Goło i niewesoło. Kontuzja Milika rozbroiła atak Napoli

Szymon Janczyk
Rehabilitacja Arkadiusza Milika potrwa 5-6 tygodni
Rehabilitacja Arkadiusza Milika potrwa 5-6 tygodni Ciro Fusco
Kontuzja Arkadiusza Milika osłabiła nie tylko reprezentację Polski. W Neapolu przynajmniej od wczoraj trwa burza mózgów i narada: jak zastąpić Polaka, który był najskuteczniejszym strzelcem zespołu? Nie będzie to z pewnością łatwe zadanie, bo Maurizio Sarri ma do dyspozycji... jednego napastnika. Czy groźny uraz Milika przekreśli szansę Napoli na walkę z Juventusem o Scudetto?

Kontuzja Arkadiusza Milika sprawiła, że znów powrócił temat podziału futbolu klubowego i reprezentacyjnego. Mimo że dla wielu (większości) zawodników reprezentowanie swojej ojczyzny jest najwyższym zaszczytem, wysyłanie zawodników na zgrupowania jest dla klubów niezbyt przyjemną koniecznością. Wystarczy spojrzeć na przykład Polaka i Napoli, by zauważyć, jak wielkim problemem dla włoskiej drużyny jest uraz odniesiony przez jej najlepszego strzelca podczas meczu eliminacji Mistrzostw Świata. Nie można oczywiście przyznawać klubom racji i popierać zabraniania piłkarzom gry w reprezentacji. Nie można też jednak dziwić się, że kluby odmawiały pozwolenia na wyjazd na Igrzyska Olimpijskie, czyli imprezę drugiej kategorii, swoim najlepszym zawodnikom. Oczywiście Mistrzostwa Świata, czy Europy, a także eliminacje do tych imprez, to zawody znacznie poważniejsze, więc odmówić nie wypada, zwłaszcza że w środowisku odpowiedzią na takie ruchy wciąż jest oburzenie (i bardzo dobrze, bo nie można pozwalać klubom na decydowanie o tym, czy ktoś może reprezentować barwy swojego kraju). Nieco inaczej było w przypadku Henrika Mchitarjana, który na prośbę Manchesteru United nie otrzymał powołania z powodu trwającej rehabilitacji. Z takiej opcji nie skorzystała natomiast Legia Warszawa, która bez problemu puściła na zgrupowanie zmagającego się z urazem barku Michała Pazdana.

Arkadiusz Milik był w innej sytuacji, nikt nie mógł przecież przewidzieć, że ucierpi akurat w meczu z Danią i że będzie to uraz na tyle groźny. Nie zmienia to jednak faktu, że Napoli, podobnie jak wiele innych klubów, chętnie uniknęłoby konieczności wysyłania swoich asów na mecze reprezentacji. Klubów do zmiany zdania nie przekona z pewnością nawet odszkodowanie od FIFA, która pokryje pensję zawodnika w czasie trwania kontuzji (w przypadku Milika można liczyć na ponad milion euro rekompensaty). Zarówno reprezentacja, jak i klub straciły kluczowego zawodnika, którego niezwykle ciężko będzie im zastąpić. W gorszej sytuacji jest jednak Napoli, bo formacja ataku w klubie z południa Włoch wygląda, parafrazując tytuł popularnego reality show, goło i niewesoło. W takim stopniu niewesoło, że pojawiły się opinie, jakoby kontuzja Milika była większym ciosem dla klubu niż dla samego zawodnika. Owszem, jest to głos mocno kontrowersyjny, ale... patrząc na kadrę Azzurrich ciężko się z nim nie zgodzić.

Manolo Gabbiadini - „fałszywy” napastnik

67-21-5. Co to za liczby? Bilans odpowiednio: meczów, goli i asyst Manolo Gabbiadiniego, jedynego konkurenta Arkadiusza Milika w walce o miejsce w składzie Napoli. Ok, nie są one przesadnie tragiczne, znamy wielu gorszych napastników, którzy nie strzelają nawet, w co trzecim spotkaniu, ale jeśli nieco zagłębimy się w te liczby, okaże się, że nie oddają one pełnego obrazu gry Włocha sprowadzonego za 12,5 miliona euro z Sampdorii. Z każdym sezonem notuje on coraz słabsze wyniki. Pierwsza runda, bezpośrednio po transferze, była dla niego dość udana. Zapewnił zwycięstwo z Chievo, podwyższył prowadzenie w meczu z Udinese, strzelił Cesenie gola na 2:1, wyrównał wynik w Parmie, dobił Milan, Wolfsburg (LE) oraz Cagliari, zagrał koncertowo przeciwko byłemu klubowi i Trabzonsporowi w Lidze Europy. Nie można zaprzeczyć, że strzelał istotne gole, potrafił przechylić szalę na stronę swojego zespołu. Problem w tym, że w sezonie 2015/2016 kompletnie tę umiejętność zatracił. Na bilans 9 goli i 3 asyst złożyły się:
- 4 bramki w 2 meczach z Midtyjlland (4:1 i 5:0)
- Gol wbity Lazio, którym ustalił wynik meczu (5:0)
- Trafienie z Frosinone, również na 5:0
- Asysta z Genoą w doliczonym czasie gry (3:1)
- Otwierający wynik meczu gol z Hellasem (3:0)
- Bramki na 1:0 i 2:0 w zakończonym wynikiem 6:0 starciu z Bolonią
- Dwie asysty w meczu z Empoli (2:2).

Na pierwszy rzut oka widać, że bez bramek Manolo, Napoli by nie zbiedniało. Poza jednym występem, przeciwko Empoli, Gabbiadini ani razu nie uratował neapolitańczykom skóry, nie strzelał ważnych bramek. Z jednej strony nie miał ku temu okazji, bo wyręczał go Gonzalo Higuain i ciężko mieć pretensje do Włocha za to, że nie zdołał wygrać rywalizacji ze świetnie dysponowanym "Pipitą". Z drugiej jednak Manolo został usadzony na ławce również przez Milika, więc ciężko podejrzewać, że jego forma od tamtego czasu nagle eksplodowała, na tyle, by teraz mógł z powodzeniem wziąć na barki ciężar seryjnego dziurawiania siatek ligowych rywali. Zresztą w obecnych rozgrywkach dostawał całkiem sporo szans (6 występów, 227 minut w Serie A, dla porównania rok temu: 23 mecze, 544 minuty), a piłkę do bramki skierował tylko w meczu z Chievo Werona. Wcale się nie zdziwimy, jeśli Aurelio de Laurentiis wygląda w tym momencie mniej więcej tak.

Goło i niewesoło. Kontuzja Milika rozbroiła atak Napoli

Włosi nie uczą się na błędach

Zwłaszcza że właściciel Napoli jeszcze kilka dni temu mocno komplementował Polaka, twierdząc m.in. że ma on szansę stać się nowym Higuainem. Częściowo rozumiemy ból charyzmatycznego producenta filmowego, ale ciężko nie stwierdzić, że de Laurentiis stał się ofiarą własnej naiwności. Sprzedając Higuaina kompletnie nie zadbał o zastąpienie Argentyńczyka. Arkadiusz Milik był bowiem nie tylko najdroższym letnim zakupem Azzurrich, ale również jedynym napastnikiem sprowadzonym do drużyny spod Wezuwiusza. Jednocześnie nie skorzystano z opcji wcześniejszego zakończenia wypożyczenia Duvana Zapaty do Udinese. Kolumbijczyka, tak czy siak, będzie można sprowadzić dopiero w styczniu. Poza tym Neapol potrzebuje kogoś znacznie lepszego niż Zapata, który w Udine znalazł się przecież dlatego, że nie potrafił wywalczyć sobie miejsca w składzie Napoli. De Laurentiis może mieć żal tylko do siebie. Pomimo fiaska negocjacji z Mauro Icardim, mógł przecież poszukać innego snajpera. Nie zrobił tego, a dziś, kiedy do ponownego otwarcia okienka transferowego pozostały trzy miesiące, potrzebuje go "na gwałt".

Włosi nie uczą się jednak na błędach. Nie tak dawno temu, podobny problem spotkał przecież Fiorentinę. W sezonie 2014/2015 naprawdę niewiele brakowało, by miejsce na szpicy Fiołków zajął trener Vincenzo Montella. Wówczas Fiorentina również nie znalazła latem napastnika, który mógłby zastąpić kontuzjowanego Giuseppe Rossiego. Naiwna wiara w niezawodność Mario Gomeza mocno pokrzyżowała plany Violi na tamten sezon. Jedynym realnym konkurentem Niemca był młody Khouma Babacar, który szybko urósł do roli wybawcy zespołu. Kibicom Fiorentiny serce drżało zapewne niejednokrotnie, zwłaszcza kiedy zarówno Babacar, jak i Gomez zdążyli złapać, na szczęście niezbyt groźne, urazy. W pewnym momencie sytuacja była tak skomplikowana, że Montelli nie wystarczyło już przesuwanie do przodu ofensywnych pomocników i skrzydłowych, więc zdecydował się sięgnąć po odsuniętego od składu Mounira El Hamdaouiego. W końcu, zimą, udało się ściągnąć do Florencji Alberto Gilardino. Włoch nie zapewnił co prawda wielu bramek, ale zapewnił możliwość jakiejkolwiek rotacji, kiedy na przełomie marca i kwietnia kontuzje dopadły zarówno Gomeza, jak i Babacara (wtedy też Viola została porządnie zlana przez Lazio - 0:4). Strach pomyśleć co stanie się z Napoli, jeśli nie daj Bóg, uraz wyeliminowałby z gry Gabbiadiniego. Wygląda na to, że Włoch musi bardzo szybko odzyskać formę, nabrać pewności siebie i zacząć grać jak z nut. Niewykonalne? Cóż, wtedy na jego pozycję przesunie się Callejona, licząc, że ten nie zapomniał jeszcze jak gra się na pozycji wysuniętego napastnika. Rywalizacja rozegra się więc pomiędzy „fałszywym” napastnikiem a fałszywą dziewiątką. Nie zazdrościmy Sarriemu takiego wyboru.

Na ratunek? Emeryci!

Ostatnią deską ratunku trenera Maurizio Sarriego są młodzieżowcy i gracze bez kontraktu (najczęściej pół-emeryci). Wśród tych pierwszych wyróżnia się Antonio Negro: 18-letni talent, który dotychczas nie liznął jeszcze nawet dorosłego futbolu. Jego największym osiągnięciem jest zdobycie 26 goli w rozgrywkach Primavery. Wynik może i jest imponujący, ale pomimo znakomitego dorobku strzeleckiego Negro, Napoli ligi młodzieżowej nie zawojowało. Należy również poddać w wątpliwość tezę, że Negro nagle rozbłyśnie talentem i pociągnie grę Azzurrich, godnie zastępując starszych kolegów. Co w kwestii tak zwanych wolnych agentów? Cóż, raczej nie widać w tym gronie zbawiciela. Nazwiska są, owszem, imponujące, ale głównie dlatego, że są to zawodnicy, którzy X lat temu błyszczeli formą na europejskich boiskach. Szybki przegląd:

- Miroslav Klose, najpoważniejszy kandydat, w ubiegłym sezonie dawał radę w barwach Lazio, zaliczając 7 goli i 8 asyst. Bilans całkiem niezły, jak na 38-letniego napastnika, ale Miro nie pali się do gry. Przymierzano go już do Legii Warszawa, czy Deportivo La Coruna, jednak przy okazji tych pogłosek słyszano również, że Klose prawdopodobnie wybierze jednak bardziej ezgotyczny kierunek. Co prawda oferta Napoli może go skusić, ale większość mediów jest zgodna: szanse na angaż Niemca są niewielkie.

- Emmanuel Adebayor, togijczyk, który ostatnio załapał się na angaż w Crystal Palace, gdzie podziękowano mu po pół roku. Być może dlatego, że zdobył tylko jedną bramkę, a być moze z powodu przedziwnych przesądów, o których było głośno już jakiś czas temu. Adebayor twierdził na przykład, że nie wie, czy przejdzie do Aston Villi, bo czeka na znak od Boga. Cóż, nawet jeśli Bóg da mu zielone światło na transfer do Napoli, to chyba nawet we Włoszech nie zgodzą się przyjąć do siebie tak zakręconego gościa.

- Dimitar Berbatov, czyli deal idealny. We Włoszech Bułgar nawet nie musiałby udawać, że mu się chce (chociaż nie podejrzewamy go o to, że byłby w stanie, chociażby udawać) i nikt nie miałby o to większych pretensji. Pamiętając jednak o tym, że Berbatov skutecznie zniechęcił do siebie kluby z Italii (swego czasu wykiwał Fiorentinę i Juventus), a także biorąc pod uwagę, że leniwy magik jest już raczej pogodzony ze swoim losem po odrzuceniu w greckim Paoku, można te spekulacje odłożyć na półkę science-fiction.

- Antonio di Natale, włoska legenda. Snajper, który najlepiej radził sobie po trzydziestce, ale w końcu powiedział "pas" i wątpliwe, by z tej decyzji zrezygnował. Zwłaszcza że po dwunastu latach pobytu w Udinese ciężko byłoby mu założyć koszulkę innego klubu. Nawet tego, który gra w jego rodzinnym mieście.

- Pablo Osvaldo, czyli... Pablo Osvaldo. Człowiek żyjący w swoim świecie, który zwiedził jedenaście klubów, po czym zwinął się z Europy do Argentyny, żeby w wieku 30 lat zakończyć karierę, po wyrzuceniu z Boca Juniors, za palenie pod prysznicem. W międzyczasie zdążył wkurzyć chyba wszystkich, którzy w niego wierzyli, więc w sumie nie pozostało mu nic więcej niż zawieszenie butów na kołku. Warto dodać, że nie był to w żadnym wypadku anonimowy piłkarz: łączna suma wydana przez kluby na sprowadzenie go do siebie to ponad 40 milionów euro. Jego agent zdążył już potwierdzić, że Dani nie zamierza wracać na boisko, bo został... muzykiem. W Barcelonie. Kurtyna.

Ok, na tym skończymy, bo dalsze zagłębianie się w rynek wolnych agentów tylko po to, by trafić tam na Kevina Kuranyia, Dimitrosa Salpingidisa, czy Federico Machedę, nie ma większego sensu. Z góry wiadomo, że żaden z nich nie jest w stanie zastąpić Napoli Milika, a już na pewno nie zasługuje na szansę bardziej niż młody Negro. Dramat Sarriego łagodzi nieco fakt, że wciąż może on rotować składem i spróbować wystawić na szpicy Jose Callejona, Driesa Mertensa, czy Lorenzo Insigne. Zawsze jest to jakaś opcja zastępcza, jednak ciężko wyobrazić sobie któregoś z nich w roli snajpera, czy lisa pola karnego. Na dodatek, kłopoty znów sprawia filigranowy Insigne, który żąda podwyżki z 1,8 miliona euro do 4,5 miliona euro (sic!) za sezon. Wygórowane żądania Włocha to kolejny kłopot zarządu Napoli, które nie może sobie pozwolić na stratę tak ważnego zawodnika. Tym bardziej że Lorenzo chcą w klubie zatrzymać... koledzy. Dries Mertens wyraźnie dał do zrozumienia włodarzom Azzurrich, że w przypadku braku porozumienia z Insigne, on sam może zdecydować się na opuszczenie Stadio San Paolo. Jak widać ilość dziur w statku kapitana Sarriego stale się powiększa. O ile jednak problemem Insigne można zająć się nieco później, to sprawę zastępcy Milika należy rozwiązać jak najszybciej. Obecnie Napoli ma cztery punkty straty do Juventusu, który jest liderem tabeli. Ciężko wierzyć w to, że tę stratę uda się odrobić mając do dyspozycji jednego napastnika. Nie pomoże w tym również milionowe odszkodowanie od FIFA, które nie poprawia humoru nikomu na południu Włoch. Jest to bowiem pocieszenie typu: hej, Twój dom spłonął, ale udało się ocalić mikrofalówkę! Zrozpaczeni Sarri i de Lareuntiis spojrzą na nas jak na idiotów, z wypisanym na twarzy pytaniem: a co mi po tej cholernej mikrofalówce? Neapol jeszcze nie płonie, ale pożar coraz bardziej się rozprzestrzenia. Utrata reprezentanta Polski może przekreślić szansę neapolitańczyków na Scudetto najwcześniej od lat - jeszcze przed zakończeniem pierwszej rundy rozgrywek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Goło i niewesoło. Kontuzja Milika rozbroiła atak Napoli - Gol24

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24