Padający w środę deszcz sprawił, że Iga Świątek musiała czekać aż do czwartku, by rozegrać swój mecz w drugiej rundzie US Open. W końcu wyszła na kort i sprawdziły się słowa Wojciecha Fibaka, który chwaląc młodszą koleżankę po fachu przyznał, że mecz z rozstawioną z „12” Anastasiją Sevastovą to dla niego zagadka.
Taki właśnie był, bo pierwszy set był popisem Polki. Dobrze serwująca, mądrze rozgrywająca akcje z głębi kortu, wywierająca presję na rywalce, skupiona w kluczowych momentach. Świątek przełamała rywalkę na 4:2 i już nie pozwoliła jej odrobić tej straty. Wygrała w pełni zasłużenie, a zabójcze dla Łotyszki były zwłaszcza jej uderzenia po linii z bekhendu i forhendu.
Drugą partię warszawianka również zaczęła dobrze, jednak przy stanie 1:1 nie wykorzystała dwóch szans na przełamanie rywalki i kompletnie się pogubiła. Trzecia partia była bardziej wyrównana, a Świątek walczyła do końca. Nie zdeprymowało jej prowadzenie Sevastovej 3:1. Odrobiła stratę, po chwili jednak znów dała się przełamać. Nerwy - to one były kluczowej, bo umiejętnościami nie ustępowała rywalce.