Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z kartoflisk na piłkarskie szczyty, czyli na karierę nigdy nie jest za późno

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Bramall jeszcze niedawno pracował w fabryce
Bramall jeszcze niedawno pracował w fabryce Arsenal
W epoce piłkarskich akademii, które szkolą już kilkuletnich brzdąców, na salony wciąż potrafią przebić się zawodnicy na co dzień grający w niższych ligach.

Z fabryki do Arsenalu - takie scenariusze pisze piłka nożna (przy drobnej pomocy Arsene’a Wengera). Jeszcze kilka tygodni temu jedyny kontakt z luksusowymi samochodami Cohen Bramall miał pracując w fabryce Bentleya w Crewe. Po godzinach grał na lewej obronie w Hednesford Town (siódmy poziom rozgrywkowy). Kiedy stracił posadę gwarantującą mu 400 funtów tygodniowo, mógł obawiać się o swoją przyszłość. Dzień później dostał jednak ofertę testów w Arsenalu (wcześniej wystąpił w sparingach Crystal Palace i Sheffield Wednesday).

- Na początku myślałem, że ktoś robi sobie ze mnie żarty. Kiedy okazało się, że oferta jest poważna, w środę w nocy pojechałem do Londynu. Przez dwa kolejne dni trenowałem z zespołem. Gdy zaproponowali mi kontrakt, opadła mi szczęka - przyznał w wywiadzie dla Arsenal Player 20-letni zawodnik. Na początku Bramall ma grać w drużynie U-23, trenował już jednak z gwiazdami Kanonierów. - Jednego dnia oglądasz Match of the Day na kanapie, następnego jesteś na jednym boisku z Mesu-tem Ozilem, Alexisem Sanche-zem, Petrem Cechem czy Olivierem Giroudem. Poznałem też trenera Wengera. To wspaniały człowiek. Mam nadzieję, że mu zaimponuję - dodaje Bramall.

- Cohen nie ma doświadczenia w grze na najwyższym poziomie, ale to młody i bardzo obiecujący zawodnik. Posiada wiele fantastycznych cech: jest szybki, ma świetną lewą nogę i bardzo chce robić postępy. Jeśli sprawdzi się w młodzieżowym zespole, droga do pierwszej drużyny stanie przed nim otworem - przyznaje francuski trener.

Bramall w Arsenalu będzie zarabiał 7,5 raza więcej niż w fabryce. Podkreśla też, że transfer zawdzięcza agencji Full Contact Lee Payne’a i Dana Chapmana, z którą niedawno się związał. Skupia ona wielu utalentowanych zawodników z niższych klas rozgrywkowych, którzy mogą zaistnieć nawet na poziomie Premier League.

Jej założyciele korzystają z mody na historie o Kopciuszkach, która pojawiła się po wyczynach Jamiego Vardy’ego w poprzednim sezonie. Kiedy był nastolatkiem, w Sheffield Wednesday zrezygnowali z niego, bo był mały. Pierwsze pięć lat seniorskiej kariery spędził w klubach występujących od ósmej do piątej ligi. W Stocksbridge dostawał 30 funtów za mecz, a na treningi jeździł po 12-godzinnych zmianach w fabryce włókna węglowego, po drodze jedząc w fast foodach i na stacjach benzynowych. W 2012 roku przeszedł z Fleetwood Town do grającego wówczas na zapleczu Premier League Leicester. Z Lisami najpierw awansował, a w poprzednim sezonie poprowadził ich do sensacyjnego mistrzostwa Anglii. Strzelił przy tym 24 gole, tyle samo co Sergio Aguero, a jednego mniej od Harry’ego Kane’a. Zadebiutował też w reprezentacji. Historia jak z bajki pokazała, że nawet na peryferiach wielkiego futbolu można znaleźć nieoszlifowany diament.

- Nawet grając w niższych ligach możesz marzyć o wielkiej karierze. Droga, którą podążył Jamie, cały czas jest otwarta. Dzisiejsze realia, wspaniałe warunki w akademiach, gdzie młodzi zawodnicy są rozpieszczani, mogą ich zmiękczyć. Kiedy grasz za drobne, a przed treningami idziesz do normalnej pracy, nie ma na to szans - podkreślał zapytany o Vardy’ego Alan Pardew, ówczesny trener Crystal Palace. Sam jako zawodnik przeszedł podobną drogę, grał w pięciu amatorskich klubach przed transferem do... Palace w 1987 r.

Z podobnego założenia wychodzi Wenger. - Zwróciłem uwagę naszym skautom, by szukali zawodników w niższych ligach. Tam są teraz dobrzy zawodnicy. W Premier League gra masa obcokrajowców, zdolni Anglicy rozwijają się niżej. Myślę, że zobaczymy więcej przypadków podobnych do Vardy’ego. Z małych klubów wyjdą kolejni piłkarze, którzy przebiją się na szczyty - przewidywał w sierpniu.

Drogę z kartoflisk na salony przeszło wielu innych znanych zawodników. Joe Hart jako 16-latek debiutował Shrewsbury Town, z którym występował na piątym i czwartym szczeblu rozgrywek. Po trzech sezonach trafił do Manchesteru City. Również 17-letni Chris Smalling musiał spędzić sezon w półamatorskim Maidstone United (po treningach pracując jako kelner) zanim zauważyło go Fulham, a później Manchester United).

Oni trafili do świata wielkiego futbolu w młodym wieku. Niektórzy musieli uzbroić się jednak w cierpliwość. Lider defensywy West Bromwich Albion Gareth McAuley (zna go chyba każdy fan zabawy Fantasy Premier League), nie grał w zawodowym klubie do 24 roku życia. W PL zadebiutował jako... 31-latek. Dziś reprezentant Irlandii Północnej jest jednym z czołowych stoperów ligi angielskiej. A w zeszłym roku, w wieku 36 lat, zagrał w finałach Euro 2016.

Podobnych historii nie brakowało w przeszłości, gdy skauting i szkolenie młodzieży nie było tak rozwinięte jak obecnie. Gdyby ktoś powiedział 21-letniemu Ianowi Wrightowi, że zostanie najlepszym strzelcem w historii Arsenalu (później wyprzedził go Thierry Henry), najpierw by się zaśmiał, a później wrócił do tynkowania ścian, bo tym zajmował się zawodowo. - Próbowałem, wysyłałem listy do londyńskich klubów, chodziłem na testy. Wszędzie mówili, że nie mają miejsc. Uznałem, że dam sobie spokój z piłką - wspominał po latach. Do kolejnej próby, w Crystal Palace, przekonał go szef. Udało się, sześć lat później, jako 28-latek, podpisał kontrakt z Arsenalem, a reszta to historia...

Po niższych ligach na początku kariery błąkali się też choćby Franck Ribery, Mathieu Valbuena czy Miroslav Klose. Polskim Kopciuszkiem, który wkroczył na salony, jest Grzegorz Piechna. „Kiełbasa” (pseudonim zyskał pracując w masarni) zostawał królem strzelców w każdej lidze, w której grał, od A-klasy do ekstraklasy. Zadebiutował nawet w kadrze. Jeszcze większe sukcesy osiągnął Radosław Michalski, który jako 20-latek pracował z Lechem Wałęsą w Stoczni Gdańskiej (obaj byli elektrykami) i kopał w trzecioligowym Stoczniowcu, a później grał w Lidze Mistrzów z Legią i Widzewem. Z kolei Jacek Krzynówek zanim trafił do RKS-u Radomsko czas dzielił między grę w B-klasie i pracę w zakładzie stolarskim.

Na karierę, tak jak na naukę, nigdy nie jest za późno.

Obserwuj autora artykułu na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Z kartoflisk na piłkarskie szczyty, czyli na karierę nigdy nie jest za późno - Portal i.pl

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24