Wisła Kraków. Alan Uryga: Powiem to wprost - czuję się liderem tej drużyny

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Wojciech Szubartowski
Alan Uryga w Lublinie zagrał kolejny dobry mecz. Odkąd kapitan Wisły Kraków zaczął grać regularnie kilka tygodni temu, prezentuje się coraz lepiej.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Mecz zaczął się waszych dwóch strzałów, ale później Motor miał kilka bardzo intensywnych minut, kiedy był w ofensywie, a w 14 min doszło do sytuacji z czerwoną kartką dla Angela Rodado, ostatecznie zamienioną na żółtą. Jak zobaczyłem pana minę w powtórkach na laptopie, gdy dobiegł pan do sędziego Tomasza Kwiatkowskiego, to można było mieć obawy o arbitra…
- Ten mecz niósł ze sobą mocny ładunek emocjonalny. Byliśmy na to nastawieni. Wiedzieliśmy jak to będzie wyglądało ze strony kibiców i na boisku. Szybko się okazało, że nasze założenia były słuszne. Pomysł na ten mecz był taki, żeby starać zachować spokój i czekać na błędy Motoru, które muszą się pojawić. Szybko okazało się, że ten plan ma sens, bo stworzyliśmy sobie dwie sytuacje już w pierwszych minutach. A co do Angela, to od początku wydawało mi się, że kartka nie może być czerwona. Stąd taka moja reakcja wobec sędziego. Zawsze w takich sytuacjach serce człowiekowi mocniej zabije, bo wiemy jak to wygląda, że nawet czasami mimo VAR-u podejmowane są różne decyzje. Później sędziowie bronią się protokołami, różnymi rzeczami, a myślę, że już nie wszyscy z nas ogarniają, o co w tym wszystkim momentami chodzi. Stąd nerwy, ale na szczęście wyszło na nasze i sędzia cofnął decyzję. Paradoksalnie, takie momenty czasami drużynie pomagają, bo ją jeszcze mocniej scalają. Ruszyliśmy do przodu i później poszło.

- Wygraliście niedawno wysoko 5:1 z Arką Gdynia, ale wydaje się, że to zwycięstwo 4:1 w Lublinie waży jednak więcej, bo musieliście o nie bardzo ciężko powalczyć, a w końcówce zrobiła się z tego meczu już taka prawdziwa piłkarska wojna.
- Mam nadzieję, że ten mecz będzie takim momentem, który pomoże nam jeszcze zbudować większy team spirit. Nie chcę, żeby to zabrzmiało w taki sposób, że mamy złą atmosferę w drużynie, bo ona jest dobra, ale takie mecze pomagają. Napędzają zespół, robi się monolit. Końcówka tego meczu to rzeczywiście było już mało grania w piłkę, a więcej charakteru na boisku. Widać było, że jeden za drugiego idzie, walczy, dużo było zamieszania, kłótni, przepychanek. Wyszliśmy z tego obronną ręką, choć szkoda czerwonej kartki dla Davida Junki, bo to była akurat głupota. Fajnie, że wszyscy żyli tym meczem, ale ta kartka to nie jest to, o co chodzi w takiej walce. Trzeba umieć trzymać ciśnienie. Nie chcę usprawiedliwiać Davida, choć wszyscy w drużynie wiemy, że należy do zawodników z wyjątkowo gorącą głową. Kto go poznał i funkcjonuje z nim na co dzień, to dobrze o tym wie. To jednak nie może być wytłumaczenie tej kartki.

- Porozmawiajmy o samej grze. Motor miał na początku meczu dwa bardzo groźne strzały, które obronił Alvaro Raton, ale później wykorzystaliście to, co już prezentowaliście w kilku meczach, czyli dobry pressing. Były proste błędy piłkarzy Motoru, ale one z czegoś wynikały, a konkretnie z waszej presji. Wiedzieliście, że oni się gubią w takich sytuacjach?
- Taki był dokładnie plan na ten mecz! Założenie było takie, żeby wybić im z rąk najmocniejsze argumenty, czyli szukanie podaniami zawodników między liniami. Oni grają na takie dwie fałszywe „dziesiątki”, które tam operują. Wiedzieliśmy, że jeśli odetniemy tych piłkarzy od podań, to stoperzy - mówiąc kolokwialnie - zgłupieją. I nie będą mieli pomysłu, jak pchać piłkę wyżej. Pozostanie im w takiej sytuacji albo grać długimi podaniami na napastnika, co najczęściej się działo, lub granie do skrzydłowego, co też odcinaliśmy moim zdaniem bardzo dobrze poprzez Davida Juncę i Bartka Jarocha. Z takim planem wyszliśmy zatem na boisko i czekaliśmy na te błędy. A gdy nie mieli do kogo zagrać, wymyślali różne rozwiązania, ale to była dla nas okazja na łatwe przechwyty już w ich strefie obronnej. To się udało dwa razy w pierwszej połowie, co skończyło się bramkami.

- Po przerwie podwyższyliście na 3:0, ale na kwadrans przed końcem znów straciliście gola z rzutu rożnego. Zrobiło się 3:1, a było jeszcze sporo czasu do grania. Pojawiły się wątpliwości, że mogą być problemy?
- Była przede wszystkim duża złość, że ta bramka w ogóle padła, bo bardzo nam zależało na tym, żeby zagrać na zero z tyłu. 3:0 to powinien być bezpieczny wynik, ale czasami nie do końca. Dlatego chcieliśmy koniecznie nie stracić bramki. To dla obrońców i bramkarza jest wtedy symboliczne, miłe, ma się poczucie, że wykonało się do końca dobrze swoją pracę. Nie udało się. Znów stały fragment… Cóż, znów musimy się nad tym pochylić, popracować. Dobrze, że stało się to w takim momencie, gdy przewaga była duża. Wiadomo, że mieliśmy świadomość, że oni ruszą jeszcze mocniej, ale nie mam poczucia, żebyśmy zaczęli grać jakoś bardziej nerwowo. Przecież oni nie mieli już praktycznie sytuacji na kolejne gole. Nerwowości zatem nie było, a bardziej złość, że ta bramka w ogóle padła. Powiedzieliśmy jednak sobie, że trzeba grać spokojnie dalej, bo wciąż prowadzimy dwoma bramkami.

- Czuje się pan coraz mocniej liderem tej drużyny? Wiadomo, ile miał pan problemów zdrowotnych, ale teraz gra pan regularnie i ustawia też kolegów na boisku. Dostało się w meczu z Motorem m.in. Kacprowi Dudzie w pewnym momencie, gdy w prosty sposób stracił piłkę.
- Od tego jestem. Niewielu tych Polaków czasami na boisku jest. Ja jestem wychowankiem Wisły, czuję się mentalnie mocny, żeby być liderem tej drużyny. Nie będę opowiadał tego naokoło, tylko powiem wprost - czuję się liderem i staram się z tej roli wywiązywać jak najlepiej. Takimi reakcjami również, bo nie tylko musi być motywowanie, głaskanie, ale czasami trzeba też zagrać mocniejszym słowem. Widziałem po Kacprze, że nie może dobrze wejść w ten mecz. Na początku starałem się go motywować, później postanowiłem trochę nim wstrząsnąć, ale już w szatni porozmawialiśmy na spokojnie. Taka moja rola w tym wszystkim i tak będzie pewnie jeszcze wiele razy.

- Można odnieść wrażenie, że coraz lepiej rozumiecie się na środku obrony z Josephem Colleyem.
- Też mam takie poczucie, że nasza współpraca wygląda coraz lepiej i to mimo różnic językowych. Dogadujemy się bardzo dobrze od pierwszego meczu, gdy zagraliśmy razem. Dobre było to, że wtedy, gdy razem zagraliśmy od początku, wygraliśmy. To też nas zbudowało mentalnie. I odkąd gramy razem, nie przegraliśmy. Oczywiście, że błędy nam też się zdarzają i będą się zdarzać, ale mnie osobiście współpracuje się z Josephem bardzo dobrze.

- Nie będą pana prosił o deklaracje, bo wiele razy już się wydawało, że „odpaliliście” na dobre, ale fakty są teraz takie, że przed wami cztery mecze u siebie, w tym trzy ligowe. To kiedy łapać serię wygranych jak nie w takiej sytuacji?
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego jak wygląda terminarz i że wobec nas są duże oczekiwania. My też je na siebie narzucamy, żeby była jasność. To nie jest tak, że coś od siebie odpychamy, że nie możemy nakładać na siebie presji. Tak to nie działa. Kurcze… My jesteśmy Wisłą Kraków i w tej lidze naszym obowiązkiem jest zacząć wygrywać regularnie mecze u siebie! Ze Stalą Rzeszów, z Chrobrym Głogów po prostu straciliśmy punkty, których dopisanie do naszego konta było obowiązkiem. Ale tak, teraz jest czas, żeby zacząć to zmieniać, zacząć regularnie punktować, wygrywać mecz po meczu. Zrobimy wszystko, żeby tak było.

- Zanim zagracie z Wisłą Płock w czwartek czeka was mecz w Pucharze Polski z Lechią Gdańsk. Zagra pan czy raczej szykuje się już na starcie ze swoim byłym klubem?
- Nie wiem, nie mam pojęcia. Tego nikt z nas zawodników jeszcze nie wie, jaki skład zagra w Pucharze Polski. Będziemy szli normalnym rytmem, normalnie szykować się do kolejnego meczu.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Alan Uryga: Powiem to wprost - czuję się liderem tej drużyny - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24