- Pewnie Pan nie jest zadowolony ze swojej sytuacji - ostatnio nie jest Pan podstawowym zawodnikiem Cracovii.
- W ogóle nie jestem zadowolony z naszych wyników jako zespołu. A na temat mojej sytuacji mogę powiedzieć - taki jest sport.
- Jesienią zdobył Pan pięć bramek. W okresie przygotowawczym trener dawał szansę każdemu, Panu też. Przyszła jednak liga i nie wychodzi Pan na mecze w pierwszej jedenastce. Trzeba się bardziej postarać?
- Trzeba pytać szkoleniowca. Jest początek wiosny, nie chcę więcej mówić.
- Inny napastnik Krzysztof Piątek złapał wysoką formę. Ale nie jest tak, że może grać albo on, albo Pan. Występowaliście z powodzeniem razem.
- Ja nie decyduję o składzie.
- A czuje Pan, że jest w formie?
- To trener decyduje o tym, czy gram, więc moje zdanie nie jest ważne.
- W poniedziałek czeka was mecz z Zagłębiem. A Lubin to szczególne miejsce, bo tam zaczynał Pan grę w piłkę. Jak Pan patrzy z perspektywy czasu, było konieczne, by odszedł Pan z Zagłębia?
- Jak wyjeżdżałem z Lubina, miałem 17 lat. Opcja zagraniczna przeważyła nad Zagłębiem. Potem moje koleje losu różnie się układały. Niczego nie będę żałował. Gdybym nie skorzystał z oferty Auxerre (w 2008 roku - przyp.), byłbym głupi. Wyjazdów młodych zawodników za granicę nie było wtedy tak dużo, jak teraz. Miałem swoje aspiracje.
- Po powrocie do kraju był Pan tylko rok w Zagłębiu. Krótko. Co zaważyło na tym, że nie został Pan dłużej?
- Myślę, że polityka klubu. Była wtedy inna niż obecnie. Teraz trzeba pochwalić Zagłębie. Będąc w I lidze postawili na młodych i są w tym konsekwentni. Ten klub jest jednym z niewielu w Polsce, które tak robią.
- W ubiegłym sezonie był Pan podstawowym napastnikiem w Podbeskidziu Bielsko-Biała, trener Podoliński na Panu opierał ofensywę. W Cracovii te akcenty są rozłożone na kilku zawodników. Bardziej odpowiadało Panu to, że poprzedni zespół był konstruowany „pod Pana”?
- Czy pode mnie? Nie sądzę. Jak się ma zaufanie trenera, to każdemu zawodnikowi to służy. Uprawiam sport drużynowy i wybierając tę drogę wiedziałem, że trzeba będzie sobie radzić. Trener Zieliński akurat rotuje składem, w każdym meczu potrafi robić zmiany.
- Żałuje Pan, że podczas niedawnego meczu w Gdańsku bramkarz Lechii Dusan Kuciak obronił Pana piękny strzał? Gdyby padł gol, pewnie zyskałby Pan w oczach trenera.
- Bramkarz świetnie się zachował. Gdyby padła bramka, mogłoby być teraz inaczej.
- Mówiliście o walce o pierwszą ósemkę. Teraz sprawa jest niezwykle trudna - sześć punktów do odrobienia w sześciu meczach. To jeszcze możliwe?
- Musimy patrzeć na to, co mamy. Jest mniej niż 30 punktów, a dziesięć drużyn ma minimum taką zdobycz. Zaczyna się nerwówka. Trzeba grać tak, by zdobyć jak najwięcej punktów w fazie zasadniczej. A do czego to wystarczy, to zobaczymy. Plany trzeba odłożyć na bok. Trzeba się skupić na najbliższym meczu.
- Damian Dąbrowski powiedział po ostatnim spotkaniu: skupmy się na tym, co jest, bo grozi nam walka o utrzymanie. Pan z Podbeskidziem w zeszłym sezonie przez chwilę był w ósemce, potem z niej wypadliście na skutek decyzji pozaboiskowych. Ciężko się wam było mentalnie przestawić na walkę o byt.
- Może nie trzeba było się przestawiać, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy z konsekwencji tej sytuacji. Byliśmy na pierwszym miejscu w tej drugiej grupie. Doszło jednak do podziału punktów, co uważam za katastrofę. Przegraliśmy pierwszy mecz i nadal ciężko nam było zdać sobie sprawę z tego, że jak przegramy następny, to będzie niezwykle trudno. Niestety, spadliśmy. Przełomowy był mecz w Białymstoku, w którym prowadziliśmy 2:1, by przegrać 2:3. Po nim wiedzieliśmy, że jest „śmierć”. Teraz daleko jest do maja, gdy będzie się wszystko decydować. Nie możemy na siebie nakładać presji, ale powinniśmy sobie zdać sprawę z tego, że łatwo nie będzie, bo każdy chce się utrzymać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?