Piłkarskie kluby, zabawki polityków i dyktatorów. Erdogan śladami Berlusconiego i... Ceausescu
Wiedzą o tym dobrze nie tylko w Stambule, bo przykładów wspierania klubów przez polityków (różnego szczebla) można podać wiele. Jeden z najsłynniejszych to Francisco Franco. Hiszpański generał przez cały okres swojej dyktatury utrudniał jak mógł życie mniejszościom narodowym w swoim kraju. Zwłaszcza Baskom i Katalończykom, a że był przy okazji sympatykiem Realu Madryt, nie oszczędzał również będącego wizytówką regionu klubu.
Za rządów Franco usunięto katalońską flagę z godła FC Barcelony i zmieniono nazwę klubu na hiszpańską. Do legendy przeszedł również finał Pucharu Króla [wtedy Generalissimo] z 1943 roku. W pierwszym meczu Barcelona pokonała Real 3:0. W przerwie drugiego do szatni Katalończyków wszedł dyrektor generalny ds. bezpieczeństwa kraju i „zasugerował”, że w ich dobrze pojętych interesach byłoby, gdyby przegrali. Królewscy zwyciężyli ostatecznie 11:1, bo goście na znak protestu pozorowali grę. Na tym nie koniec. W 1936 roku bojówki Franco zamordowały ówczesnego prezydenta Barcelony Josepa Sunyola. Zwolennicy dyktatora posunęli się nawet do tego, że kazali zbombardować budynek, w którym przechowywano klubowe trofea.
Kibice z Madrytu mają oczywiście swoje zdanie na ten temat i mają również swoje argumenty (temat na osobny tekst). Nie zmienia to faktu, że w stolicy Katalonii do dziś wszystko co złe kojarzy się właśnie z Franco i Realem.