Trener Sandecji Nowy Sącz Radosław Mroczkowski: Chcemy być bardzo skuteczni

Łukasz Madej
Radosław Mroczkowski
Radosław Mroczkowski Oliwer Kubus
- Zamierzamy się rozwijać, więc wiosną będziemy kroczyć tym samym szlakiem - mówi RADOSŁAW MROCZKOWSKI, trener pierwszoligowych piłkarzy Sandecji Nowy Sącz.

- Dobiega końca pierwszy rok Pana pracy w Sandecji.
- To prawda, zacząłem od poprzednich zimowych przygotowań, minęły już dwie rundy. Przyzwyczaiłem się do warunków, poznałem dobrze klub i ludzi, którzy znajdują się wkoło. Człowiek wkomponowuje się w możliwości. Stara się pracować jak najlepiej w warunkach, które są. Dla mnie bardzo trudny był moment, kiedy tutaj przyszedłem. Cel był wtedy inny - żeby, przede wszystkim, wyjść z kłopotów, jeżeli chodzi o utrzymanie. Tamte przygotowania były dość napięte. A jeżeli mówimy o tej rundzie, to myślę, że jesteśmy w dobrym punkcie wyjścia do następnej. Na pewno będziemy robić wszystko, żeby po okresie przygotowawczym i ciężkiej pracy jeszcze lepiej było widać nasze postępy.

- W tabeli obraz udanej jesieni nieco zamazał fakt, że ze względów na warunki atmosferyczne Sandecja nie wystąpiła w dwóch ostatnich kolejkach, które rozgrywane były awansem.

- Może trochę na tym straciliśmy, natomiast to się nie liczy, bo te dwa mecze są dopiero przed nami, a przy maksymalnej punktacji możemy być bardzo blisko drużyn, które nam uciekły. Trzeba być optymistą.

- Mimo dwóch przełożonych meczów zajmujecie szóste miejsce w tabeli i macie tyle samo punktów co Górnik Zabrze, a dwa więcej od Podbeskidzia Bielsko-Biała. Oba te zespoły jeszcze wiosną grały w ekstraklasie...

- I to też nakręca mój zespół, bo to przecież drużyny, które z góry zapowiedziały, że będą się bić o awans. A my robiliśmy swoje. I myślę, że nie wygląda to gorzej od ekip, które były faworytami.


- Dla Sandecji wiosna będzie pełną rundą rewanżową.

- Postaramy się przygotować do niej jak najlepiej. Chciałbym, żeby nasz klub wzmocnił rywalizację w zespole. Mamy wartościową kadrę, ale ilościowo jest nas mało. Jesienią trochę nam się pewne rzeczy skomplikowały. W końcówce zabrakło pola manewru w niektórych meczach. Nie mieliśmy tak wyrównanej kadry, jakie posiadają kluby w Chojnicach, Sosnowcu, Bielsku-Białej i Zabrzu. Zimą musimy nad tym popracować.

- W trakcie któregoś meczu pomyślał Pan sobie: „To jest taka Sandecja, jaką chcę oglądać”?

- Były momenty, zwiastuny, ale trochę nam jeszcze brakuje do ładnego zwyciężania. Będziemy jednak do tego dążyć. A praca chłopaków i tak przekłada się na punkty. Może z grą nie jest jeszcze tak, jak byśmy chcieli, ale pracujemy, żeby powtarzalność i solidność były coraz większe. W większości jesiennych meczów pokazywaliśmy się z solidnej strony. Chcemy być przede wszystkim skuteczną ekipą.

- Czyli zimą piłkarze Sandecji będą mieli co robić.

- Oczywiście. A mamy też długofalowy plan, jeżeli chodzi o naszych młodych zawodników. Kadrę poszerzyliśmy o kilku chłopców stąd. Dostali szansę trenowania. Mam tu na myśli Huberta Maślankę czy Kacpra Smolenia. Doczekali się debiutów. To juniorzy z Akademii Sandecji. Są jeszcze Wiktor Nowak, Nikodem Gniecki. Na treningach mamy sporo młodzieży. Postawiliśmy sobie cel, żeby przygotować ich do tego, by w przyszłości, najpierw jako młodzieżowcy, a później seniorzy, stanowili kręgosłup Sandecji. Nie chcemy zgubić tych młodych, zdolnych piłkarzy. Staramy się z nimi pracować, dawać im szansę.

- Któregoś spotkania jest Panu szczególnie żal?

- Tak, mieliśmy moment w rundzie, kiedy trochę się zagubiliśmy. Mówię o meczu w Głogowie. Do teraz, jak go analizuję, ciężko jest mi na to patrzeć. Uciekły nam punkty, spotkanie zostało przegrane praktycznie w ostatniej akcji. W tamtym czasie dotknęła nas grypa jelitowa. Kłopoty zdrowotne ciągnęły się dwa tygodnie. Praktycznie nie mieliśmy zdrowych zawodników i zespół, jak ja to mówię, rozregulował się. To był niedobry czas.

- Jesienią okazało się, że nie tak łatwo zastąpić takiego napastnika jak Arkadiusz Aleksander, który latem zakończył karierę.

- Zgadza się. Wiemy dobrze, że kiedy zawodnicy przychodzą do drużyn, bywa tak, że potrzebują czasu, pracy. Nierzadko są to piłkarze, którzy posiadają ciekawe CV, ale mają w nim przerwę w systematycznym graniu czy treningu. Akurat nie od razu w pierwszym okresie przygotowawczym udało nam się takich piłkarzy przygotować, zbudować ich optymalną dyspozycję.

- Odnosi się Pan pewnie przede wszystkim do Macieja Korzyma.

- Do Maćka, ale też Filipa Piszczka. Filip miał taki moment, kiedy było widać, że jest fajnie przygotowany, ale potem złapał kontuzję. Trwało ponad miesiąc, zanim wrócił. Miał przypadłość, która ciągnęła się z tygodnia na tydzień i gdzieś ta jego forma uciekła. Ale w ostatnich meczach pokazał, że będzie z Maćkiem ostra rywalizacja. Tutaj powinno być dobrze. A Arek Aleksander strzelał gole, co pięło drużynę w górę. Liczę, że będzie miał go kto zastąpić. I że skuteczność przyjdzie, bo jeśli chodzi o bramki samych napastników, to rzeczywiście ich brakuje (Korzym strzelił dwie, a Piszczek jedną - przyp.). Ale potrafiliśmy to rozłożyć na innych zawodników. Ciężar strzelania wzięli na siebie nawet obrońcy. To pozytywne.

- Właśnie... Najskuteczniejszy w zespole był lewy obrońca Kamil Słaby, który zdobył 4 gole.

- Kamil czyni postępy. Fajnie pracował, nabrał pewności, dobrze się prezentował. Przede wszystkim potrafi wywiązać się z zadań defensywnych, ale i dawał nam dużo skuteczności w ofensywie. Tylko przyklasnąć, bo wykonał dobrą pracę, co przełożyło się na jego postawę na boisku.

- Nie obawia się Pan, że najzdolniejsi zawodnicy odejdą do ekstraklasy? Słabym od dawna interesuje się Ruch Chorzów...

- Ale co może być lepsze dla trenera? Ja się cieszę, jeżeli zawodnik może się rozwijać. Jeżeli w tym przypadku tak się stanie, będzie mi tylko miło, że wspólnie wykonaliśmy fajną pracę. Ale wierzę, że Kamil zagra z nami do końca sezonu. W każdym razie jeżeli będzie transfer, to klub będzie musiał się zastanowić, bo będziemy potrzebowali zastępstwa. Uciekłoby nam ważne ogniwo, ale jeśli byłaby szansa robienia postępów na wyższym poziomie, to nie wolno hamować rozwoju piłkarza.

- Jesienią często słyszeliśmy, że „najważniejszy jest najbliższy mecz”. Wiosną to podejście ulegnie już zmianie?

- Nic odkrywczego nie powiem: w tym momencie najważniejsze są przygotowania, wyrównanie kadry, zrobienie kolejnego kroku, żebyśmy podnieśli rywalizację. Pierwsze wiosenne mecze będą weryfikacją przygotowań. Nadal pójdziemy jednak takim szlakiem, że nie będziemy wyznaczać sobie jakiś celów za miesiąc, dwa czy trzy. Tylko na najbliższy mecz. A długofalowy cel dotyczy młodych chłopaków, którzy rozwijają się przy pierwszej drużynie. Będziemy chcieli, żeby przygotować jak najlepiej i jak najwięcej wychowanków.

- Ale ma Pan świadomość, że Pana drużyna jest porównywana do tej najmocniejszej w historii Sandecji sprzed siedmiu lat.

- Chciałbym, żebyśmy podnieśli jakość i byli groźni dla tych, którzy w tej lidze są stawiani za faworytów. Na pewno będziemy robić też wszystko, żeby zwiększyć rywalizację w zespole. Są etapy, które trzeba przechodzić, żeby zespół szedł w górę. Zobaczymy, jak wszystko się ułoży. W każdym razie runda rewanżowa zawsze jest trudna.

- Co teraz?

- Wiedząc, że dwa mecze zostały przełożone, roztrenowanie mamy już praktycznie za sobą. We wtorek rozpoczną się dwutygodniowe urlopy dla zawodników. Potem zacznie się, też dwutygodniowa, praca indywidualna, którą wyznaczyliśmy chłopakom. A przygotowania rozpoczniemy 10 stycznia.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Trener Sandecji Nowy Sącz Radosław Mroczkowski: Chcemy być bardzo skuteczni - Dziennik Polski

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24