Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel nie musi grozić śmiercią

Artur Bogacki
Artur Bogacki
W zawodach żużlowych często dochodzi do upadków
W zawodach żużlowych często dochodzi do upadków Anders Wiklund
Wypadek Krystiana Rempały, w wyniku którego młody żużlowiec tarnowskiej Unii zmarł, pogrążył środowisko speedwaya w żałobie i wznowił dyskusję o bezpieczeństwie podczas zawodów.

Wyjeżdżając na tor, zawodnicy mają świadomość, że ryzykują zdrowiem i życiem. Przy dużej prędkości, walcząc często łokieć w łokieć, w przypływie adrenaliny sami mogą zapomnieć o bezpieczeństwie swoim i rywali. Są też inne czynniki - jakość nawierzchni, zabezpieczenie toru, czy sprzęt ochronny, wykonany z coraz lepszych materiałów. Choć elementy tej układanki są poprawiane, to jest jeszcze wiele do zrobienia.

Na świecie na torach żużlowych odnotowano ponad 330 ofiar, w Polsce ponad 40. W ostatnich 10 latach w naszym kraju śmierć poniosło czterech żużlowców.

W maju 2007 r. w Krośnie podczas meczu II ligi zginął Michal Matula. Czech z dużą prędkością uderzył w drewnianą bandę. Wówczas w II lidze nie było obowiązku posiadania na torze dmuchanej bandy, teraz jest podstawowym wymogiem.

W sierpniu 2011 r. podczas treningu na torze w Gnieźnie doszło do tragicznego wypadku z udziałem 17-letniego Arkadiusza Malingera. Przewrócił się i został uderzony w głowę motocyklem kolegi. Zmarł, mimo natychmiastowej pomocy. Na torze we Wrocławiu w maju 2012 r. zginął Lee Richardson. Brytyjczyk uderzył w ogrodzenie w miejscu, gdzie akurat skończyła się dmuchana banda.

To najtragiczniejsze w skutkach wypadki. Wiele było mniej lub bardziej poważnych urazów. Ostatni głośny przypadek - niecały rok temu po kraksie na torze w Zielonej Górze kaleką (przerwany rdzeń kręgowy) został Darcy Ward.

Krystian Rempała zmarł w sobotę w szpitalu, w konsekwencji wypadku, jakiego był uczestnikiem 6 dni wcześniej. Podczas meczu ligowego w Rybniku panowanie nad motocyklem stracił Kacper Woryna, wpadł na tarnowianina, który z impetem uderzył o tor. Są liczne głosy, że tragedia to efekt zmian w specyfikacji sprzętu, a dokładniej mówiąc - tłumika.

Tory są lepsze, normą stały się dmuchane bandy. Jedyna rzecz, która przeszkadza w bezpiecznej jeździe, to motocykle z tymi tłumikami

Modyfikacje w tym elemencie wymuszone zostały w 2011 r. przez międzynarodową federację FIM - zgodnie z zaleceniami Unii Europejskiej o ograniczaniu hałasu. Używanie stosowanych przez lata przelotowych konstrukcji zostało zakazane. Obecnie tłumiki są „zamknięte”, a to powoduje problemy. Spaliny są zatrzymywane, co prowadzi do szybszego przegrzewania się silnika i wpływa na jakość jego pracy. Zdaniem żużlowców, powoduje to nieprzewidywane spadki mocy maszyn. Tylne koło, zamiast przerzucić nawierzchnię za siebie, często powoduje nagłą zmianę kierunku jazdy. Zawodnik nie zawsze jest w stanie odpowiednio zareagować.

W swoim felietonie w „Przeglądzie Sportowym” Tomasz Gollob wyraził taką opinię: - Od sześciu lat mówię, że zatkane tłumiki są złe (...). Doskonale pamiętacie sytuację, gdy motocykl wymknął się spod kontroli Taia Woffindena i uderzył we mnie jak pocisk (w 2013 r. w GP w Sztokholmie - przyp.). To samo stało się teraz w Rybniku. Kacper Woryna jest Bogu ducha winny. To, co się stało, to wina tłumika i tylnego koła. On złapał przyczepność i nagle przyspieszył w stronę Krystiana. Nie mógł nic zrobić. To jest właśnie najgorsze, że zarówno Woryna, jak i Rempała nie popełnili błędu.

Krzysztof Cegielski, były zawodnik, obecnie ekspert żużlowy, zastrzega, że nie można jednoznacznie wskazywać na tłumiki jako przyczyny śmiertelnego wypadku, choć są one niebezpieczne. - Chyba nigdy nie będziemy pewni, dlaczego doszło do wypadku w Rybniku. Jesteśmy jednak przekonani, że te tłumiki są niebezpiecznie. Coś było przyczyną tego, że wyrwało motocykl Kacpra Woryny - mówi Cegielski.

Jak dodaje, ufa opiniom zawodników, którzy jeździli na obu typach tłumików. - Mówią wprost, że teraz motocykle są trudne do okiełznania, nie dają się prowadzić tak płynnie jak wcześniej. Problem jest nawet na w miarę równych torach. Mimo że zniesiono wiele barier, które powodowały niebezpieczeństwo, wypadków wcale nie jest mniej. Tory są lepsze, normą stały się dmuchane bandy. Jedyna rzecz, która przeszkadza w bezpiecznej jeździe, to motocykle z tymi tłumikami - zauważa.

Jak wytłumaczyć, że działacze federacji przez lata zrobili wiele, by poprawić bezpieczeństwo, a później przeforsowali rozwiązanie, które - zdaniem zawodników - jest zagrożeniem?

- Wydaje się, że motywacją do takich działań była dotacja z Unii na ograniczenie głośności. Federacja musiała zrealizować swój cel, nie chciała słyszeć, że w żużlu jest to niebezpieczne. Od początku mówiliśmy, że to tragiczna decyzja - podkreśla Cegielski.

Dodaje, że problem można rozwiązać bardzo szybko - wrócić do starych tłumików. Będzie głośniej, ale dużo bezpieczniej.

- Ten sport wcale nie musi oznaczać wypadków, kalectw i śmierci. Kiedyś jeździło się na gorszych torach, dziurawych, mokrych, z koleinami i wcale nie było tak niebezpiecznie jak teraz. Za mojej krótkiej kariery nikt z zawodników, z którymi się ścigałem, nie zginął na torze - mówi Cegielski.

Dla niego kwestia bezpieczeństwa zawodników jest szczególnie ważna. „Cegła” w 2003 roku w wypadku na torze w Szwecji doznał urazu kręgosłupa. Nie wrócił do pełnej sprawności.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Żużel nie musi grozić śmiercią - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24