TCS. Zaskoczył Niemców w Niemczech, Eisenbichler marzy o pierwszej wygranej. Uda się w Turnieju Czterech Skoczni?

red
Wojciech Matusik / Polskapresse Gazeta Krakowska
Do Soczi nie pojechał, w Pjongczangu nie wystąpił w konkursie drużynowym. Na 27-letniego Markusa Eisenbichlera nie stawiano też przed Oberstdorfem. Bez zwycięstwa w Pucharze Świata ma szansę wygrać Turniej Czterech Skoczni.

- Jednym z moich celów jest wygrana w zawodach Pucharu Świata, a w dwóch ostatnich konkursach byłem tego bardzo blisko; we wtorek myślałem, że może się udać. Teraz muszę dalej oddawać takie skoki i może wreszcie zdołam pokonać Ryoyu Kobayashiego albo kogoś innego - mówił po konkursie w Garmisch-Partenkirchen Markus Eisenbichler. To jego ulubiona obok Klingenthal skocznia, choć jak przyznaje, ze względu na kibiców lubi skakać także w Polsce. - W Wiśle i Zakopanem traktują nas jak jak boysbandy. Kibice na każdym kroku, pisk fanek - mówił w rozmowie z Wochen-blatt.

Dawid Kubacki: Stać mnie na zwycięstwo

Choć w całej swojej karierze Niemiec nie wygrał jeszcze ani jednego konkursu PŚ, teraz jest jednym z faworytów do zwycięstwa w 67. edycji Turnieju Czterech Skoczni. Po dwóch niemieckich konkursach plasuje się na drugiej pozycji w klasyfikacji całych zawodów. Tabeli przewodzi rewelacyjny Japończyk, który nad 27-latkiem z Siegsdorf ma 2,3 punktu przewagi. Eisenbichler jak na razie uzbierał ich 546,6. Trzeci jest Dawid Kubacki. Polak, głównie dzięki świetnemu występowi w noworocznym konkursie, ma 256,2 oczka.

- Cieszę się, że rok 2019 zacząłem tak dobrze. Oczywiście nie było perfekcyjnie, ale nie mam powodów, aby narzekać. Mój pierwszy skok był dobry, w drugiej serii chciałem poprawić technikę i również wyszła mi udana próba, jestem więc bardzo szczęśliwy - opowiadał Niemiec, na którego przed startem aktualnej edycji TCS nikt nie stawiał. Bardziej znany niż z dalekich skoków był ze swojej ekspresyjnej mimiki.

Wśród faworytów, poza liderem Pucharu Świata, wymieniani byli Kamil Stoch czy Piotr Żyła. W tym sezonie lepiej od niego radzili sobie też Karl Geiger czy Stephan Leyhe. Swoje szanse przekreślili już w Oberst-dorfie, plasując się poza pierwszą dziesiątką.

Ostatnim Niemcem, który wygrał TCS, był Sven Hannawald, który triumfował w sezonie 2001/2002. Eisenbichler w Pucharze Świata debiutował dokładnie dziesięć lat później podczas konkursu w O-berstdorfie. Niemcy wykorzystali dodatkowe, przysługujące gospodarzom miejsca, by wprowadzić występującego od trzech lat w Pucharze Kontynentalnym zawodnika. W tym ostatnim triumfował dziewięciokrotnie, w tym raz w Wiśle. Na najwyższym stopniu podium stawał również w Zakopanem, gdzie w styczniu 2017 wraz z rodakami wygrał konkurs drużynowy. Indywidualnie nie odnosił w PŚ większych sukcesów. W debiutanckim sezonie zdobył zaledwie punkt, później było niewiele lepiej. Najwyżej uplasował się przed dwoma laty, kończąc rok na ósmej pozycji w klasyfikacji generalnej, ostatnio był 10.

Teraz ma szansę na życiowy sezon. Na razie jest siódmy ex aequo z Jewgienijem Klimowem. - Jego dobre wyniki są motywacją dla całej naszej drużyny - mówił Richard Freitag, w którego cieniu Eisenbichler znajdował się w poprzednich sezonach. Zresztą nie tylko jego. W kraju zawsze bardziej liczono na Severina Freunda czy Andreasa Wellingera. Na Igrzyska Olimpijskie w Soczi w 2014 roku Eisenbichler powołania nie otrzymał. Cztery lata później pojechał do Pjongczangu, ale znalazł się poza czwórką desygnowaną na konkurs drużynowy. W indywidualnych uplasował się kolejno na siódmym i czternastym miejscu.

W sierpniu skończył szkołę policyjną. Latem od 8 do 16 chodził na zajęcia, trenował dopiero wieczorami. Jak sam przyznawał w wywiadach, jego miejsce jest jednak przy skokach i po zakończeniu kariery, którą zamierza kontynuować jeszcze przez długie lata, wzorem swojego idola Noriakiego Kasaiego, chce zostać trenerem. Najpierw szkolić dzieci, później także tych najlepszych, czyli kadrę występującą w Pucharze Świata. Zawsze podkreślał, że już sam start w nich jest ogromnym wyróżnieniem, bo w Niemczech chętnych jest sporo, a o kryształową kulę walczą nieliczni.

Choć w szkole sportowej proponowano mu biatlon, jako dziecko wybrał skoki narciarskie, bo były najbardziej ekstremalne. Teraz po latach treningów nic ekstremalnego w nich nie widzi. Wolny czas spędza więc na ściankach wspinaczkowych czy nartach wodnych. Jako junior w klubie podpatrywał niemieckich sportowców, ale jego idolami są Japończycy: Kasai i Kazuyoshi Funaki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24