Śląsk - Zagłębie 1:0. Derby, których nikt by nie wymyślił

Jakub Guder
fot. Tomasz Hołod
Doprawdy - nikt nie wymyśliłby lepszego scenariusza na 40. derby Dolnego Śląska. Żaden Spielberg, czy Hitchcock. Tak przewrotny mogą być tylko los i... piłka nożna.

Śląsk Wrocław właściwie nie miał prawa wygrał niedzielnego meczu. Grając ostatnio słabiej zdziesiątkowana kartkami i kontuzjami drużyna wyszła na boisku z 19-letnim stoperem w składzie, który wcześniej w ekstraklasie nie zagrał nawet 90 minut. A jednak - udało się. I za to kochamy piłkę nożną.

To nie był wielki mecz z obu stron. Zagłębie - zamiast od razu rzucić się na rozbitego przeciwnika - czekało i szukało szansy na kontrataki. Za to kunktatorstwo w sumie potem zapłaciło. WKS grał chyba najsłabszy mecz a tym sezonie na własnym boisku. Może nie licząc pierwszych 20-25 minut. Lecz w tym meczu wiele sprzyjało gospodarzom. Nie pękał Konrad Poprawa, Jakub Słowik miał interwencję życia, choć cały sezon siedział na ławce, a Arkadiusz Woźniak pudłował na potęgę, choć równie dobrze mógł strzelić trzy gole. No i nadeszła 94 minuta...

Czy Arkadiusz Piech był faulowany... Być może. Bartosz Frankowski mógł odgwizdać koniec meczu, a odgwizdał przewinienie, choć zegar wskazywał ledwie kilka sekund do końca doliczonego czasu gry. Sito Riera podchodzi do piłki no i wtedy wchodzi ON, cały na biało - Mathieu Scalet. Człowiek, który w normalnych warunkach pewnie przez cały sezon nie znalazłby się nawet w meczowej osiemnastce. A wystarczyło mu ledwie kilka minut, by został bohaterem derbów.

Scalet to 20-latek z polskim i francuskim obywatelstwem. Jego matką jest Polska spod Krakowa. Sam piłkarz dorastał we Francji, ale po maturze zdecydował się przyjechać do Polski. Tu trafił najpierw do rezerw Wisły Kraków, potem do Beskidu Andrychów, a w styczniu podpisał umowę z rezerwami Śląska, które grają w czwartej lidze, a zatem de facto na piątym (!) poziomie rozgrywkowym. W końcówce meczu z Zagłębiem wszedł pewnie tylko po to, żeby skraść kilka cennych sekund. Został jednak jednym z bohaterów.

- Nie spodziewałem się takiego wieczoru. To piękne uczucie zagrać na Stadionie Wrocław. Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie i to jeszcze w spotkaniu derbowym - mówił wyraźnie oszołomiony po meczu.

Ostatecznie bramka została zapisana nie jemu, a Piotrowi Celebanowi. Kapitan WKS-u faktycznie dotknął ją jako ostatni, tuż przed tym jak przekroczyła linię bramkową, lecz nam się wydaje, że i tak wpadłaby do siatki. Tak czy inaczej - to świetny wyskok Scaleta sprawił, że pofrunął nad obrońców i barkiem skierował ją w światło bramki. Jedna akcja, jeden kontakt z piłką - tak narodził się bohater.

Koniec końców wychodzi na to, że suma szczęścia równa się zawsze zero. Przypomnijmy sobie derby z drugiej kolejki tego sezonu. Wówczas przez połowę meczy Śląsk grał w przewadze jednego zawodnika po dwóch żółtych kartkach dla Jakuba Tosika, a w 90 minucie jedyną bramkę strzelił Jakub Świerczok. Jak? Wykorzystując dośrodkowanie z rzutu wolnego...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk - Zagłębie 1:0. Derby, których nikt by nie wymyślił - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24