Ćwierćfinały kick-boxingu w Hali Orbita rozpoczęły się dobrze dla reprezentacji Polski. Wszystko za sprawą Marty Waliczek (kat. 60 kg), która jednogłośną decyzją sędziów pokonała Szwedkę Zinę Djelassi. O wiele bardziej wyrównany był natomiast pojedynek Róży Gumiennej (65 kg) z Veronika Cmarovą. Reprezentująca na co dzień barwy Punchera Wrocław zawodniczka przegrała w stosunku 1-2. Małgorzata Dymus miała w ćwierćfinale wolny los. Jej kolejną rywalką będzie w wadze do 56 kg Słowaczka Sandra Maskova.
Występy Polaków z trybun oglądał Mateusz Pluta, który czekał na swoją walkę. Mistrz Europy K-1 pokrótce wyjaśnił nam, na jakiej zasadzie sędziowie punktują pojedynki. - Każde czyste trafienie ma wartość jednego punktu. Zdobywamy je poprzez trafienia w strefę głowy, tułowia i nóg. Punkty można przyznać również w wypadku, gdy ciosy są uderzone na blok, pod warunkiem, że będą one miały widoczny wpływ fizyczny. Innymi słowy, gdy przeciwnik się przesunie, przewróci bądź pokaże, że w wyraźny sposób odczuł cios - tłumaczy podopieczny trenera Janusza Janowskiego.
Jako pierwszy z naszych reprezentantów na ringu pojawił się Aleksander Kalicki (63,5 kg), który pewnie wygrał z Marokańczykiem Mohamedem Sailane. W trzeciej rundzie obaj kick-bokserzy walczyli z taką pasją, że... w wyniku ich starcia delikatnie ucierpiał kamerzysta, znajdujący się tuż przy narożniku.
Po Kalickim swoją ćwierćfinałową walkę stoczył Arkadiusz Kaszuba (81 kg). W pierwszych dwóch rundach zawodnik Rzeszowskiego Klubu Sportów Walki swojemu rywalowi, Aliemu Khanjariemu, nie pozwalał na wiele. Dopiero w trzeciej odsłonie tego pojedynku Irańczyk z większą determinacją zaczął zadawać ciosy, jednak doświadczony Kaszuba, który na swoim koncie ma m.in. wicemistrzostwo świata z 2015 roku, przetrwał tę nawałnicę.
Halę Orbita najbardziej rozgrzał jednak Wojciech Kazieczko (67 kg), który na 20 sekund przed końcem starcia przegrywał z Turkiem Burakiem Eymurem. Reprezentant Polski ostatnie chwile walki spożytkował jednak w najlepszy możliwy sposób i serią szybkich ciosów i kopnięć przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Zupełne inny przebieg miał natomiast pojedynek Dawida Kasperskiego (86 kg) z Jeromem Wardem. Amerykanin od pierwszych sekund sprawiał wrażenie zagubionego, co fighter wrocławskiego Punchera skrzętnie wykorzystał, kończąc walkę przez techniczny nokaut. Dobra passa biało-czerwonych zakończyła się niestety wraz z pojedynkiem Marcina Kreta (71 kg) z Itaiem Gershonem. Izraelczyk wygrał jednogłośną decyzją sędziów.
- Mój rywal to stary wyjadacz. Kiedy ja zaczynałem swoją karierę, on już odnosił sukcesy na arenie międzynarodowej - mówił Mateusz Pluta (91 kg) przed swoją walką z Petrem Karesem. Pierwsza runda ich starcia nie obfitowała w zbyt wiele czystych trafień i przebiegała w dość kuriozalny sposób. Walka była czterokrotnie przerywana, ponieważ zawodnik Punchera musiał co chwilę poprawiać ochraniacz na piszczele, z czym nie uporał się do końca rywalizacji. - Seriami, Mateusz, seriami! - dało się usłyszeć z trybun Hali Orbita. Pluta słowa swoich kibiców wziął do serca, a druga i trzecia runda należały do niego.
Kibice z występem Michała Turyńskiego (+91 kg) wiązali spore nadzieje. Pochodzący z Ciepłowód fighter, do dziś działający w ochotniczej straży pożarnej w swojej wsi, kilkukrotnie posyłał Chorwata Ante Verunica na deski, a starcie zakończył przez KO. Udane ćwierćfinały dla reprezentantów Polski zakończył Michał Ronkiewicz (75 kg), który - podobnie jak Kazieczko - dzięki gorącemu dopingowi publiczności odrobił straty do rywala i triumfował 3-0.
Pierwsze półfinały w Hali Orbita zaplanowano na godz. 17.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?