Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Jerzy Brzęczek: Za moment zaczniemy wygrywać!

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Anna Kaczmarz
- Wisła dzisiaj stoi na coraz mocniejszych fundamentach organizacyjnych, ale musi do tego dojść wynik sportowy. I wiem, gdzie możemy być w następnych latach jeśli teraz uratujemy ekstraklasę - mówi trener Wisły Kraków Jerzy Brzęczek.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Kalkulator w ostatnim czasie jest u pana często w użyciu?
- Oczywiście można często patrzeć w tabelę, liczyć punkty, ale ten sezon w ekstraklasie pokazuje jak ona jest nieobliczalna. Ścisk jest w tabeli ogromny. Pamiętam, jakie były obawy przed powiększeniem ligi do osiemnastu drużyn, że będzie dużo meczów o nic. Życie pokazało, że walka jest i na górze o czołowe miejsca i jeszcze większa na dole o utrzymanie. Meczów bez stawki praktycznie nie ma. My zdajemy sobie sprawę, w jakiej jesteśmy sytuacji, ile punktów potrzebujemy, ale jestem bardzo pozytywnie nastawiony. Widzę jak tak grupa pracuje, jakie postępy robi drużyna.

- Przejął pan Wisłę w bardzo trudnym momencie. Czy gdyby to był jakikolwiek inny klub w podobnej sytuacji, też byłby pan się zdecydować, czy jednak wolałby pan poczekać na pracę w bardziej spokojnych warunkach?
- Miałem różne propozycje z klubów ekstraklasy przez ostatnie miesiące. Nie chciałem wtedy podejmować bardzie konkretnych rozmów. Do Wisły ze zrozumiałych względów mam nieco inne podejście. Wiem, ile tutaj pracy włożono przez ostatnie trzy lata. To było wielkie wyzwanie. Podejmując tę pracę, miałem świadomość odpowiedzialności i ryzyka. Z drugiej strony widząc postępy, jakie robi zespół, myślę, że będziemy na końcu mieli chwilę radości. A co do mojej decyzji, to nie była kwestia tylko moich rodzinnych powiązań w Wiśle. Myślę, że minął już taki okres od zakończenia pracy w kadrze, że nadszedł czas nowych wyzwań. Podejmuje je z pełną świadomością i pokorą.

- Trochę pan uprzedził moje kolejne pytanie. To pana pierwsza praca odkąd rozstał się pan z kadrą. Może pan dzisiaj powiedzieć, że przepracował już temat reprezentacji czy wciąż jest w panu żal do ówczesnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, że pana zwolnił?
- Każdy z nas trenerów musi być przygotowany na zwolnienie. Ja za dużo lat jestem w tym biznesie, żeby nie mieć świadomości jak to funkcjonuje. Dlatego nie będę mówił o jakimkolwiek żalu. Prezes Boniek mnie zatrudnił, prezes Boniek miał prawo mnie zwolnić. Oczywiście miałem postawione w tej pracy konkretne zadania i wszystkie zrealizowałem. Myślę, że dzisiaj po tylu miesiącach od mojego zwolnienia wiele osób też już nieco inaczej patrzy na moją kadencję. Bo okazało się, że wcale nie jest tak łatwo wygrywać z reprezentacją. Wygraliśmy 50 procent spotkań, a myślę, że trochę później zabrakło takiej merytorycznej, rzeczowej oceny mojej pracy. Z tych wszystkich meczów cztery razy zagraliśmy z Włochami, mistrzami Europy. Dwa razy z Portugalią, dwa razy z Holandią. Oczywiście wiem, że nie wygrywaliśmy z tymi drużynami, ale może trzeba spojrzeć na to wszystko szerzej i zauważyć, że z Holandią w meczu o punkty nie wygraliśmy od ponad czterdziestu lat. Z Włochami chyba około trzydziestu lat. Oczywiście nie mam zamiaru przekonywać w tym miejscu, że ze swoim sztabem nie popełniłem żadnego błędu. Żaden jednak z nich nie spowodował, że nie zrealizowaliśmy postawionych przed nami celów. Moja kadencja poległa na pierwszym starcie w Lidze Narodów. Mieliśmy za przeciwników Włochów i Portugalczyków. Zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie, ale przypomnę, że z Włochami straciliśmy gola w doliczonym czasie gry. Gdybyśmy nie stracili, to oni byliby ostatni. To była zatem bardzo wyrównana rywalizacja. W kolejnej edycji mieliśmy w grupie Włochów, Holendrów i Bośniaków, a jednak utrzymaliśmy się. W pewnym momencie byliśmy liderem grupy, co spowodowało, że niektórzy zaczęli wierzyć, że jesteśmy już mistrzami świata. A każdy racjonalnie myślący widział, że przede wszystkim wygrywaliśmy to, co było trzeba, czyli mecze z Bośnią i Hercegowiną. Holendrzy i Włosi tracili z nią punkty. Oczywiście we Włoszech na koniec zagraliśmy bardzo słaby mecz, nie do końca trafiłem ze składem. Wiem natomiast, co zrobiłem z tą kadrą. Miałem wprowadzać młodych zawodników, przebudowywać drużynę po mistrzostwach świata w Rosji. A to nigdy proste nie jest, nie zawsze idzie to w parze z wynikami. Nam się to jednak udawało. Po moim odejściu z kadry na mistrzostwach Europy zdobyliśmy tylko jeden punkt. Mało tego, reprezentacja potrafiła wygrywać tylko z Albanią, San Marino i Andorą. My wygrywaliśmy z Ukrainą, Austriakami, Finami, Bośnią i Hercegowiną. Wszyscy mówili wtedy, że z takimi rywalami, to każdy by wygrał… Jak się okazuje to wygrywanie wcale tak proste nie jest.

- Reprezentacja jest drużyną, która ogniskuje zainteresowanie praktycznie wszystkich. Pan dużo mówi o stronie sportowej, ale czy gdyby mógł pan pewne sprawy rozegrać jeszcze raz, to postąpiłby pan inaczej? Mam tutaj na myśli choćby lepsze ułożenie sobie relacji z liderami kadry z Robertem Lewandowskim na czele czy z czołowymi w Polsce mediami.
- Nigdy nie miałem problemów z mediami. Oczywiście wiem jak to funkcjonuje. Wiem jednak również, że są dziennikarze, którzy potrafią opisywać rzeczywistość obiektywnie. Media to ogromna siła, spełniają bardzo ważną rolę. Gdy zacząłem pracę z kadrą, udzieliłem wywiadu praktycznie każdej redakcji. Później przyszedł jednak moment, gdy trzeba się było trochę odłączyć, zająć innymi sprawami. Jeśli natomiast chodzi o Roberta, to mieliśmy dobre stosunki. Wiem, co pisano na ten temat, ale fakty są takie, że moje najczęstsze wyjazdy były do Roberta, na jego mecze. Może nie mówiło się o tym dużo, bo mam taki styl pracy, że nie robię sobie od razu zdjęć i nie wrzucam na Twittera. Przekaz w niektórych mediach szedł jednak taki, że w kadrze nie ma atmosfery. To ja powiem tak, że gdyby w tej drużynie nie było jedności, to w trudnych meczach z Austrią, z Portugalią nie dalibyśmy rady. A przypomnę, że w tym ostatnim meczu graliśmy bez Roberta. Na koniec tego wątku zadam jeszcze tylko dwa pytania. Czy ktoś dzisiaj pamięta, ile pisało się o świetnych relacjach między Robertem Lewandowskim i Paulo Sousą? I czy przy tych ich świetnych relacjach wyniki były lepsze niż za mojej kadencji? Niech każdy sam odpowie sobie na te pytania. Robert Lewandowski był i jest wielkim piłkarzem. Ma ogromny wpływ na drużynę. Ja jednak patrzyłem na kadrę w ten sposób, że są w niej również inni bardzo ważni zawodnicy. Tylko tyle.

- Ile dała panu praca w kadrze jeśli chodzi o doświadczenie zawodowe? Na ile Jerzy Brzęczek różni się od tego trenera, który odchodził do kadry z Wisły Płock?
- To nawet trudno opisać jak ogromne doświadczenie daje praca z kadrą. Liczba meczów z topowymi reprezentacjami, zawodnikami, trenerami jest ogromna. Przychodząc do pracy z kadrą doświadczenie moje i mojego sztabu w międzynarodowym futbolu było żadne. Szybko jednak potrafiliśmy analizować, wyciągać wnioski i konkurować z najlepszymi drużynami. Toczyliśmy wyrównane boje z mistrzami Europy. Nawet jeśli przegrywaliśmy, to nie zdecydowanie. Podróże po Europie, również po klubach, rozmowy z trenerami, takimi jak choćby Carlo Ancelotti, Hansi Flick to powoduje, że człowiek siłą rzeczy się rozwija. Tym bardziej jeśli jest się osobą otwartą, która potrafi słuchać i wyciągać wnioski dla swojej pracy. Praca z kadrą nauczyła mnie również żyć pod zdecydowanie większą presją niż to ma miejsce w klubie. Ta presja nie jest może codzienna jak w klubie, ale proszę mi wierzyć, że te pięć, sześć razy w roku jest bardzo intensywne. Selekcjoner staje się wtedy jedną z najważniejszych osób w kraju i trzeba nauczyć się z tym funkcjonować.

- W Wiśle Kraków pana kandydaturę rozpatrywano już wcześniej. Nie był pan jeszcze gotowy, żeby wrócić na trenerską ławkę czy decydowało coś innego?
- Różne były przyczyny, że nie przejąłem Wisły wcześniej. Jestem tutaj dzisiaj i jestem z tego bardzo dumny, choć wcześniej nie miałem przecież z tym klubem bezpośrednich związków. Mój pierwszy kontakt polegał nam tym, że lata temu jeździłem na zgrupowanie reprezentacji juniorskich i tam poznałem trenera Stanisława Chemicza. To był rok 1985, a więc wieki temu. Później oczywiście patrzyłem na to, co dzieje się w Wiśle, gdy grał tutaj Kuba. Gdy tutaj wrócił, były opcje, żebym przejął zespół, ale nastąpiło to dopiero teraz. W trudnym momencie, bo działamy pod ogromną presją czasu. Ewentualnych pomyłek nie możemy zaliczyć zbyt dużo.

- Odkąd przejął pan Wisłę, nie udało wam się na razie podnieść, bo nie wygraliście jeszcze meczu, obsunęliście się w tabeli na miejsce spadkowe, a w Pucharze Polski odpadliście z III-ligową drużyną. Przed wami bardzo trudny terminarz. Skąd zatem kibice mają czerpać nadzieję, że misja utrzymania drużyny wam się uda?
- Trzeba przede wszystkim mieć pozytywne nastawienie. Jeśli natomiast mówimy o konkretach, to ja nadzieję czerpię z tego, co widzę na treningach. Wbrew temu, co może nawet sam sądziłem o tej drużynie, gdy oglądałem ją z zewnątrz, dzisiaj z pełną świadomością mogę stwierdzić, że to jest drużyna bardzo zaangażowana w to, co robi. W oparciu o umiejętności tych piłkarzy, patrzę na to optymistycznie. Zdaję sobie jednak doskonale sprawę, że presja jest duża. Walka o utrzymanie rodzi duże obciążenie psychiczne, ale powtórzę jeszcze raz - trzeba mieć optymistyczne nastawienie. Wiem, że nie wygraliśmy jeszcze meczu. Wiem, że skompromitowaliśmy się w Pucharze Polski. Ale to ostatnie paradoksalnie pomogło mi jeszcze mocniej uświadomić piłkarzom, drużynie jak poważna jest sytuacja. Nie da się wymazać złości, że odpadliśmy z Pucharu Polski, ale może tak właśnie miało być, żeby drużyna szybciej zareagowała w lidze. Pierwszy efekt widoczny był już w Gdańsku.

- To, że Wisła znalazła się dzisiaj w takim miejscu, jest czymś spowodowane. Gdy słucha się pana na konferencjach prasowych, choćby jak mówi pan o sytuacji z Felicio Brown Forbesem, to można odnieść wrażenie, że nie wszystko funkcjonuje w klubie tak jak pan sobie to wyobraża. Zgadza się?
- Pewne rzeczy chciałbym zmienić. To oczywiste. To nie jest jednak tak, że ja nie miałem żadnej wiedzy o tym, co w Wiśle się działo przez ostatnie miesiące, lata. Teraz jednak przedstawiłem swoje sugestie, co trzeba zmienić. Będziemy to wprowadzać i od tego odwrotu nie będzie. Najpierw jednak podstawowym celem musi być utrzymanie. To jest w tym momencie ponad wszystko.

- Miał pan wpływ na to, że Wisła rozstała się z dyrektorem sportowym Tomaszem Pasiecznym?
- Nie miałem na to wpływu. Współpracowaliśmy zresztą z dyrektorem Pasiecznym bardzo krótko. To była decyzja zarządu, o której oczywiście zostałem poinformowany. Powiem tyle, że tak jak w przypadku trenerów, tak i dyrektorzy sportowi w tym biznesie muszą być gotowi na różne sytuacje. Jesteśmy zatrudniani, jesteśmy zwalniani. Klub musi po prostu odnaleźć się w nowej sytuacji. Jesteśmy po zamknięciu okna transferowego, choć pewne ruchy są jeszcze możliwe. Wiemy jak okropne rzeczy dzieją się za naszą wschodnią granicą. Nie mamy na to wpływu, ale nie można wykluczyć, że ktoś z tamtego kierunku do nas trafi. Działamy teraz dwutorowo. Pierwszy cel to utrzymanie, drugi to myślenie o przyszłości w nowym sezonie. Mam nadzieję, że sezonie w ekstraklasie.

- Wisła patrząc na okna transferowe letnie i zimowe sprowadziła dziewiętnastu piłkarzy. Czy pańskim zdaniem to jest normalna sytuacja? Czy nie przydałoby się jednak nieco więcej stabilizacji jeśli chodzi o skład?
- Taka liczba zmian rodzi trudność w bezbolesnym wprowadzaniu zawodników do drużyny. Ja już z czymś podobnym w swojej karierze zetknąłem się w Lechii Gdańsk. Tam też początek był taki, że było tak dużo obcokrajowców. Doświadczenie jak to składać zatem mam. To też jest dla mnie przyczynek do optymizmu, bo jak patrzę na co dzień, to widzę, że zawodnicy zaczynają funkcjonować coraz lepiej jako drużna. W dość szybkim tempie udaje nam się w tym względzie robić postępy. To nie jest już zlepek ludzi, którzy wychodzą na boisko, a każdy patrzy, żeby mieć jak to się mówi - „czyste kapcie”. Wiem, że jeszcze nie wygraliśmy meczu, ale za moment będziemy wygrywać. Bardzo dobrym znakiem jest to, że my trzy razy przegrywaliśmy i trzy razy zdołaliśmy odrobić straty. Gdyby ci chłopcy nie stanowili drużyny, nie zrobiliby tego. Teraz potrzebują jeszcze takiego pozytywnego bodźca, żeby wygrać jeden, drugi mecz. Potrzebujemy jeszcze trochę czasu, pracy, żeby przestawić drużynę całkowicie na naszą filozofię gry. Miałem trochę obaw jak to będzie nam wychodziło w codziennej pracy, żeby z czymś nie przesadzić. Wiedziałem, że musimy trochę rotować składem, żebyśmy w tym najważniejszym momencie sezonu, który rozpocznie się zaraz po reprezentacyjnej przerwie, mieli w miarę wszystkich piłkarzy w optymalnym przygotowaniu fizycznym.

- Jeszcze pozostając przy transferach. Nie sądzi pan, że w Wiśle za mocno idzie się w kierunku sprowadzania piłkarzy zagranicznych, że te proporcje zostały zachwiane?
- Po części trzeba w tym momencie zrozumieć, jakie są uwarunkowania. Dobrego, młodego polskiego piłkarza, który już pokazał się szerszej publiczności, nie pozyska dzisiaj nawet topowy polski klub, bo tacy zawodnicy kosztują po kilka milionów euro i są transferowani za granicę. To nie znaczy jednak, że trzeba rezygnować, bo zdarzają się sytuacje, gdy pojawiają się okazje. I wtedy trzeba być przygotowanym, żeby przekonać agenta jednego czy drugiego piłkarza, że warto związać go z Wisłą. I tak będziemy działać. Mało tego, my już zaczęliśmy pracę w tym kierunku! Te proporcje Polaków i obcokrajowców to jest jedna z tych rzeczy, które chciałbym w Wiśle zmienić.

- Wspomniał pan, że Wisła może nawet poza oknem transferowym pozyskać jeszcze piłkarzy. Turek Adem Buyuk może być wkrótce waszym napastnikiem?
- Może, ale nie jest to przesądzone. Bo ja chcę mieć pewien wpływ nie tylko na same transfery, ale również na to, jak one się odbywają. Mamy bardzo mało czasu, a ja nie pozwolę na to, żeby ktoś z zewnątrz wywierał na nas presję. Tym bardziej, że ktoś nie jest nam w stanie zagwarantować w tym przypadku, że zawodnik, który trafi do nas z całkiem innej ligi, kultury będzie w tak krótkim czasie w stanie się u nas zaaklimatyzować. Ten temat pozostaje otwarty, ale ostatecznej decyzji nie ma.

- Ma pan swoją diagnozę dlaczego Wisła już trzeci sezon z rzędu trochę na własne życzenie pakuje się w kłopoty i walkę o utrzymanie?
- Zawsze gdy się patrzy z boku wszystko wydaje się proste. A jak się działa w środku, to takie proste już nie jest. Całą sytuację Wisły, wielkiego polskiego klubu trzeba rozpatrywać szerzej. Trzeba patrzeć na to, co tutaj się działo przez ostatnie lata, ile było walki ekonomicznej o przetrwanie. Jeśli chodzi o stronę sportową mam swoje przemyślenia, rozmawiamy o tym praktycznie codziennie. Wiele rzeczy się przecież Wiśle udaje, ale zgoda - brakuje najważniejszego, wyniku sportowego. Wiem jednak, ile ludzie tutaj pracujący wkładają w to wszystko zdrowia, pieniędzy. Podsumuję to w ten sposób, że Wisła dzisiaj stoi na coraz mocniejszych fundamentach organizacyjnych, ale musi do tego dojść wynik sportowy. I wiem, gdzie możemy być w następnych latach jeśli teraz uratujemy ekstraklasę.

- Wspomniał pan, że chciałby, żeby po przerwie na mecze reprezentacji drużyna była w optymalnym stopniu przygotowana fizycznie. Czy mam to rozumieć w ten sposób, że na razie nie jest? Mówił pan zresztą już na jednej z konferencji prasowej, że nie jest do końca zadowolony z tego aspektu.
- Mówiąc o stanie przygotowania fizycznego zawodników mam na myśli to, co my chcemy grać i jak oni powinni być do tego przygotowani. Nasza filozofia bazuje na sile, szybkości. I w tym kierunku pracujemy. Jeśli ma się do dyspozycji okres przygotowawczy, to można wszystko pod to ustawić. Jeśli przychodzi się w trakcie sezonu, to pewne sprawy trzeba układać z dnia na dzień i z wyczuciem, bo zawodnicy w różny sposób reagują na bodźce. Na ten moment poradziliśmy sobie nieźle z tym aspektem.

- To ile, brakuje, żeby był pan w pełni zadowolony?
- Szczerze mówiąc jeszcze dużo.

- Dwa tygodnie przerwy na mecze reprezentacji wystarczą, żeby to wszystko wyprowadzić na prostą?
- Na pewno będziemy wyglądać dużo lepiej.

- W Wiśle dużo mówi się o młodzieży. O takich piłkarzach jak Piotr Starzyński czy Mateusz Młyński. Wygląda jednak na to, że oni potrzebują jeszcze czasu, żeby móc odgrywać czołowe role w tej drużynie. Pan jak na nich patrzy?
- To są bardzo ambitni zawodnicy, którzy mają bardzo dobre charaktery i ogromną chęć do pracy. Mają też potencjał. Z jednej strony spoczywa na nich duża presja, z drugiej podano im rękę wprowadzając przepis o młodzieżowcu. Ja uważam, że jeśli ktoś ma 16-17 lat i jest dobry, to i tak się przebije. Dzisiejszych nastolatków nie można porównywać do tego, co było przed laty. Inne czasy, inne charaktery. Dzisiaj naszym zadaniem jest pomóc tym chłopakom się rozwijać, ale oni też muszą sami przełamywać swoje słabości, żeby wskoczyć na wyższy poziom. W Wiśle jest duża grupa - nie tylko Starzyński i Młyński - która ma duże możliwości. Myślę, że niedługo przekonamy się, kto z tych chłopaków wykorzysta swoją szansę.

- Zakładając, że Wisła utrzyma się w ekstraklasie, a pan zostanie w klubie na dłużej, jak widzi pan swoją rolę? Chce pan być tylko trenerem czy raczej połączeniem szkoleniowca i menedżera drużyny, mającego duży wpływ na politykę transferową? Coś w stylu angielskim.
- Na pewno interesuje mnie taki właśnie model pracy. Na razie nie rozmawialiśmy czy zdecydujemy się na zatrudnienie nowego dyrektora sportowego czy nie. Już teraz jednak przygotowujemy się pod kątem nowego sezonu i pierwsze rozmowy z zawodnikami przeprowadziłem. Struktura pionu sportowego będzie jednak przedmiotem dyskusji jak to finalnie ma wyglądać.

- Na koniec chciałbym zapytać o to, co w najbliższym czasie będzie was czekać. Taka gra jak w drugiej połowie meczu z Lechią Gdańsk wystarczy pana zdaniem do tego, żeby myśleć realnie o punktach w spotkaniach z Lechem Poznań i Pogonią Szczecin?
- Uważam, że Wisła jest w stanie grać jeszcze lepiej niż w drugiej połowie w Gdańsku. Każdy mecz to jest jednak nowe wydarzenie, wiele jest zmiennych w czasie gry, trzeba reagować na to, co dzieje się na boisku. Myślę jednak, że jako drużyna idziemy do przodu. Nowi zawodnicy dają nam jakość jak choćby Manu czy Poletanović. Coraz lepiej wygląda Luis Fernandez, który miał wcześniej problemy zdrowotne. Przed nami bardzo trudne mecze, ale co my mamy do stracenia? Przecież gorzej już być nie może, skoro jesteśmy na miejscu spadkowym. Możemy iść tylko w górę. Wiemy, że przyjedzie do nas Lech z bardzo dobrym trenerem, jakim jest Maciej Skorża. Lech kadrowo jest najmocniejszy w Polsce, ale Raków ostatnio pokazał, że dyscypliną, wyrachowaniem taktycznym można Lecha ograć. Lechia też była w stanie z nimi wygrać, choć z gry Lech był lepszy. Taka jest jednak piłka. Przyjedzie do nas mocno podrażniona ostatnią porażką drużyna. My mamy świadomość siły Lecha, ale mogę wszystkich zapewnić, że nie wyjdziemy na boisko, żeby poprosić tylko o jak najmniejszy wymiar kary.

- Ma pan wewnętrzne przekonanie, że Wisła utrzyma się w ekstraklasie?
- Na pewno nie powiem, że utrzyma się spokojnie, bo jak w piłce pojawia się za dużo spokoju, to jest pierwszy krok do porażki. W piłce trzeba być cały czas czujnym. Trener nigdy nie może czujności stracić. Szatnia piłkarska to jest pewnego rodzaju fenomen. Trzeba pewne rzeczy po prostu czuć. Czasami drobiazgi powodują, że coś idzie mocno w górę albo wprost przeciwnie - wali się. Trener Franciszek Smuda lubi powtarzać, że trzeba mieć nosa do piłki i trudno się z nim nie zgodzić. Jeśli pan pyta mnie dzisiaj czy jestem pewien utrzymania, to odpowiem w ten sposób, że dla mnie najważniejszy jest widok piłkarzy, którzy chcą ciężko pracować i chcą za wszelką cenę utrzymać się w ekstraklasie. To sprawia, że jestem optymistą i mocno w tych chłopaków wierzę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Jerzy Brzęczek: Za moment zaczniemy wygrywać! - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24