Arka ma tak pokaźną przewagę nad strefą spadkową, że trener Leszek Ojrzyński w meczu z Sandecją pozwolił sobie na komfort pominięcia w podstawowym składzie kilku piłkarzy, przewidzianych zapewne do boju w najważniejszym spotkaniu w tym sezonie, czyli finale Pucharu Polski 2 maja przeciwko Legii Warszawa na PGE Stadionie Narodowym. Na boisku od pierwszego gwizdka sędziego Jarosława Przybyła kibice nie zobaczyli m.in. Michała Marcjanika, Mateusza Szwocha, Michała Nalepy, Dawida Sołdeckiego, Macieja Jankowskiego, czy Marcusa da Silvy. To właśnie ci gracze byli motorami napędowymi gry Arki przy okazji udanego rewanżu w półfinale PP z Koroną Kie
Mecz żwawiej rozpoczęła Sandecja, bo już w pierwszych minutach gry groźny strzał Wojciecha Trochima zablokował Frederik Helstrup. Potem jednak zawodnicy Kazimierza Moskala spuścili z tonu i nie sprawiali wrażenia, jakby desperacko walczyli o pozostanie w ekstraklasie. Dopiero w 20 min. spotkania z ostrego konta silnym strzałem popisał się Filip Piszczek. Na szczęście Pavels Steinbors potwierdził dobrą dyspozycję, prezentowaną w tym sezonie.
Sandecja próbowała nadal prowadzić grę, jednak Arka nie miała wielkich problemów z rozbijaniem jej ofensywnych zapędów. Gdynianie z kolei nie kwapili się do stwarzania zagrożenia pod bramką, strzeżoną przez Michała Gliwę. W konsekwencji z boiska wiało nudą.
Druga część spotkania rozpoczęła się jednak dla arkowców fatalnie. W 50 min. gry Damir Sovsić technicznym zagraniem posłał piłkę w pole karne, a Damian Zbozień interweniował tak niefortunnie, że zaskoczył próbującego interweniować Steinborsa. Od tego momentu Arka musiała odrabiać straty. Leszek Ojrzyński zareagował od razu, wprowadzając za Siergieja Kriwca Mateusza Szwocha. Kilkanaście minut później Patryka Kuna zastąpił na placu gry Enrique Esqueda. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bowiem w 72 min. spotkania właśnie ten zawodnik po zagraniu Grzegorza Piesio z bliska strzałem głową wyrównał rachunki z „Sączersami”.
Sandecja zareagowała na straconego gola ofensywnymi akcjami. Jednak próby rezerwowego Aleksandara Kolewa, Macieja Małkowskiego i Wojciecha Trochima szybowały obok bramki Arki.
Kiedy wydawało się, że już nic złego dla gdynian w tym meczu nie może się zdarzyć, po ostrym dośrodkowaniu Kolewa w pole karne próbujący wybijać piłkę Marcin Warcholak skierował ją do siatki Steinborsa.
Gdynianie desperacko rzucili się do odrabiania strat, jednak zostali skontrowani. Sytuację sam na sam ze Steinborsem po profesorsku wykorzystał kolejny rezerwowy, Adrian Danek. Przykra porażka żółto-niebieskich tym samym stała się faktem.
Runmageddon Gdynia 2018: Morderczy wysiłek w błocie!
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?