Albert Rude, hiszpański szkoleniowiec Białej Gwiazdy, przekonał się w debiucie na zapleczu polskiej ekstraklasy, że jego drużyna nie ma szans na łatwe punkty. Na konferencji prasowej nie ukrywał, że wiślacy mieli na Hetmańskiej mocno pod górkę.
- W I połowie byliśmy daleko od naszych standardów. W II połowie zaczęliśmy grać nasza piłkę i utrzymywaliśmy to do końca – komentował na konferencji Albert Rude, coach wiślaków. – Dla nas jest najważniejszy nasz mindset, czyli nigdy się nie poddawać, iść do samego końca i wierzyć w zwycięstwo.
W pierwszej połowie mieliśmy problem w budowaniu akcji, a co za tym idzie, nie dostarczaliśmy za wieli zawodników w pole karne. W przerwie wprowadziliśmy korekty, aby ułatwić rozegranie. Mentalność jest nienegocjowalna. Stal miała karnego, nie strzeliła go, ale musieliśmy utrzymywać nasze podejście do gry, aby ona do końca odpowiednio wyglądała tak
oceniał trener z Półwyspu Iberyjskiego.
Moje pierwsze obserwacje wskazują, że nie będziemy mieli łatwo. Każdy mecz będzie jak finał, będziemy cierpieć, poświęcać się, aby osiągnąć cel – dodał coach z Krakowa.
Za dużo sztucznej inteligencji
Marek Zub na wstępie swojej wypowiedzi stwierdził, że wygrała drużyna, która nie była lepsza, ale...
- Była trochę mądrzejsza, może bardziej doświadczona. Może miała lepszych piłkarzy. Może trochę dodatkowej jakiejś sztucznej inteligencji – kwaśno uśmiechał się trener stalowców, czyniąc aluzje do informacji, jakoby przy wyborze szkoleniowca Wisła posiłkowała się sztuczną inteligencją. - Tak jak mówiłem na konferencji przedmeczowej - postawiliśmy na swoją własną, ale gdzieś nam się tej sztuczności trochę wkradło.
Być może w sytuacji, w której najbardziej doświadczeni zawodnicy podejmujący decyzje na boisku - w kluczowych momentach - mieli z nią do czynienia. Mówię o tym tylko, żeby trochę rozluźnić atmosferę, bo mecz jest już skończony i nie mamy już wpływu na wynik, a jeśli jesteście Państwo tutaj w większości sympatykami Stali Rzeszów, to pewnie macie taki trochę nastrój, jak i ja mam
dodawał opiekun Stali.
Decyzja w dwójnasób niekorzystna
W tracie i po meczu dyskutowano, dlaczego do wykonywania rzutu karnego w 92. minucie zabrał się Krzysztof Danielewicz, skoro na boisku pojawił się 5 minut wcześniej i właściwie nie zdążył jeszcze porządnie dotknąć piłki. Okazuje się, że wykonywać jedenastkę miał kto inny. Jednak wyznaczony do tego zawodnik (Sebastien Thill) oddał futbolówkę panu Krzysztofowi.
- Nawiązywałem do tej inteligencji, która między dwóch doświadczonych graczy wplątała w ich normalne, racjonalne myślenie, które było poparte z pewnymi decyzjami, dotyczącymi także wykonywania rzutu karnego. Namawiam zawodników do podejmowania decyzji, także pomimo pewnych założeń przedmeczowych, ale też muszą brać za nie odpowiedzialność.
Podjęli taką decyzję, która spowodowała, że straciliśmy punkty, wygraną. Na pewno byłoby łatwiej, gdyby nie strzelił gola zawodnik, który był do tego wyznaczony. Piłkarze podjęli na boisku decyzję, która okazała się dla nas w dwójnasób niekorzystna. Poszło to po linii innej niż ustalone było przed meczem, a do tego sam wynik tej decyzji okazał się dla nas niekorzystny. No a gdyby Krzychu strzelił, nie byłoby tematu
opisywał coach gospodarzy.
Tym razem nie zadziałało
- Mam pretensje do tego zawodnika, który oddał ten rzut karny, mam też pretensje do tego, który nie strzelił. Mam pretensje, ale cóż ja z tym zrobię. Nie chcę tego drążyć. Ujawniłem, że doszło do zmiany wykonawcy, ale nie chcę tego wałkować. Wiadomo, kto strzelał – stwierdzał Marek Zub.
Ten, który jest wyznaczony, musi sobie zdawać sprawę, że jeżeli odda wykonanie tego rzutu karnego, to w dużej mierze spada to na niego. Oczywiście jest jeszcze moment, w którym, gdy widzę, że dochodzi do jakichś zmian, mogę zareagować. Mogę dawać sygnał z ławki „zostaw piłkę, niech uderzy wyznaczony”. Zdecydowałem się tego nie robić, bo pozwalam, namawiam piłkarzy do podejmowania boiskowych decyzji. Daję takie możliwości, ale dziś nam to nie zadziałało
powiedział Marek Zub.
- Uciekły nam punkty, ale mimo wszystko jestem zadowolony z postawy zespołu, z realizacji tego, co sobie na ten mecz zakładaliśmy. Wydaje mi się, że był to efekt tego, co udało nam się w ostatnich dwóch miesiącach przygotowań zmienić i poprawić - kontynuował szkoleniowiec "biało-niebieskich".
Trochę tacy Mikołaje
- Podsumowując - przegrała drużyna na pewno nie gorsza, a z mojego punktu widzenia, bo jestem może subiektywny, byliśmy lepszym zespołem i lepiej się nas oglądało. Trener Wisły mówił przed meczem, że zna nas doskonale, że nie spodziewa się trudnego meczu. Może z jego perspektywy nie był trudny, ja myślę, że Wisła dostała prezent i trzeba się z tym pogodzić, że jesteśmy takim trochę Mikołajem - zakończył trener stalowców.
W następnej kolejce rzeszowian czeka bardzo trudna misja – wyjazd do Gdyni na mecz z Arką. Potem Miedź Legnica, Chrobry Głogów, Motor Lublin i Wisła Płock.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?