Liga Narodów. Przegrywamy z Holandąa na inaugurację. Nie pomogły autobusy w polu karnym, nie wystarczy tylko przeszkadzać rywalom

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
A gdyby Krzysztof Piątek Piątek bardziej skupił się na grze w piłkę, a nie polowaniu na kostki Virgil vana Dijka...
A gdyby Krzysztof Piątek Piątek bardziej skupił się na grze w piłkę, a nie polowaniu na kostki Virgil vana Dijka... Pro Shots Photo Agency/Sipa USA/East News
Dziesięć miesięcy oczekiwania, a potem godzina nadziei i rozczarowanie. Polska przegrała z Holandia w Amsterdamie w pierwszym meczu drugiej edycji Ligi Narodów. Co prawda tylko 0:1, ale po kiepskim meczu, w którym ekipa Jerzego Brzęczka skupiła się w zasadzie tylko na przeszkadzaniu rywalom.

Ten mecz - pierwszy po wymuszonej koronawirusem przerwie - miał udzielić odpowiedzi na pytanie: czy reprezentacja Polski istnieje bez Roberta Lewandowskiego. Snajper Bayernu Monachium - jak pamiętamy - dostał tym razem wolne od Jerzego Brzęczka, by odpocząć po długim sezonie w klubie, zwieńczonym triumfem w Lidze Mistrzów.

- Rozmawiałem z Robertem i wspólnie uznaliśmy, że to dla niego najlepszy moment, aby mógł dłużej odpocząć fizycznie i psychicznie po tak wyczerpujących rozgrywkach. Dlatego też nie weźmie udziału we wrześniowym zgrupowaniu. Tym bardziej, że przed nim i przed nami kolejny intensywny sezon, który zakończą jakże ważne dla nas mistrzostwa Europy. Lewandowski pozostaje oczywiście kluczowym zawodnikiem naszej reprezentacji, jej kapitanem, ale w meczach Ligi Narodów z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną będziemy musieli poradzić sobie bez niego" - tłumaczył selekcjoner, cytowany przez portal "Łączy nas piłka".

Na braku Lewandowskiego eksperymenty Brzęczka się jednak nie skończyły, bo nie da się ukryć, że trochę zaskoczył jedenastką, która wyszła w piątek na boisko w Amsterdamie. Od tyłu wyglądało to identycznie, jak w zwycięskich dla nas eliminacjach, bo przedpole bramki Wojciecha Szczęsnego czyścili w środku Kamil Glik i Jan Bednarek, a na bokach Tomasz Kędziora i Bartosz Bereszyński.

Eksperymentalny skład miała za to nasza druga linia, bo na lewym skrzydle zabrakło tym razem Kamila Grosickiego (pojawił się na boisku dopiero w 71. minucie). Przed ponad godzinę na jego pozycji biegał Kamil Jóźwiak, na prawym skrzydle Sebastian Szymański. Jedynym napastnikiem - operującym przed Piotrem Zielińskim - był Krzysztof Piątek. Brzęczkowi najwyraźniej dały do myślenia fatalne ostatnio występy Arkadiusza Milika w Napoli.

Efekty? Przez godzinę nie były nawet takie złe. Głównie za sprawą zasieków, jakie Biało-Czerwoni postawili na własnej połowie (w komentarzach na Twitterze najczęściej padającym słowem były "autobusy"). Nie było to może zbyt finezyjne, ale zdawało egzamin. A gdyby Piątek bardziej skupił się na grze w piłkę, a nie polowaniu na kostki Virgila van Dijka (za co zobaczył w pełni zasłużoną żółtą kartkę) to kto wie... Może nawet schodzilibyśmy na przerwę prowadząc sensacyjnie 1:0. Holendrzy mieli przewagę, atakowali. Niewiele jednak z tego wynikało, może poza sytuacją z samej końcówki pierwszej połowy, gdy po strzale Frenkiego de Jonga uratował nas słupek.

W drugiej połowie napór Holendrów jeszcze się wzmógł i w końcu stało się. W 58 minucie, po błędzie Glika, oko w oko ze Szczęsnym stanął Memphis Depay, ale bramkarz Juventusu przytomnie skrócił kąt i nie dał się pokonać gwiazdorowi Olympique Lyon.

Chwilę później nie miał już jednak nic do powiedzenia, po akcji, którą można by nazwać podręcznikową. De Jong dośrodkował w pole karne do Hansa Hateboera, a ten zgrał piłkę na przedpole, wprost pod nogi nadbiegającego Stevena Bergwijna. Z takiego prezentu piłkarz Tottenhamu nie mógł nie skorzystać.

Na tym emocje w zasadzie się skończyły. Polacy niby próbowali coś zrobić, ale niewiele z tego - najdelikatniej rzecz ujmując - wynikało...

A niedelikatnie fatalnie to wyglądało, bo chwilami nie byli w stanie wymienić kilku celnych podań.

Nie pomogła zmiana Piątka na Milika, ani wejście na boisko Grosickiego. Holendrzy spokojnie grali swoje i na koniec to oni cieszyli się ze zwycięstwa. A Polacy... Dramatu niby nie było, a porażka 0:1 powodem do wstydu nie jest. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że poszli po najmniejszej linii oporu. Oby w poniedziałek z Bośnią było lepiej.

“Bodyguard” lekiem na hejt?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24
Dodaj ogłoszenie