Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wodny świat, czyli selfie ze Złotkami [ROZMOWA]

Marek Fabiszewski
Marek Fabiszewski
Natalia Madaj i Magdalena Fularczyk-Kozłowska odbierają statuetkę za tytuł "Sportowa Gwiazda Bydgoszczy 2016".
Natalia Madaj i Magdalena Fularczyk-Kozłowska odbierają statuetkę za tytuł "Sportowa Gwiazda Bydgoszczy 2016". Tomasz Czachorowski
- Pierwsze 500 metrów płyniemy na maksa, kolejne 1000 metrów spokojnie, na ostatnich 500 metrach robimy „żurawia” i… nie wiemy co się dzieje - tak Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj opisują swój wyścig na wodzie.

Złote olimpijki (LOTTO Bydgostia) z Rio de Janeiro, wygrały plebiscyt „Expressu Bydgoskiego” za rok 2016. Co ciekawe, całe podium przypadło wodniakom.

Drugie miejsce zajęła kajakarka Beata Mikołajczyk (UKS Kopernik), a trzecie Monika Ciaciuch (LOTTO Bydgostia) – obie wróciły z Rio z brązem.

Z triumfatorkami naszego plebiscytu rozmawialiśmy w środę wieczorem po ogłoszeniu wyników w hotelu „City”.

Czy do zwycięstw, do wygrywania można się przyzwyczaić, uzależnić od nich?

Natalia Madaj: Na pewno to jest miłe uczucie. Kiedy się wchodzi na ten najwyższy stopień podium, to ciężko jest z niego schodzić. Nie ukrywamy, że w minionym sezonie z tego najwyższego podium nie schodziliśmy. Bo i Puchary Świata, i igrzyska… Przyzwyczaiłyśmy się do tego, bardzo nam się to podoba, ale każdy walczy, każdy sportowiec nie może osiąść na laurach i to wymaga bardzo ciężkiej pracy. W sporcie nic nie ma pewnego.

Ale wcześniej nie zawsze wygrywałyście. Jak sobie z tym radziłyście?

Natalia Madaj: Oczywiście, nie zawsze byłyśmy na podium. Bywały też starty, gdy ocierałyśmy się o medale, ale jakby cel na 4-lecie jest tylko jeden, to igrzyska olimpijskie. Tak naprawdę tamte starty nas cieszyły i wysokie miejsca też, ale Rio de Janeiro to był nasz główny cel i głównie tam chciałyśmy zaprezentować nasz szczyt formy.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Oczywiście, że uzależnia i idzie się przyzwyczaić, ale nadal trzeba mieć w sobie tę pokorę, że jak się nawet nie uda, to świat się nie zawali. Tylko trenuje się dalej i dąży do tego, żeby na to podium ponownie wrócić. Zdarzały się zawody, kiedy nas na podium nie było, ale tak jak Natalia powiedziała: to igrzyska byłym głównym celem 4-lecia. To że po drodze były jakieś sukcesy, to tylko pomagały, jakby motywowały do dalszej pracy.

Każdy wybitny sportowiec zawsze mówi jedno: żeby uprawiać sport, to trzeba to kochać. Skąd w Waszym życiu sport, to jakaś rodzinna kontynuacja?

Natalia Madaj: Jeśli chodzi o mnie, to wszystkiego po troszeczku. Pochodzę z rodziny usportowionej, bo i rodzice i siostra starsza, i brat. Tata z bratem uprawiali kolarstwo, siostra wioślarstwo, a ja poszłam w ślady siostry. Od dziecka lubiłam sport, lubiłam rywalizację. Myślę, że to jest połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: U mnie było podobnie. Tata uprawiał kolarstwo, mama grała w piłkę ręczną, brat był związany z koszykówką, więc ten sport cały czas się w moim życiu przewijał. Oczywiście, wioślarstwo wyszło przypadkowo, choć ciocia i wujek mieli małe epizody na wodzie.

A kto Was ukształtował w tym początkowym okresie sportowym, kto wpłynął na Wasze charaktery?

Natalia Madaj: Na pewno moja rodzina, brat, a w szczególności starsza siostra, która przetarła mi ścieżki, która zawsze mi radziła, była pomocą, była oparciem. Też przeszła swoją drogę wioślarską, więc zawsze mogłam się jej poradzić. Siostra, przyjaciółka, wioślarka i trochę psycholog w jednym. Na pewno ona.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Myślę, że wioślarstwa i tych całych sportowych zakamarków nauczył mnie trener Jacek Błoch. Prowadził mnie w Szkole Mistrzostwa Sportowego i to on mi pokazał jak to wioślarstwo trzeba uprawiać, żeby odnieść jakiekolwiek sukcesy. On mnie zaraził na pewno sportem. Z domu wyprowadziłam się w wieku 16 lat i w tamtym czasie ważne było też wsparcie rodziców, bo jednak byłam 200 kilometrów od domu i trzeba było jakoś sobie radzić. No i przez te 16 lat mój mąż też był dla mnie dużym wsparciem.

Czy można powiedzieć, że znacie się nawzajem jak przysłowie łyse konie? Wiecie o sobie wszystko?

Natalia Madaj: Czy wiemy wszystko? (śmiech) Na pewno dużo. Na zgrupowaniach jesteśmy cały czas razem, w roku olimpijskim było tego prawie 300 dni. Jeśli nie jest to rok olimpijski, to 200 parę dni, więc z konieczności znamy się bardzo dobrze, ale myślę, że jakieś drobne tajemnice każda z nas ma… (śmiech)

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: …i nawet niech tak będzie! Wtedy jakby lepiej te nasze kontakty się układają. Znamy się nie od dziś. Poza tymi kadrowymi sprawami, zgrupowaniami, łączy nas też klub LOTTO Bydgostia i tam też spędzamy ze sobą trochę czasu. Czy to na mistrzostwach Polski, czy na spotkaniach.

Czy możecie powiedzieć, czym jedna druga zaskoczyła kiedyś: słowem, gestem, uczynkiem? Zrobiła jakąś niespodziankę?

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Mnie zaskoczyła Natalia w trakcie mojej kontuzji, gdy trener chciał ją posadzić z inną koleżanką, a ona powiedziała, że nie usiądzie do tej łódki i że czeka na mnie. To było dla mnie miłe zaskoczenie, pomimo tylu wspólnych lat.

Niech każda z Was wymieni te najlepsze cechy drugiej zawodniczki…

Natalia Madaj: Myślę, że trafiłyśmy na siebie sportowo, i mimo że jesteśmy rożnych charakterów, to potrafimy się dogadać i cieszę się, że zawsze się nawzajem motywowałyśmy, miałyśmy do siebie zaufanie. I to jest naszą siłą, że potrafimy się dogadać zarówno na wodzie, jak i na lądzie. Ze potrafimy współpracować ze sobą nie tylko w łódce na treningu, ale też spędzać ze sobą czas poza wodą.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Ja bym do tego dodała też to, że jesteśmy pracowite i uparte, że zawsze chciałyśmy pokazać, że te małe też są coś warte i potrafią poprzez trening odnosić potem sukcesy na najważniejszych zawodach.

Po powrocie z Rio zostałyście powitane w kraju po królewsku. Prawie jak dawniej: kwiaty, ordery, wizyty w zakładach pracy… teraz telewizje śniadaniowe… Poczułyście na własnej skórze co to jest ogromna popularność. Jak to oceniacie po upływie pół roku?

Natalia Madaj: Po powrocie rzeczywiście dużo się działo wokół nas. Dla mnie to są bardzo przyjemne chwile i staram się z tego korzystać, jak tylko mogę. Miałyśmy swój cel na igrzyskach i wtedy nie skupiałyśmy się na tym wszystkim co się dzieje dookoła, mimo że byłyśmy stawiane w gronie faworytek. Próbowano nas gdzieś tam wyrwać z treningu na jakiś delikatny wywiad, opowiedzenie czegoś o przygotowaniach. Po złotym medalu można się troszeczkę rozluźnić i celebrować ten sukces.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Faktycznie, jeszcze celebrujemy to, jak na przykład przy okazji tych bydgoskich plebiscytów, ale już troszkę mniej. Minęło już pół roku, będzie coraz ciszej, no i niedługo zaczniemy przygotowania do nowego sezonu.

A zdarzyły się jakieś śmieszne sytuacje po powrocie z Rio?

Natalia Madaj: Powiem szczerze, było tyle euforii, tyle szczęścia i na każdym kroku gdzieś jakieś miłe momenty. Ciężko wskazać coś konkretnego, bo mi na przykład uśmiech cały czas nie schodził z twarzy. Zaskakiwali nas kibice w Bydgoszczy i po powrocie do mojego rodzinnego Szydłowa, gdzie przywitała mnie orkiestra i głośne „Sto lat!”, spotkanie z panem wójtem i mieszkańcami. Tych momentów było bardzo, bardzo dużo.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Dla mnie zabawnie, choć bardzo miło dla nas, było wtedy, gdy kibice, w ogóle ludzie, robili zdjęcia w takich dziwnych sytuacjach i miejscach. Na przykład robiłam zakupy w jakimś supermarkecie, a pewna pani chciała sobie zrobić ze mną selfie na tle jakichś jajek. Oni nie zważali na okoliczności, chcieli mieć po prostu zdjęcie i już. Nadarzyła się okazja, no to robimy (śmiech)

A o której wróciłyście do domu po balu w stolicy?

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: (śmiech) Widzę, że tu już jakieś legendy zaczynają krążyć na ten temat.

My wiemy tylko o jajecznicy rano, a było coś więcej?

Natalia Madaj: No, jajecznica i jeszcze trochę (śmiech). Do ostatniej piosenki się bawiłyśmy, mamy dobrą kondycję.
Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Z parkietu już nas wyganiali (śmiech).

Czy w sporcie są silne przyjaźnie, nie tylko w ramach tej samej dyscypliny? Wiemy, że przez całą noc bawiłyście się z Anitą Włodarczyk…

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Z Anitą znam się od oooo… kilku lat, razem studiowałyśmy w Poznaniu na AWF-ie. Utrzymujemy ten kontakt do dzisiaj między zgrupowaniami, wspieramy się tez w swoich startach. Myślę, że każdy sportowiec jest drugiemu sportowcowi przyjazny i trzyma kciuki za drugiego.

Nie ma czegoś takiego jak zazdrość, że komuś się wiedzie lepiej?

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: A dlaczego mam być zazdrosna? Nam się też wiedzie (śmiech)

Natalia Madaj: Trzeba zacząć od tego, że uprawiamy różne sporty, u nas nie ma rekordów świata, tak jak u Anity w młocie. Dopingujemy ją, żeby poprawiała je jak najczęściej. I inni zawodnicy w innych dyscyplinach też. Im częściej Mazurek Dąbrowskiego jest grany na arenach światowych, tym bardziej powinniśmy się z tego cieszyć.

Nie pochodzicie z wielkich miast i ośrodków sportowych (Natalia z Szydłowic, Magdalena z Grudziądza – przyp. red). Z wielkimi sportowcami tak często jest. Czy to miało wpływ na Waszą drogę życiową, sportową, czy to była szansa na wybicie się?

Natalia Madaj: Nie potrafię dokładnie na to odpowiedzieć, ale tak jak wcześniej wspominałam, duże znaczenie miała i ma rodzina. Ja absolutnie nigdy nie miałam kompleksów, że pochodzę z mniejszej miejscowości, ale nie ukrywałam, że chciałam zobaczyć trochę więcej. Wiedziałam, że to będzie sport i to głównie on pozwolił mi poznać Polskę, pojechać za granicę i zobaczyć nowe miejsca. Ale moje Szydłowo nie jest powodem do żadnego kompleksu. Tamtejsi mieszkańcy nie mówią, że są z Piły, choć mieszkają 5 kilometrów od tego miasta.

A jak będą w Szydłowie otwierać nowe ulice, to wiadomo, kto będzie patronem…

Natalia Madaj: Tak, tak…. (śmiech)

No to może powiedzmy też coś o Grudziądzu, jakby nie było troszkę większym mieście…

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Ja nie mam z tym w ogóle żadnych problemów.

Najfajniejsze miejsce, gdzie miałyście okazję być w trakcie sportowych startów? Coś czujemy, że to może być miasto ostatnich igrzysk...

Natalia Madaj: My rzeczywiście miałyśmy okazję być w różnych miejscach i na różnych torach się ścigać na świecie, ale dla mnie bez wątpienia najpiękniejszym miejscem jest faktycznie Rio de Janeiro. To stamtąd mam najpiękniejsze sportowe wspomnienia i myślę, że tak już zostanie.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Dla mnie Rio też, ale myślę, że fajny obóz i fajne zawody były w Australii, gdzie miałyśmy też okazję spotkać przyjemnych ludzi. W ogóle Australia jest przepięknym miejscem, chociaż podczas tamtego wyjazdu byłam też w Nowej Zelandii. I tam ludzie wiedzą, co to jest wioślarstwo. Tam na każdym kroku, jak mówi się, że jest się wioślarzem, to wiedzą o co chodzi, chcą rozmawiać, interesują się tym sportem. Dla nich to są sporty narodowe, u nas tego zainteresowania na co dzień troszeczkę brakuje.

Jak w ogóle spędzacie wolny czas? Muzyka, kino, film, książka?

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: W naszym wypadku czasu wolnego jest bardzo mało. Jeśli nawet mamy go między obozami, to jest tego 4-5 dni, a wtedy wiadomo, spotykamy się z rodzinami. A na obozie po treningu? Masaż, kawa i spać! (śmiech) Na nic nie ma więcej czasu. Ewentualnie naprawdę szybkie zakupy w pierwszym lepszym markecie i to jest wszystko. Zazwyczaj mamy dwa wolne popołudnia w tygodniu. Oczywiście znajdzie się chwilka na książkę, czy film, żeby się zrelaksować, ale jak już jesteśmy w domu, to każda z nas nadrabia zaległości z rodziną, uczelnią, ale przede wszystkim z najbliższymi.

Czy już czujecie w rękach, nogach te wszystkie lata treningów, startów?

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Ja przede wszystkim czuję to w kręgosłupie, jest do wymiany (śmiech) Jakby nie było, wioślarstwo jest wymieniane w gronie pięciu najcięższych dyscyplin sportowych uprawianych na świecie. Więc, uwierzcie nam, obciążenia są nieziemskie. Pod każdym sezonie to odchorowuję.

Natalia Madaj: To są faktycznie ogromne obciążenia, ale są osady mniejsze, większe. Te pierwsze zejścia na wodę dają się we znaki. Niby trenujemy na sucho cały czas, to jest jednak troszkę inaczej, trzeba się zgrywać. Ale radzimy sobie.

Na koniec mamy pytanie, które najpierw nie chciało przejść przez długopis, gdy się przygotowywaliśmy do wywiadu, a teraz przez gardło: czy już wiecie, co będziecie robić po zakończeniu zawodniczej kariery?

Natalia Madaj: (śmiech) Jeszcze o tym nie myślę, ale na pewno chciałabym zostać blisko sportu. Prawie całe dotychczasowe moje życie to jest sport i nie wyobrażam sobie, że później mogłoby go zabraknąć. Nie wiem w jakiej formie, ale mam nadzieję, że sport zawsze będzie ze mną, a ja z nim.

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: U mnie podobnie. Sport wypełnił mi więcej niż połowę życia, więc jak przyjdzie pora, to pewnie przejdę na tą drugą stronę, ale nadal przy wiosłach.

Dziękujemy za rozmowę i jeszcze raz gratulujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wodny świat, czyli selfie ze Złotkami [ROZMOWA] - Express Bydgoski

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24