Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zenon Jaskuła: Jazda jest jak narkotyk. Kto spróbował, chce więcej [ROZMOWA]

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Fot: materiały SE Group
Rozmowa z Zenonem Jaskułą, jednym z najbardziej utytułowanych polskich kolarzy w historii.

Został Pan ambasadorem wyścigu GNFY Gdynia, którego start zaplanowano na Skwerze Kościuszki już 27 maja i rzucił Pan wyzwanie amatorom, aby się z Panem ścigali. Da Pan im jakieś fory?
Amatorzy, a przynajmniej część z nich, w rywalizacji ze mną na straconej pozycji z pewnością nie stoją. Niektórzy specjalnie pod kątem GFNY Gdynia już w styczniu i lutym trenowali w Hiszpanii, gdzie przejeżdżali miesięcznie po trzy tysiące kilometrów. Dystans GNFY Gdynia nie jest też wbrew pozorom długi. To 140 kilometrów, a jako zawodowiec jeździłem nawet 270. Jednak celem zdecydowanej większości amatorów, zgłaszających się do GNFY Gdynia, nie jest ściganie się ze mną. Nie każdy mógł być zawodowcem. Oni zamierzają sprawdzić się na takiej trasie i przełamać własne słabości. Wszystkim im będę mocno kibicował i trzymał za nich kciuki, aby dotarli do mety. Mam też nadzieję, że wyścig GNFY w Polsce rozwinie się kiedyś, tak, jak we Włoszech, czy w Belgii, gdzie startuje po 10-11 tysięcy ludzi.

Na czym Pana zdaniem polega obecnie fenomen kolarstwa w naszym kraju? Według danych już 5 milionów Polaków regularnie jeździ na rowerze, trenując kilka razy w tygodniu. Aż 70 procent korzysta z roweru okazjonalnie.
Rowerem z pewnością coraz łatwiej poruszać się po mieście. Powstaje coraz więcej tras rowerowych. Także w Trójmieście, co obserwuję z nieukrywaną satysfakcją. Z Gdyni do Sopotu, czy Gdańska, nierzadko można szybciej dojechać rowerem, niż samochodem. Nie stoi się w korkach, nie traci czasu i nerwów. Jednym słowem same korzyści. Przy okazji można spalić nadmiar kalorii, co przekłada się na lepszą sylwetkę, na co przecież dziewczyny zwracają uwagę (śmiech).

Sugeruje więc Pan, że dobrym sposobem na poderwanie dziewczyny jest jazda na rowerze?
(Śmiech) Coś w tym na pewno jest. Czasy są takie, że dziewczyny, przeglądając zdjęcia na portalach internetowych, czy instagramie, zwracają uwagę na wygląd. Jak chłopak jest źle zbudowany, to u większości nie ma szans. I oczywiście odwrotnie. Warto więc uprawiać sport. Nie tylko jeździć na rowerze, ale dla przykładu na rolkach, czy biegać. To sprawia, że nie tylko lepiej wyglądamy, ale też czujemy się fizycznie i psychicznie. Poprawia nasz nastrój i pozytywnie wpływa na zdrowie.

Jak rozpocząć swoją przygodę z rowerem? Jak dużo na początku jeździć, aby nie przetrenować się i nie zrobić sobie krzywdy?
W przypadku dorosłej, sprawnej fizycznie osoby, na początku najlepiej przejechać testowo 40-50 kilometrów wolnym tempem, dwa dni pod rząd, a potem zrobić dzień przerwy i obserwować, jak zareaguje nasz organizm. Jeśli wszystko będzie w porządku, można stopniowo dokładać sobie dystansu. Dużym błędem wielu kolarzy amatorów jest też rozpoczynanie treningu szybkim tempem. Nie polecam tego. Pierwsze 10 km najlepiej jechać wolno, aby organizm, głównie serce, wkroczyło na odpowiednie obroty. Potem można przyspieszać np. co pięć kilometrów, aby jazda nie była monotonna.

W jakim wieku można rozpocząć regularne przejażdżki?
Już jako kilkuletnie dziecko. Moje chłopaki w wieku 8 i 6 lat już jeżdżą i chcą coraz więcej, tak, że muszę ich lekko hamować. Wiadomo, że taki ośmiolatek, jak przejedzie za pierwszym razem 10 km, to mu wystarczy. Wraz z poziomem wytrenowania, z tygodnia na tydzień może pokonywać większe dystanse.

Jakich najstarszych kolarzy amatorów miał okazję Pan poznać?
Nie ma żadnego limitu. Widziałem osoby w wieku po 70, 80 lat, jeżdżące na rowerze. Oczywiście nie w jakimś szybkim tempie, ale np. w małych miasteczkach bez rozwiniętej komunikacji miejskiej po zakupy.

Łatwo jest się od roweru uzależnić, w pozytywnym rzecz jasna tego słowa znaczeniu?
Nie da się ukryć, jest to trochę jak narkotyk. Kto raz spróbował, zazwyczaj chce więcej. Jest to przyjemne, sporo można zwiedzić. Jak ktoś ma trochę więcej energii i zawzięcia, sprawdzić może się na zawodach, takich, jak GNFY Gdynia. To wszystko się samo nakręca. Ludzie chcą poprawiać swoje wyniki. Są amatorzy, którzy otarli się o etapowe kolarstwo i trenowali, później założyli własne biznesy i prowadzą firmy, a mimo zawodowych sukcesów wierni są dawnej pasji. Trenują, kupują najdroższy sprzęt na rynku, aby poprawić osiągi o kilometr, dwa na godzinę. To jest ich prawdziwe hobby. Jest to dość powszechne zjawisko i dobrze obrazuje magię jazdy na rowerze. Kto się raz wciągnął, zazwyczaj nie może tak po prostu przestać.

Czy w Polsce może dojść do sytuacji, jak we Francji, czy we Włoszech, gdzie na rowerze jeździ praktycznie każdy?
Trudno powiedzieć, ale są zrobione zestawienia, że już teraz jest dobrze. Były prezes Orlenu poinformował jakiś czas temu, że więcej ludzi jeździ w Polsce na rowerze, niż biega. Zacząłem się nad tym zastanawiać i to obserwować. Szybko okazało się, że miał rację. Wystarczy, że nawet w tej chwili spojrzymy przez okno (siedzimy w lokalu koło bulwaru Nadmorskiego, trasy biegowej i ścieżki rowerowej - przyp. red.), a wyraźnie widać, że na rowerze jedzie ktoś co chwilę, a biegnie jedna osoba na kilka minut.

Jaki rower kupić na początku? Od razu musi być to sprzęt za kilka tysięcy złotych?
Oczywiście, że nie. Najważniejsze jest, żeby rower był sprawny i miał działające hamulce. Można kupić na początek sprzęt za 500 zł, dokupić do tego kolarskie spodenki, aby nie obcierały krocza, sportowe buty, a już można jeździć. Bez trudu można też znaleźć ogłoszenia, gdzie oddawane są starsze, lecz sprawne rowery za sto, czy nawet 50 zł. Taki sprzęt wystarczy dać do przeglądu i naprawy i na sam początek on wystarczy.

Ważne są kwestie bezpieczeństwa na trasie. Nawet zawodowym kolarzom, jak Michele Scarponi, zdarza się na skutek kolizji z samochodem zginąć na treningu. Co robić, aby zminimalizować ryzyko?
Najbezpieczniej jest z pewnością jeździć ścieżką rowerową, a nie ulicą, po której kursują tiry. Nie zalecam też poruszania się w słuchawkach. Nie słyszymy wtedy, co się wokół nas dzieje i w razie zagrożenia nie jesteśmy w stanie odpowiednio zareagować. Podczas jazdy nie przeglądajmy zdjęć w telefonie, nie rozpraszajmy się żadnymi, zbędnymi czynnościami. Należy uważać i mieć oczy szeroko otwarte, jak w samochodzie. Obserwujmy dokładnie nawierzchnię, czy przypadkiem nie wjedziemy w jakiś kamień, czy pozostawioną butelkę. Trzymajmy obie ręce na kierownicy. Załóżmy kask i okulary, aby owady nie wpadały nam do oczu, a słońce nie oślepiało. Jeśli jedziemy tzw. wężykiem, to pierwsza osoba, widząca jakiekolwiek zagrożenie, nierówność w drodze, mijając ją powinna ostrzegać następnych. Z kolei ostatnia dobrze, jak ma mrugające światełko odblaskowe, widoczne z daleka. Taki gadżet kosztuje kilkadziesiąt złotych, a może uratować życie.

Rowerzyści często narzekają, że nie są szanowani przez kierowców aut. Zdarzają się przypadki trąbienia klaksonami, celowego zajeżdżania drogi lub wręcz spychania na pobocze. Co Pan powiedziałby tak zachowującym się kierowcom?
Wydaje mi się, że na szczęście coraz więcej użytkowników samochodów także jeździ na rowerze, a niemal każdy rowerzysta ma auto. Mentalność kierowców samochodów będzie się więc zmieniać. Widzę czasami „spinki” na skrzyżowaniach w Warszawie, gdzie ktoś komuś zajedzie drogę, nawet dochodzi do rękoczynów. Jest to zupełnie niepotrzebne, a wręcz chore. Nikt nie jest właścicielem drogi i nie może uzurpować sobie prawa, aby jako jedyni z niej korzystać. Szanujmy się nawzajem, przestrzegajmy przepisów i zasad kultury. Po co się denerwować, grzać, machać rękoma i pokazywać innym uczestnikom ruchu palce? Kierowcy samochodów powinni zastanowić się, co zrobią, jeśli samemu przesiądą się kiedyś na rower. Blachę się wyklepie, ale nogi już nie. Kolizja rowerzysty z samochodem dla cyklisty oznaczać może śmierć lub długotrwałe leczenie.

Chciałem Pana jeszcze zapytać o Pawła Poljańskiego, najlepszego obecnie kolarza zawodowego, pochodzącego z Pomorza, który jest wzorem dla wielu lokalnych amatorów. Jakie są możliwości tego zawodnika?
Paweł Poljański może wykorzystać aktualną sytuację, w której Michał Kwiatkowski i Rafał Majka otworzyli szerzej drzwi dla polskich kolarzy w zawodowym peletonie. Jesteśmy coraz mocniej docenianą nacją, a Paweł jest w dobrym wieku do rozwoju dla kolarza. Obecnie jest pomocnikiem bardziej sławnych nazwisk, ale taka jest kolej rzeczy. Niewykluczone, że za chwilę zacznie jeździć na swój wynik. Jak będzie mocny i zbuduje formę, to nikt mu za dwa, czy trzy lata nie powie, że ma tylko pomagać. Tak samo było przecież w przypadku Michała Kwiatkowskiego, który na początku tylko pomagał, a potem został mistrzem świata. Podobnie z Rafałem Majką, który po raz pierwszy wystartował w Tour de France z przypadku, właściwie z „łapanki”. Zadzwonili po niego, że ma przyjechać, bo nie mógł wystąpić Roman Kreuzigier. Okazało się jednak, że wygrał jeden z etapów i jego kariera w piękny sposób się otworzyła. Z Pawłem może być podobnie.

TOP Sportowy24: Chciał obejrzeć mecz, więc wynajął dźwig

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zenon Jaskuła: Jazda jest jak narkotyk. Kto spróbował, chce więcej [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24