pl
- Rozmawiałem już długo z trenerem. Również z jego asystentami. Wytłumaczyli mi, czego się ode mnie oczekuje. Pomysł na grę Wisły podoba mi się i jestem pewien, że szybko się w tym wszystkim odnajdę - mówi nowy napastnik Wisły Kraków Felicio Brown Forbes.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Trenuje pan z Wisłą już od kilku dni. Jak pierwsze wrażenia w nowym klubie?
- Czuję się bardzo dobrze. Zostałem świetnie przyjęty przez kolegów, trenerów, wszystkie osoby w klubie. Jestem szczęśliwy, że znalazłem się w Wiśle Kraków.

- Kiedy tak naprawdę dostał pan ofertę z Wisły i jak długo zastanawiał się pan nad jej przyjęciem?
- Temat pojawił się na tydzień, może dwa przed zamknięciem okna transferowego. Czasu na zastanawianie się nie było dużo, bo zbliżał się koniec okresu transferowego. Wszystko potoczyło się zatem dość szybko.

- W momencie, gdy rozmawiał pan z Wisłą, miał pan też ofertę z Belgii, z Zulte Waregem. Dlaczego ostatecznie podpisał pan kontrakt w Krakowie? Co przeważyło na korzyść „Białej Gwiazdy”?
- Rzeczywiście miałem ofertę z Zulte, ale szczerze mówiąc ten klub nie był tak konkretny, jak Wisła. Wciąż pojawiały się jakieś problemy, oni mieli zresztą innych kandydatów do gry w ataku. Skończyło się tak, że podpisałem kontrakt z Wisłą i jestem z tego powodu bardzo zadowolony. To w Polsce wielki klub, dużo znaczy. Dla mnie ważne było również to, że znam już polską ligę, kraj. Dzięki temu łatwiej mi będzie wejść do nowej drużyny.

- Gdy przychodził pan do Rakowa Częstochowa przed poprzednim sezonem, mówił pan, że liczy na większą stabilizację w pańskiej karierze. Po roku znów zmienia pan jednak klub. Co takiego się wydarzyło, że podjął pan teraz taką decyzję?
- Zacznijmy od tego, że pobyt w Rakowie będę wspominał bardzo dobrze. Tak to jednak w życiu piłkarza czasami bywa, że dostajesz dobrą ofertę i chcesz z niej skorzystać. Już mówiłem, że Wisła jest wielkim klubem w Polsce. Dlatego, gdy okazało się, że mnie chce, postanowiłem zdecydować się na ten ruch.

- W barwach Korony Kielce i Rakowa Częstochowa grał pan przeciwko Wiśle cztery razy. Dwa mecze pan wygrał, dwa przegrał. Jakie ma pan wspomnienia z rywalizacji z „Białą Gwiazdą”?
- To były emocjonujące, zacięte spotkania. W jednym z nich nawet udało mi się strzelić bramkę. Już wtedy, gdy grałem w Krakowie, spodobał mi się bardzo stadion. Różne były wyniki tych meczów, ale generalnie dobrze wspominam rywalizację z Wisłą.

- Wisła ma nieco inny styl gry niż Korona Kielce i Raków Częstochowa, w których pan grał w ostatnim czasie. Myśli pan, że szybko odnajdzie się w taktyce, jaką preferuje trener Artur Skowronek?
- Myślę, że nie będzie z tym żadnych problemów. Rozmawiałem już długo z trenerem. Również z jego asystentami. Wytłumaczyli mi, czego się ode mnie oczekuje. Pomysł na grę Wisły podoba mi się i jestem pewien, że szybko się w tym wszystkim odnajdę. W swojej karierze grałem już w różnych systemach. Z trójką ofensywnych graczy, z dwójką napastników, z jednym. W każdym z tych systemów potrafiłem się odnaleźć, więc myślę, że tak samo będzie w Krakowie.

- Urodził się pan w Niemczech, ale z tego, co wyczytałem, dzieciństwo spędził pan w Kostaryce. Ma pan paszporty obu tych krajów. Czuje się pan bardziej Niemcem czy Kostarykaninem?
- Wiele osób mnie o to pyta. Myślę, że to trzeba trochę wypośrodkować. Rzeczywiście urodziłem się w Niemczech, w Berlinie, ale pierwsze lata swojego życia spędziłem w Kostaryce. Mam w sobie wiele z mentalności Kostarykanina, ale też Niemcy wiele mi dały. Moja mama jest Niemką, tata Kostarykaninem, więc gdybym miał tak konkretnie odpowiedzieć, to wychodzi, że mam w sobie trochę z Niemca i trochę z Kostarykanina.

- Wie pan, kto był pierwszym piłkarzem z Kostaryki, który grał dla Wisły Kraków?
- Nie wiem dokładnie kto był pierwszy, ale być może chodzi o mojego przyjaciela Juniora Diaza.

- Dokładnie!
- Znamy się dobrze z Juniorem z reprezentacji Kostaryki. Świetny facet.

- Rozmawiał pan z Juniorem Diazem przed transferem do Wisły?
- Nie było takiej okazji, bo tak jak mówiłem, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Na pewno jednak z nim porozmawiam na ten temat. Wiem, że Junior ma bardzo dobre wspomnienia z okresu gry dla Wisły.

- Czytałem, że pana pierwszy kontakt z futbolem miał miejsce na plażach w Kostaryce?
- Na plażach, na ulicach. Gdy byłem mały, często graliśmy w piłkę w Kostaryce z moimi przyjaciółmi, z rodziną. To bardzo popularny sposób spędzania czasu przez dzieciaki w tym kraju. Zresztą do dzisiaj mam rodzinę w Kostaryce. Mieszka tam mój tata. Moja mama i rodzeństwo mieszkają natomiast w Niemczech.

- Skoro poruszył pan temat rodzeństwa, to proszę opowiedzieć o swoim bracie, który w Niemczech znany jest jako Dean Dawson, popularny raper.
- To prawda. Zajmuje się tym od dłuższego czasu i można powiedzieć, że jest znany w Niemczech nie tylko jako raper, ale również producent.

- Dla pana muzyka jest ważną częścią życia?
- Tak, bardzo ją lubię. Różne gatunki. Rap, muzyka latynoska, hiszpańska. Słucham wiele rzeczy.

- A próbowałem pan swoich sił razem z bratem?
- Nie, nie… Zdecydowanie wolę słuchać muzyki niż śpiewać. Mój brat radzi sobie z tym o wiele lepiej ode mnie.

- Ale też jest ważną osobą z pańskim życiu, który pomagał panu na początku kariery piłkarskiej.
- To prawda. Brat bardzo dużo pomagał mi, gdy zaczynałem grać w piłkę. Kupił mi m.in. pierwsze prawdziwe, piłkarskie buty. To był taki czas w naszej rodzinie, gdy nie było łatwo. Moja mama ciężko pracowała, żeby nas utrzymać, żeby w miarę możliwości niczego nam nie brakowało. Pomoc brata, który zresztą też grał w piłkę, sprawiła, że wszystkim nam było łatwiej.

- W Niemczech grał pan w wielu klubach, ale nigdy nie udało się panu zadebiutować w Bundeslidze. Dlaczego?
- Grałem w młodzieżowej reprezentacji Niemiec. Gdy miałem 17 lat podpisałem też pierwszy zawodowy kontrakt. Do pewnego momentu układało się zatem wszystko tak, jak chciałem. Ale później pojawiły się problemy. Cóż, najprościej trzeba to ująć chyba w taki sposób, że Bundesliga to naprawdę wysoki poziom i nie każdemu udaje się przebić. Ja siedziałem tylko kilka razy na ławce rezerwowych, ale rzeczywiście nie udało mi się zadebiutować w Bundeslidze.

- Zdecydował się pan natomiast w pewnym momencie na odważny krok i przenosiny do Rosji. Zupełnie inny kraj, inna liga. Jak pan wspomina dzisiaj pobyt w Rosji?
- Bardzo dobrze. To rzeczywiście był dla mnie krok trochę w nieznane, ale z perspektywy czasu nie żałuję, że przeniosłem się do Rosji. Miałem tam dobry czas. Spędziłem w tym kraju pięć lat i mogę powiedzieć, że Rosja naprawdę dużo mi dała. Zarówno jako piłkarzowi, ale też jako człowiekowi. Zebrałem tam wiele doświadczeń. Gdy wyjeżdżałem do Rosji, byłem bardzo młody, a te pięć lat ukształtowały mnie pod wieloma względami. Wiem, że w Polsce z racji historii różnie się podchodzi do Rosji, nie zawsze pozytywnie. Ja jednak z tego kraju mam bardzo dobre wspomnienia.

- W Amkarze Perm grał pan z Januszem Golem. Ponoć nawet przyjaźniliście się?
- Tak, bo Janusz to super człowiek. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu w okresie gry w Amkarze. To świetny piłkarz, z którym bardzo dobrze mi się grało. A później odeszliśmy z Amkaru w tym samym czasie. I obaj trafiliśmy do ekstraklasy. Ja do Korony, Janusz do Cracovii. Kontakt utrzymujemy jednak do dzisiaj.

- Wisła jest już siedemnastym klubem w pańskiej karierze. Dlaczego tak często zmienia pan otoczenie?
- To nie jest tak, że ja co roku chcę zmieniać klub, ale życie piłkarza różnie się układa. Czasami na pewne sprawy wpływ mają np. kontuzje, czasami dostajesz po prostu lepszą ofertę. Taki jest futbol, a w nim często wszystko toczy się bardzo szybko. To przede wszystkim moja praca, choć skłamałbym, gdybym powiedział, że nie liczę na stabilizację, na to, że w jednym miejscu zostanę dłużej. Nie będę ukrywał, że właśnie na to liczę teraz, gdy przeniosłem się do Wisły. Mam nadzieję, że tutaj przyjdzie mi pograć znacznie dłużej niż tylko jeden sezon.

- Dzisiaj jest pan napastnikiem, ale w swojej karierze grał pan również na obronie czy w pomocy. To doświadczenie pomaga panu w jakiś sposób grać w ataku?
- Z całą pewnością. Jeśli jesteś zawodowym piłkarzem, to dobrze jest spróbować grać na różnych pozycjach. To doświadczenie z gry w obronie czy pomocy pomaga mi dzisiaj jako napastnikowi w taki sposób, że łatwiej jest mi czasami przewidzieć, jak może zachować się obrońca, który próbuje mnie zatrzymać. Są sytuacje na boisku, że to pomaga mi znaleźć sposób, jak takiego rywala oszukać, ograć.

- Wisła na początku sezonu ma duży problem ze strzelaniem bramek. Kibice mocną liczą, że pan ten problem rozwiąże. Jest pan w stu procentach przygotowany do gry?
- Tak, oczywiście. Zdobywanie bramek to moja praca. Przyszedłem do Wisły, żeby jej pomóc, żeby strzelić dla niej jak najwięcej goli. Mam nadzieję, że niedługo wszyscy będę zadowoleni z mojej postawy na boisku. Tak, jak mówiłem wcześniej, mocno liczę, że w Wiśle będę miał okazję na stabilizację, że zostanę tutaj dłużej. Na pewno zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak się stało.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Felicio Brown Forbes: Przyszedłem do Wisły, żeby strzelić jak najwięcej goli - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24