Była alpejka Małgorzata Tlałka-Długosz: Narciarstwo to bardzo elitarny sport

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Małgorzata Tlałka-Długosz została uhonorowana w plebiscycie "Solidarni w sporcie 2017"
Małgorzata Tlałka-Długosz została uhonorowana w plebiscycie "Solidarni w sporcie 2017" Andrzej Wiśniewski
Małgorzata Tlałka-Długosz, dwukrotna olimpijka, czołowa slalomistka Pucharu Świata mówi krytycznie o stanie posiadania polskiego narciarstwa.

- Została Pani wyróżniona w plebiscycie „Solidarni w sporcie”. Czym się Pani zajmuje?

- Wraz z moim mężem powołaliśmy fundację Handicap, by działać na rzecz osób niepełnosprawnych. Organizujemy całoroczne zajęcia sportowe dla dzieci z regionu, ale nie tylko. Zapraszamy grupy osób o obniżonych możliwościach fizycznych, związanych z wiekiem. Staramy się na miarę możliwości naszych podopiecznych włączać ich do sportu, do zawodów, uczestniczyć w różnego rodzaju imprezach charytatywnych. Mamy siedzibę w Zakopanem, współpracujemy z różnymi instytucjami jak np. „Olimpiady Specjalne”. Oprócz narciarstwa alpejskiego i biegów narciarskich trenujemy lekkoatletykę, chcemy rozwijać wszystkich wszechstronnie. Mamy grupę 30 dzieciaków i 30 seniorów, są grupy w Nowym Targu. Trenujemy głównie na obiektach zakopiańskich, na nartach jeździmy najczęściej na Gubałówce. Spotykamy się z przychylnością właścicieli stoków, którzy udostępniają też obiekty za darmo.

- Sprzęt na którym ćwiczycie różni się od tego używanego przez całkowicie zdrowych ludzi?

- Ponad 90 procent naszych podopiecznych, są to osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Korzystają z klasycznego sprzętu.

- Skąd w ogóle u Pani potrzeba działania na rzecz pomocy niepełnosprawnym.

- Bardzo prozaiczna sprawa – rodzice dzieciaków, moi koledzy, koleżanki, skarżyli się, że dzieci upośledzone intelektualnie, ale sprawne ruchowo nie mają gdzie ćwiczyć, kluby nie chcą przyjmować takich dzieci, bo to opóźniałoby grupę. Trzeba specjalnego podejścia, indywidualizacji treningu. Zastanowiłam się więc, czy by się tym nie zająć. Byłam też zaproszona jako gość na otwarcie światowych igrzysk „Olimpiad Specjalnych”. Zrobiło to na mnie dobre wrażenie, przede wszystkim radość, jaka płynęła od dzieci. Chciałam się stać częścią tego, dlatego zaczęłam działać od 2014 r.

- Kibice kojarzą Panią przede wszystkim z sukcesów odnoszonych w Pucharze Świata. Jakie ma Pani wspomnienia z kariery i jak Pani patrzy na to, co się teraz dzieje w polskim narciarstwie alpejskim?

- Im więcej czasu minęło od zakończenia mojej kariery, tym wspomnienia są przyjemniejsze. Wiele rzeczy się idealizuje. Na pewno był to wspaniały czas na spędzenie młodości, świetna szkoła życia. Te walory, które sport niesie są ważne i nimi chcemy się dzielić. Natomiast co do obecnego stanu rzeczy to ubolewam, że nikt się nie chce zająć narciarstwem na poważnie. Są pojedynczy fanatycy jak rodzice Maryny Gąsienicy-Daniel, którzy bardzo ją wspierają, rodzina Kłusaków. To ludzie pozytywnie „zakręceni” na punkcie narciarstwa alpejskiego. Jest mnóstwo uzdolnionych dzieciaków, dzieci byłych sportowców, którzy są materiałem na naprawdę świetnych sportowców. Niestety, z Polskiego Związku Narciarskiego brakuje wsparcia długoterminowego. PZN zajmuje się tym, by wysłać na igrzyska jedną zawodniczkę, dwóch zawodników, a nie pomyśli, by wysłać także czwartego i startować w drużynie. Zająć choćby za Węgrami 12. miejsce… Wiodącą dyscypliną w PZN są teraz skoki, a narciarstwem alpejskim nikt się nie przejmuje.

- Pani prowadziła szkółkę narciarską na Słowacji w Oravicach. Działa ona jeszcze?

- Od czasu, gdy zaczęłam działać na Słowacji, zaniechałam tę działalność. To były doraźne działania. Ale bardzo ważne, bo są podstawą piramidy, z której chcielibyśmy wyłaniać mistrzów.

- Porównując Polskę do Słowacji, to ten kraj ma czołowe slalomistki świata, a my w ogóle nie istniejemy, dlaczego?

- Polska też miałaby szansę pod warunkiem stworzenia bazy, którą zlikwidowano. Myślę tu o Nosalu i o ograniczeniach na Kasprowym Wierchu. Druga sprawa to tworzenie stacji narciarskich, które są projektowane pod przeciętnego narciarza, stoki są więc łatwe. Rola PZN w tym, by robiono trudne trasy.

- Są przecież trasy z homologacją FIS, choćby w Szczyrku…

- One mają parametry tras FIS-u, ale są to najniższe parametry, czyli krótko mówiąc – są najłatwiejsze z istniejących. Nasi sportowcy radzą sobie, ale potem muszą przejść na dziurawe, strome trasy. Jeżdżą z dalekimi numerami i wtedy zaczynają się problemy. Oczywiście większość treningów odbywa się na lodowcach w Alpach, czy na półkuli południowej, ale sportowiec wraca z obozów i musi mieć gdzie trenować na miejscu.

- Jaka jest więc Pani rada, by poprawić ten stan rzeczy?

- Trzeba zrobić porządek. Jeśli mamy kryteria, według których kwalifikuje się na igrzyska, a potem PZN się z tego wycofuje, to zniechęca to młodych ludzi do walki. Druga rzecz to infrastruktura, a trzecia to dostosowanie roku szkolnego w Szkołach Mistrzostwa Sportowego do sezonu zimowego. Nie może być tak, że narciarze, którym szczyt sezonu przypada od grudnia do lutego trenują w taki sam sposób jak pływacy, którzy mają szczyt w lipcu i sierpniu. To są kwestie do poruszenia na poziomie ministerialnym. Dlaczego okres wakacji szkolnych nie mógłby być w styczniu i lutym, a nauka w lipcu i sierpniu.

- Potencjał więc jest wśród dzieci, tylko trzeba go odpowiednio wykorzystać?

- Tak, są też trenerzy, którzy chcą się rozwijać, wyjeżdżają za granicę, a dzieci gubimy w wieku 13-14 lat, gdy podejmuje się decyzje czy nauka, czy sport wyczynowy. W większości przypadków jest to nauka.

- Bariera finansowa chyba też istnieje, gros kosztów spada na rodziców.

- Oczywiście, w sporcie dziecięcym w większości miejsc na świecie opiera się to na kieszeni rodziców. Dziecko, które już nieźle jeździ może mieć finansowanie z klubu, później może liczyć na kolejne profity. Wśród czołowych alpejczyków świata nie ma ani jednego, który pochodziłby z ubogiej rodziny. Jest to elitarny sport i z tym trzeba się pogodzić. Trzeba wspierać te talenty, które są oraz ich rodziców. A wiele regionalnych związków je tłamsi, a przecież nie mamy takich możliwości jak kraje alpejskie czy Skandynawia. Musimy o nie zadbać.

Sportowy24.pl w Małopolsce

#TOPSportowy24

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Była alpejka Małgorzata Tlałka-Długosz: Narciarstwo to bardzo elitarny sport - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24