Wisła Kraków. Jarosław Królewski: Rozumiem, że kibice są źli, ale rozmawiajmy o faktach, a nie mitach

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
- Dla mnie zaczynają już być trochę monotematyczne te wszystkie dyskusje o legendach, które pracują w klubie niby za zasługi, o niewyciąganiu wniosków, o oblężonych twierdzach i inne tego typu podsumowania. Jeśli naprawdę chcę się znaleźć sedno problemu, robi się to profesjonalnie, próbuje się rzeźbić materiał, który mamy - mówi prezes Wisły Kraków Jarosław Królewski.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Widział pan to, co dzieje się w mediach społecznościowych po pierwszym meczu nowego sezonu i remisie Wisły 2:2 w Łęcznej z Górnikiem?
- Zdaje sobie sprawę, że kibice nie są zadowoleni z rezultatu w pierwszym meczu, w szczególności z powodu straconej bramki w ostatnich minutach spotkania i po dwóch niewykorzystanych sytuacjach chwilę wcześniej. Widzę również jak wiele krytyki spada na sztab szkoleniowy po tym meczu, więc pozwolę sobie trochę podsumować ten aspekt. W Polsce dominuje brak cierpliwości, zarówno w biznesie, technologiach czy w sporcie. Jak coś ma potrwać nieco dłużej i nie dawać oczekiwanych rezultatów, natychmiast pojawia się ogromna irytacja.

Wisła Kraków miała od ostatniego prawdziwego sukcesu, czyli mistrzostwa Polski, pewnie 16-18 trenerów na ławce, w zależności jak zdefiniujemy, kto jest według kogo trenerem. Każdy z nich to inna osobowość. Byli u nas tacy, którzy byli przymierzani do najlepszych klubów w tym kraju, byli też tacy, którzy zaczynali swoją poważną karierę w piłce, byli i tacy znani z twardej ręki, byli również lżejsi w podejściu. Co ich wszystkich łączy? Niemal każdy nie był w stanie przetrwać tu zbyt długo. Bo jest różnica w byciu trenerem Wisły Kraków a innego mniejszego klubu w Polsce lub całkiem sporego czy średniego w innych kraju. Trzeba mieć świadomość, że bez względu na to czy będziemy grać w ekstraklasie czy w I lidze, tutaj zawsze były, są i będą duże oczekiwania. Z tym należy się po prostu pogodzić.

- Główne zarzuty, jakie padają po meczu w Łęcznej, to te o złych zmianach przy prowadzeniu 2:1 i znów straconej bramce ze stałego fragmentu gry, co było już problemem drużyny w poprzednim sezonie w kluczowych momentach.
- Odnoszę wrażenie, że czasami, niektórzy kibice myślą, że u nas w gabinetach, czy w sztabie szkoleniowym nie widzi się mankamentów, które oni dostrzegają. To ja mogę zapewnić, że jest wręcz przeciwnie. Nie mamy problemu z ich identyfikacją. Jest to natomiast wyzwanie, żeby na boisku pewne sprawy wyegzekwować. Ja jestem osobą cierpliwą i wierzę w projekty długoterminowe, ale też mam chłodną głowę do problemów i wyzwań. Język liczb pomaga w podejmowaniu decyzji. Proszę zatem pozwolić, że zadam pytanie. Czy Wisła Kraków grała atrakcyjnie w 2023 roku po objęcie sterów przez nowy sztab? Owszem. Zdobyła najwięcej goli ze wszystkich zespołów. Miała najlepszy stosunek bramek strzelonych do straconych i to nawet uwzględniając nieudaną pierwszą rundę. W 2023 roku poprawiła zdecydowanie grę w stosunku do poprzedniej rundy w roku 2022.

Nie awansowaliśmy do ekstraklasy, bo przegraliśmy w kluczowych meczach. Trudno natomiast mówić, że progres w grze nie nastąpił. Zdobyliśmy wiosną 2023 roku 38 goli w 17 meczach. Dla porównania - ŁKS 26, Ruch 21. Czyli mieliśmy średnią na poziomie 2,23 bramki na mecz. Straciliśmy 20 goli, z czego 16 bramek wiosną w rundzie zasadniczej. ŁKS 19, Ruch 15. Faktem jest, że 30 procent tych strat nastąpiło w meczach z Puszczą Niepołomice. Tylko w jednym meczu straciliśmy bramki po 80 minucie. Pokutuje przekonanie, że dla nas jakimś wielkim i wybitnym problemem są rzuty rożne czy generalnie stałe fragmenty gry - to jest zdecydowanie uproszczenie naszych wyzwań i z kolei skupienie się wyłącznie na nich może być destrukcyjne. Tu znów odwołam się do liczb. Oczywiście ktoś powie, że liczby nie grają. W przypadku stałych fragmentów sytuacja jest prosta, jest rożny, jest strzał, wybronienie lub bramka po nim - w tym wypadku statystyka jest kluczowym elementem.

W trakcie meczów Wisły podyktowano 201 rzutów rożnych, w tym 74 z nich dla rywali, 127 dla nas. Łącznie strzałami skończyło się 66 z nich, 45 razy na bramkę strzelała Wisła Kraków, a 21 razy strzelali na naszą bramkę po rzutach rożnych rywale. Procent strzałów po rzutach rożnych w tamtych meczach obu drużyn wynosił 33. 35 procent akcji po rzutach rożnych wykonanych przez piłkarzy Wisły kończyło się strzałem, rywale dochodzili do sytuacji strzeleckich w 28 procentach przypadków.

Interesująco wygląda również sytuacja dotycząca rzutów wolnych. Łącznie w trakcie meczów Wisły z rywalami podyktowano 991 rzutów wolnych, w tym 446 z nich dla rywali, 545 dla nas. Łącznie strzałami po rzutach wolnych skończyło się 142 z nich, 85 razy na bramkę strzelała Wisła Kraków, 57 razy strzelali na naszą bramkę po rzutach wolnych rywale. Procent strzałów na bramkę po rzutach wolnych dla obu drużyn wynosi 14. 16 procent akcji po rzutach wolnych w przypadku Wisły kończyło się strzałem, rywale dochodzili do sytuacji strzeleckich w 13 procentach takich sytuacji.

Oczywiście, zaraz pojawi się argument „co ty wiesz o piłce”, ale akurat w przypadku stałych fragmentów gry statystyki dość mocno pokazują zależności i tło problemu. Dlaczego przedstawiam tyle tych procentów? Bo fakty są takie, że Wisła nie prezentuje się w nich jak to określają kibice „na oko” dramatycznie. Ona prezentuje się w wielu aspektach lepiej niż rywale. I dlatego powiem, że dla mnie zaczynają już być trochę monotematyczne te wszystkie dyskusje o legendach, które pracują w klubie niby za zasługi, o niewyciąganiu wniosków, o oblężonych twierdzach i inne tego typu podsumowania. Jeśli naprawdę chcę się znaleźć sedno problemu, robi się to profesjonalnie, próbuje się rzeźbić materiał, który mamy. Czasami efekt są jakie są, ale też nie ulegajmy masowej paranoi.

- Fakty są jednak również takie, że nawet jeśli w większości przypadków Wiśle udaje się obronić, to bramki po stałych fragmentach tracicie. I to w ważnych momentach jak choćby w barażu z Puszczą Niepołomice. Teraz przyszedł pierwszy mecz nowego sezonu i znów pada gol po rzucie rożnym. Dziwi się pan zatem złości kibiców?
- Nie dziwię się, że są źli, że nie wygraliśmy, bo wszyscy jesteśmy. Rozmawiajmy jednak o faktach, a nie mitach, bo jeśli chcemy je rzeczywiście odkryć, to co nam pozostaje? Na kogo wąs i nos mamy się zdać? Jaką jednostkę kultu mamy wybrać? Jak mamy zbudować coś trwałego w taki sposób? Generalnie jako naród jesteśmy mistrzami w świata w opisywaniu rzeczywistości, znamy się na skokach narciarskich, znamy się na siatkówce, żużlu, ruchu drogowym itd. Natomiast jeśli przychodzi do zmiany tej rzeczywistości, bywa już trudno, aby podejmować ryzyko i rękawicę. Według mnie obiektywny komentarz jest kluczowy do oceny rzeczywistości.

W 2023 roku, w sezonie 2022/2023 straciliśmy po stałych fragmentach gry - innych niż gole bezpośrednie z rzutu wolnego lub karnego - sześć bramek, z czego trzy w meczach z Puszczą Niepołomice. To oznacza, że 7,5 procenta bramek straciliśmy po rzutach rożnych. To my kreowaliśmy najwięcej sytuacji w I lidze, mając jeden z najwyższych jak nie najwyższy współczynnik goli oczekiwanych. Inne istotne, nieemocjonalne wskaźniki, opisujące w nowoczesny sposób piłkę nożną, również były po naszej stronie. Prezentowaliśmy się w większości meczów bardzo dobrze w takich aspektach jak: posiadanie piłki, dokładność i częstotliwość podań, liczba ataków na minutę czy PPDA, co oznacza intensywność pressingu. I to jest realna ocena atrakcyjności gry i tego postępu. Wkrótce będziemy mieć raport również z ostatniego meczu z Górnikiem Łęczna. I mogę zapewnić, że będziemy go dokładnie analizować krok po kroku. Po kolejnych meczach będziemy robić to samo.

- Reakcja kibiców po remisie w Łęcznej może jednak wynikać z tego, że dla nich to znów rozczarowanie startem do nowych rozgrywek. Kolejne, bo chyba nie trzeba tłumaczyć nikomu jak duże przeżywali po dwóch ostatnich sezonach, znaczonych w końcowym rozrachunku klęskami Wisły Kraków.
- Rozumiem to, ale będę mimo wszystko apelował o trochę spokoju. Przypomnę tylko, że po trzech pierwszych kolejkach poprzedniego sezonu liderem było Zagłębie Sosnowiec. Musimy być bardziej stabilni emocjonalnie w naszych ocenach po pierwszym meczu, bo inaczej nigdy niczego długoterminowego nie zbudujemy. Zdarzały się w poprzednim sezonie mecze, których nie powinniśmy wygrać a wygrywaliśmy. Zdarzały się też takie, które mogliśmy wygrać, a przegrywaliśmy.

- Co chce pan przez to powiedzieć dokładnie?
- Chodzi mi o to, że ten brak racjonalnego rozumienia i analizy spotkań wypacza skalę problemów. Oczywiście, że w meczu z Górnikiem Łęczna popełniliśmy wiele indywidualnych błędów. I to też jest oczywiste, że w sobotę momentami graliśmy przysłowiowy „piach”. To też oczywista sprawa, że zmiany nam w tym spotkaniu również nie do końca pomogły. Choć nie znamy ich powodów i pewnie nie warto szczegółów komentować, by dawać wskazówki innym drużynom o naszych ewentualnych problemach. Ale przecież w tym meczu były również momenty dobrej gry i należy to obiektywnie przyznać. Gdyby Miki Villar, Angel Rodado czy Szymon Sobczak zamknęli mecz strzelając gole na 3:1, 4:1 oraz 5:1 obraz byłby zupełnie inny, prawda? Trener musi rotować składem, sezon jest długi, każdy gracz musi łapać minuty i się ogrywać. Takie są założenia na ten sezon, bo brak ogranej ławki to jeden z naszych większych problemów. To będzie kosztować czasami punkty, ale jestem pewien, że ostatecznie przyniesie dobre efekty.

Futbol nie jest czasami oczywisty. Przegraliśmy np. w zeszłym sezonie kluczowy mecz z Zagłębiem Sosnowiec, który nie był oczywiście najlepszy w naszym wykonaniu. A mimo to mieliśmy w nim statystykę goli oczekiwanych na poziomie 2,1, a Zagłębie Sosnowiec 0,66. Liczby pokazują, że powinniśmy to spotkanie bez problemu wygrać. Odwracając sprawę. Mecz z Podbeskidziem wygraliśmy 3:0, ale czy zagraliśmy wtedy w Bielsku-Białej świetnie? Absolutnie nie. Powiem więcej, według wielu statystyk Podbeskidzie było w tamtym meczu po prostu lepsze. Przeważali w większości aspektów gry, takich jak celne podania, liczba stworzonych sytuacji, czy w procencie wygranych pojedynków oraz co niewielu zauważyło - w posiadaniu piłki. Większość kibiców było po nim w ekstazie, nie widząc problemów, tak jak obecnie jest niezadowolona hiperbolizując błędy. Oczywiście mam pełną świadomość, że kibic powie teraz, co ten Królewski opowiada. Przecież w piłce nożnej liczy się to, co w sieci, a nie bycie frajerem, czytanie statystyk itd. Tylko, że to nie jest prawda Królewskiego, to prawda mądrzejszych ode mnie ludzi piłki. Właśnie dzięki takim analizom Jurgen Klopp nie skończył swojej kariery w Dortmundzie po wielu wpadkach na pewnym etapie swojej pracy, a inni znakomici trenerzy osiągali znakomite wyniki. Ktoś spojrzał w te statystyki, analizy i stwierdził, czekajcie, czekajcie nie ma wyników, ale nasza gra nie wygląda aż tak źle. Jeśli myśli się o czymś długofalowym, to stara się widzieć trochę więcej niż się na pierwszy rzut oka wydaje.

- Rozumiem, że w ten sposób chce pan przekazać opinii publicznej, kibicom, że remis z Górnikiem Łęczna nie jest powodem do linczu na trenerze Radosławie Sobolewskim i jego sztabie i że to przekroczyło granicę obiektywnej krytyki?
- Szczerze, ja zawsze jestem zwolennikiem każdego rodzaju krytyki, tylko ona mnie interesuje. W gabinetach, co potwierdzą pracownicy, nigdy nie pytam co działa dobrze, ale co działa źle. Ale też nie jestem zwolennikiem samonapędzającej się paranoi. Cały ten mój wywód jest po to aby pokazać, jak wynik pojedynczego meczu potrafi sprawić, że nieobiektywnie oceniamy rzeczywistość.

Czy trener ma rzeczy do poprawy w swoim warsztacie? Oczywiście i on to doskonale rozumie, ale oczekiwanie od niego, że będzie przepraszał po pierwszym zremisowanym meczu sezonu jest po prostu błazenadą. Wracając do kluczowego aspektu. To dla nas wszystkich jest oczywistość, że należy pracować nad stałymi fragmentami gry, to klucz do sukcesu nie tylko w I lidze ale i ekstraklasie. Raków wygrywając mistrzostwo Polski w sezonie 2022/2023 - jak dobrze pamiętam - miał najmniejszą liczbę straconych bramek ze wszystkich drużyn po stałych fragmentach gry. Rok wcześniej w sezonie 2021/2022 Lech Poznań, gdy wygrywał ligę, również miał najniższą liczbę bramek straconych po stałych fragmentach gry. Kolejny sezon w tył. 2020/2021 - Pogoń, Legia, Raków najmniejsza liczba straconych bramek po stałych fragmentach gry i również te drużyny były w czołówce. Kolejny rok - które zespoły w sezonie 2019/2020 zajęły najwyższe miejsce w lidze? Legia, Lech, Piast. Możemy tak wyliczać pewnie bez końca. Nie bez powodu te drużyny były też w topie tabeli z najniższą liczbą bramek straconych po stałych fragmentach gry. Oczywiście to statystyka jak każda inna, ale ona pokazuje, że drużyny, które cokolwiek wygrywały, nie traciły bramek po stałych fragmentach gry, albo traciły je bardzo rzadko. Dlatego mamy pełną świadomość, że musimy nad tym ciężko pracować.

- Ale wie pan, z czego to się bierze? Bo kibic słyszy wciąż o wyciąganiu wniosków, o ciężkiej pracy, o tym, że drużyna bardzo dużo ćwiczyła grę obronną, a później przychodzi pierwszy mecz nowego sezonu i facet strzela gola z czterech metrów po rzucie rożnym, bo nie ma kompletnie asekuracji, nikt przy nim nie stoi, nikt mu nie przeszkadza. No to co ten biedny kibic, który tyle przeżył w ostatnich latach, ma sobie w takim momencie pomyśleć?
- Spokojnie. Zaczęliśmy sezon, w którym będą mecze, które wygramy, grając gorzej niż rywale. Będą takie, które zremisujemy lub przegramy po znakomitej grze. Będę jednak powtarzał do znudzenia - musimy być cierpliwi! Musimy precyzyjnie określać rzeczywistość, gdyż w dzisiejszym świecie zarzuty rzucane w sieć szybko w emocjach niosą się pośród kibiców, choć wielokrotnie nie mają nic wspólnego z prawdą.

Dziś czytam w mediach społeczności, że kibice domagają się sprowadzenia Pola Lloncha, lub człowieka jego charakterystyki, za chwilkę niezależnie od tego czy będziemy grać strefą, czy kryć indywidualnie czy nie ten sam zawodnik mierzący 170 cm wzrostu wyląduje w polu karnym podczas rzutu rożnego i będzie musiał spełnić obowiązki defensywne. To pokazuje jak poruszamy się po ekstremach. Jeszcze raz wspomnę. Nie mówię tego aby kogokolwiek tłumaczyć, sam jestem zawiedziony wynikiem, bo wiem, że umiejętności chłopaków pozwalają mierzyć wyżej i to jest wobec nich komplement. Wierzę w nich bardzo. W tym całym zalewie emocjonalnych komentarzy po ostatnim meczu, bardzo mi się spodobał wpis jednego z kibiców, który napisał jak to u nas czasami wygląda. Proszę pozwolić, że go zacytuję: „[…] jak będzie 3:0, to będzie źle, że powinno być 5:0. Jak będzie 5:0, to trzeba było wygrać 2:0, ale oszczędzać zawodników przed kontuzjami”. Piłka nożna to gra emocji i na emocjach. Kibice muszą uzbroić się w cierpliwość. I chcę powiedzieć kolejny raz głośno i wyraźnie - obecny sztab będzie pracował z zespołem do końca tego sezonu i nie ma w planach jego zmiany. Oczywiście wiem doskonale, że w piłce jeden mecz czy jakieś zachowanie może zburzyć każdą wizję, również u nas, ale pragnę mocno podkreślić, że obecna koncepcja zakłada stabilność i pracę krok po kroku, a nie kolejne pospolite ruszenie, które ma zmienić wszystko.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Jarosław Królewski: Rozumiem, że kibice są źli, ale rozmawiajmy o faktach, a nie mitach - Gazeta Krakowska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24