Clement Tomaszewski i jego słynny kogut. Najsłynniejszy francuski kibic

Clement Tomaszewski to najsłynniejszy kibic reprezentacji Francji
Clement Tomaszewski to najsłynniejszy kibic reprezentacji Francji Remigiusz Półtorak
Najsłynniejszy francuski kibic Clement Tomaszewski ma polskie korzenie. I chętnie opowiada o swojej pasji.

Clementa Tomaszewskiego nie można nie poznać. We Francji znają go niemal wszyscy, którzy choć trochę interesują się futbolem, ale nie każdy kojarzy go po nazwisku. Najsłynniejszy kibic nad Sekwaną, chodzący zawsze w charakterystycznej niebieskiej koszulce reprezentacji, jest bardziej znany jako Clement z Antibes, bo właśnie tam, w jednym z najpiękniejszych zakątków Lazurowego Wybrzeża, mieszka od lat. Mimo że w sercu ma trójkolorowych, o swoich korzeniach nigdy nie zapomniał. Jego ojciec był Polakiem, mama Hiszpanką. - To dobre połączenie, żeby kibicować Francuzom - mówi ze śmiechem.

Wczoraj, tuż przed finałem spotkaliśmy się w jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc Paryża, przed Luwrem. Niby przypadek, bo Clement akurat w tym miejscu był przed meczem najbardziej osiągalny, ale to jakby potwierdzenie, że futbol i sztuka wcale nie chodzą całkowicie odrębnymi drogami. Zresztą dowód jest jeszcze inny. Po zdobyciu mistrzostwa świata przez Francuzów w 1998 roku Tomaszewski poprosił o wykonanie kopii pucharu z drewna. Swoje autografy złożyli na nim piłkarze, m.in. obecny selekcjoner Didier Deschamps. Dzisiaj ta kopia jest na specjalnej wystawie w Zurychu, w otwartym niedawno muzeum FIFA, tuż obok pamiątek piłkarskich związanych z… Albertem Camusem, francuskim laureatem Literackiej Nagrody Nobla.

Widać, że Clement jest z tego dumny i chętnie opowiada o swojej ponadtrzydziestoletniej przygodzie z futbolem.

- Mój świętej pamięci tata służył w Legii Honorowej - wspomina patrząc ku niebu. - Przekazał mi, czym jest miłość do flagi narodowej, do hymnu, ale też do podróży. Urodziłem się, gdy był w Algierii, potem mieszkaliśmy w Tunezji, wreszcie przenieśliśmy się do Francji - najpierw w okolice Bordeaux, później Nicei, dzisiaj jestem kojarzony z Antibes. Ojciec wiele nam opowiadał o swoich przygodach w różnych częściach świata: na Bliskim Wschodzie, ale też w Indochinach. Mogliśmy marzyć, a ja chciałem, aby kiedyś te marzenia o zwiedzaniu świata stały się rzeczywistością.

Clement jest znakomicie przygotowany. Na jednej kartce ma wypisane wszystkie najważniejsze wydarzenia z jego kariery kibica, wsparte kolorowymi zdjęciami z nowym szefem FIFA Giannim Infantino, Zinedinem Zidanem, Deschampsem… Nie musimy nawet pytać, sam zaczyna opowiadać - siedem finałów mistrzostw świata, sześć Euro, Puchar Konfederacji, a nawet dwa mundiale w rugby.

W sumie 39 krajów na czterech kontynentach! I to nie znając dobrze żadnego innego języka poza francuskim... Na jego koszulce widnieje liczba, która z każdym meczem się powiększa. Wczoraj Clement z Antibes był na spotkaniu „trójkolorowych” już po raz 233.

Ta przygoda zaczęła się w 1982 roku na mundialu w Hiszpanii. - Pierwszy mecz reprezentacji Francji, który widziałem na żywo, graliśmy przeciwko Anglikom w Bilbao. I przegraliśmy 1:3. Nie było więc optymistycznie, ale atmosfera tak mi się spodobała, że postanowiłem to kontynuować. A w zasadzie zaczęliśmy, bo jeździł ze mną kolega - Balthazar Recomandato - mówi Clement.

Również wtedy miała zacząć się inna przygoda - z kogutem, który stał się nieodłącznym kompanem francuskiego kibica. Clement chciał go zabrać na pokład samolotu, którym leciał do Sewilli na słynne spotkanie Francji z Niemcami na hiszpańskich mistrzostwach. - Ostatecznie musieliśmy zrezygnować z tych planów, bo podróż okazała się znacznie droższa niż zakładaliśmy. Nie widziałem więc jednego z najważniejszych meczów w historii, ale historia z kogutem miała ciąg dalszy. Na mundialu we Francji w 1998 r. wniosłem go na półfinał z Chorwacją i gdy zastanawialiśmy się z synem, jak możemy go nazwać, Christophe nie miał żadnych wątpliwości - to powinien być Balthazar, na cześć zmarłego dawno przyjaciela, z którym wcześniej jeździłem na mecze - mówi nam Tomaszewski.

Podczas marcowego meczu na Stade de France z Rosjanami najsłynniejszy kogut nad Sekwaną oglądał reprezentację Francji po raz… 73. Choć oczywiście to pewien skrót myślowy, bo tak naprawdę Balthazarów było wielu. Czasem Clement kupował je naprędce za granicą. Żaden kogut nie jest jednak obecny na tym Euro. Ze względów bezpieczeństwa, UEFA zabroniła.

Tomaszewski opowiada też, jak w 2010 r. zaciągnął kredyt na 4 tys. euro, żeby tylko jechać do RPA na mundial zakończony klęską Francuzów i wielkim wstydem. - Przeżyłem wtedy duże rozczarowanie. Ale potem znowu wróciłem na stadion. To silniejsze niż wszystko inne - mówi Clement.

Człowiek, który urodził się 29 lutego musi być wyjątkowy...

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24