Wilfredo Leon hymn śpiewa, ale kaszanki nie tknie. "W klubie pracuję, reprezentacji oddaję całe serce"

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Wilfredo Leon bardzo chętnie angażuje się w promocje sportu wśród najmłodszych
Wilfredo Leon bardzo chętnie angażuje się w promocje sportu wśród najmłodszych Grzegorz Olkowski
- W sporcie nic nie jest dane z góry, niczego nie można sobie zaplanować. Wierzę jednak, że czas sukcesów olimpijskich dla polskiej drużyny w końcu nadejdzie - Wilfredo Leon o reprezentacji, życiu w Polsce, presji kibiców i niewykluczonej przyszłości w PlusLidze.

Rozmawiamy tuż po wielkim turnieju. Jak będziesz wspominał finał Ligi Narodów w Gdańsku?
Dokonaliśmy wielkiej rzeczy. Pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną kompletną, w poszczególnych meczach graliśmy w różnym zestawieniu, także w samym finale było sporo rotacji. Każdy zawodnik był gotowy, aby wejść na parkiet i dawać z siebie 100 procent dla reprezentacji. Z tego co wiem, to pierwszy raz finał Ligi Narodów wygrał gospodarz. Dla mnie to był szczególny turniej, bo zdobyłem pierwszy złoty medal dla Polski. Mam nadzieję, że to dopiero początek.

Najtrudniejszy mecz?
Każdy był wyzwaniem, ale chyba ten pierwszy z USA w Rotterdamie. Przegraliśmy 0:3 i nie wiedzieliśmy, gdzie jest piłka. Ta lekcja przydała nam się w finale w Gdańsku, gdy zagraliśmy już zupełnie inaczej.

Po wygranym finale zaśpiewałeś polski hymn. Zabolały cię wcześniejsze słowa Zbigniewa Bartmana, że nie śpiewasz, więc nie zasługujesz na grę w reprezentacji?
Nie! Obiecałem to już wcześniej mojej żonie: będę śpiewał hymn, gdy zdobędziemy złoty medal. Wiem, że były dyskusje na ten temat, ale jestem takim człowiekiem, który zawsze trzyma się danego słowa.

Jakim trenerem jest Nikola Grbić?
To trener bardzo pracowity, czasami wydaje mi się, że w o­góle nie śpi. Bardzo dużą uwagę przywiązuje do kwestii mentalnych. Jest konkretny i wymagający: jeśli powie, że coś ma być zrobione w określony sposób na parkiecie, to tak musi być. To trener, który zna doskonale sia­tkówkę i dba o najdrobniejsze szczegóły.

Czy siatkarz z takimi osiągnięciami, takim doświadczeniem może się jeszcze czegoś nauczyć w tym wieku?
Dopóki grasz, to cały czas się uczysz. W siatkówce, jak w każdym sporcie, zasady się zmieniają i trzeba się do tego dostosować. Nie ma znaczenia czy masz 21, czy 38 lat, każdy sezon to coś nowego.

Polska zdobyła mistrzostwo Europy, świata, teraz Ligę Narodów. Wiesz jednak, że kibi­ce w Polsce czekają na olimpi­jski medal. Dlaczego tam nam się nie udaje?
Co mam ci powiedzieć? Nie grałem na dostatecznie wielu turniejach olimpijskich, żeby znać odpowiedź na to pytanie. Wychodzę jednak z założenia, że jeśli do tej pory nie zdobyliśmy mistrzostwa olimpijskiego, to po prostu nie nadszedł nasz czas. W sporcie nic nie jest dane z góry, niczego nie można sobie zaplanować. Nie wystarczy chcieć. To wszystko jest zaplanowane przez pana Boga. Wierzę, że czas sukcesów olimpijskich dla polskiej drużyny w końcu nadejdzie.

Rozmawiamy przy okazji twojego campu dla dzieci w Toruniu. Dobrze czujesz się w roli trenera?
Trzeba się w tym odnaleźć, je­śli jesteś ojcem trójki dzieci (śmiech)... Jestem bardzo wdzięczny moim pierwszym trenerom na Kubie, potem wszystkim kolejnym i chcę młodszemu pokoleniu dać to, co sam od nich otrzymałem. Wiem, jak ważne jest takie wsparcie w tym wieku. To nawet nie jest kwestia doskonalenia umiejętności sportowych, ale także przekazania pewnych wartości potrzebnych w codzie­nnym życiu. Telefony, komputery i telewizja to duży problem w życiu dzieci. Na takich campach nie tylko promujemy zdrowy tryb życia, ale przy okazji dajemy szansę dzieciom na rozwijanie swojego talentu w a­kademii czy potem w klubie.

Chciałbyś, żeby twoje dzieci przyszłości grały w siatkówkę?
Chyba nie do końca. Chciałbym jednak, żeby same tego spróbowały i zdecydowały, a przede wszystkim, żeby uprawiały jakiś sport, nie w sensie zawodowym, ale rozwoju dziecka. Na Ku­bie sport dzieci jest bardzo ważny, choć tam przede wszystkim liczy się baseball. W mojej rodzinie niemal każdy zajmował się sportem i jestem przekonany, że to bardzo pomaga w życiu.

Jesteś obywatelem świata. Pochodzisz z Kuby, grałeś w Rosji, we Włoszech, Katarze, mieszkasz w Polsce. Gdzie się czujesz najlepiej?
Nie sposób tych krajów porównać, a z każdego miejsca staram się czerpać jak najwięcej. We Włoszech czy Rosji grałem dla klubu, to była moja praca, zupe­łnie inaczej podchodzę do występów w Polsce dla reprezentacji, to coś wyjątkowego, cze­mu poświęcam całe swoje ser­ce. Jeśli chodzi o styl życia, spędzanie czasu, to w Polsce czuję się bardzo komfortowo, to dla mnie naprawdę niesamowite, jak szybko się tu zaaklimatyzowałem.

Mówisz świetnie po polsku. Wiem, że języka zacząłeś uczyć się dla ukochanej Małgorzaty. Długo to trwało?
Czy aż tak dobrze, to nie wiem, ale jestem związany z Polską dziewięć lat, to nie jest zbyt dłu­go. Cały czas się uczę. To zasłu­ga mojej żony Małgorzaty, całe­go mojego otoczenia, wszyscy mówią do mnie po polsku i bez ich wsparcia byłoby mi bardzo trudno.

A jak się wkurzysz, to przeklinasz po polsku czy hiszpańsku?
To zależy od kraju, w którym akurat jestem. Umiem powiedzieć brzydkie rzeczy po polsku, ale także w kilku innych językach.

Jest coś, co nie podoba ci się u Polaków. Lubimy chyba za bardzo narzekać?
Wychodzę z założenia, że nie jest istotne to, co mi się nie podoba, ale ważniejsze jest to, co sam powinienem zrobić, aby czuć się komfortowo.

To zapytam jeszcze o polską kuchnię: próbowałeś już wszystkiego?
Wszystkiego to może nie, ale polska kuchnia bardzo mi pasuje. Żurek i pierogi z mięsem to zdecydowanie numer jeden, karkówka i wszystkie potrawy na grilla są super. Natomiast jakoś nie mogę się przekonać do kaszanki.

O polskich kibicach mówi się, że są wymagający: doceniają sukcesy, ale potrafią też mocno krytykować, jak coś nie wychodzi.
Wszędzie tak jest, gram teraz w lidze włoskiej i kibice też potrafią być bardzo krytyczni. To znak czasów i życia w erze internetu i social mediów, ludziom wydaje się, że mają większe pozwolenie na takie zachowania. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że komuś w ten sposób sprawiamy ból, dopóki sami takiej krytyki nie doświadczymy.

Reprezentacja siatkarzy to jeden z najpopularniejszych zespołów w Polsce i pod pręgierzem oceny kibiców jesteście praktycznie nieustannie.
Więc najczęściej gramy sobie w karty na zgrupowaniach i nie zaglądamy do internetu. Nie mówię, żeby w ogóle nie korzystać z tej komunikacji, to jest potrzebne w życiu. Trzeba to jednak robić mądrze, na wszystko jest odpowiedni czas. Niektórzy spędzają 24 godziny na dobę w internecie, a to prosta droga do problemów. Wtedy już przestajesz żyć swoim życiem, to już jest bardzo złe. Dla mnie telefon to narzędzie do utrzymywania kontaktu z rodziną i przyjaciółmi, ale zwłaszcza dla młodych bywa dużym zagrożeniem.

Wilfredo Leon zagra w końcu w polskim klubie?
Dobre pytanie (śmiech). Zobaczymy. Jeszcze przez rok mam kontrakt w Perugii, a potem... Nie chcę mówić, że już wszy­stko jest dogadane, ale z kilkoma polskimi klubami rozmowy są naprawdę poważne.

To może też kiedyś choć jeden sezon w twoich Aniołach Toruń?
Najpierw trzeba zrobić jeden krok do I ligi, potem drugi do PlusLigi, a wtedy usiądzie­my i zobaczymy co z tym zrobić. Kto wie...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wilfredo Leon hymn śpiewa, ale kaszanki nie tknie. "W klubie pracuję, reprezentacji oddaję całe serce" - Gazeta Pomorska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24