Legia Warszawa niespodziewanie niemrawo rozpoczęła mecz w Krakowie z Wisłą. W jej grze brakowało agresji, żaden z piłkarzy Aleksandara Vukovicia nie potrafił błysnąć indywidualnie. Ofensywnie nie istniał, dopiero po straconej bramce zaliczyli chwilowy zryw.
Wisła na prowadzenie wyszła w 29. minucie. Akcję zaczęła rzutem z autu. Po serii przegranych główek przez legionistów piłka trafiła pod nogi Dawida Szota, później Lubomira Tupty, a na końcu do Łukasza Barligi, do którego nie zdążył Michał Karbownik i obrońca "Białej Gwiazdy" strzelił swojego pierwszego gola w tym sezonie.
Nie była to jedyna akcja gospodarzy. Stworzyli ich zdecydowanie więcej od liderów PKO Ekstraklasy. Ci dopiero w końcówce pierwszej połowy podkręciła tempo. W efekcie wreszcie można było zauważyć, że gra Paweł Wszołek (w meczu tydzień temu przeciwko Lechowi nieobecny z powodu nadmiaru kartek) nie, który dośrodkował do Luquinhasa, Brazylijczyk był w dogodnej sytuacji, ale piłka po jego strzale poleciała nad poprzeczką.
Znów - jak z "Kolejorzem" - niewidoczny był Tomas Pekhart. Ale znów był we właściwym miejscu we właściwym czasie. W 57. minucie po zagraniu po ziemi przez Mateusza Cholewiaka (w 46. minucie zastąpił Andre Martinsa) wpakował piłkę do bramki, mimo że nieczysto w nią trafił! To trzecia bramka Czecha w jego piątym występie w PKO Ekstraklasie.
Na kolejną czekał zaledwie 13 minut. Przy niej nikt nie powinien mu zarzucić, że miał farta, bo piłka w niego trafiła. Wtedy to Domagoj Antolić dośrodkował z okolicy linii bocznej, Pekhart wyskoczył najwyżej i drugi raz w niedzielę pokonał Michała Buchalika.
Z kolei Cholewiak okazał się znakomitą zmianą, bo dzięki niemu gra Legii nabrała rumieńców. W międzyczasie przejęła kontrolę nad spotkaniem. Gospodarzom, którzy byli zdziesiątkowani przez kontuzje, a za kartki nie mógł zagrać Maciej Sadlok, pozostało liczenie na kontry. W jednej z nich kilkadziesiąt metrów z piłką przy nodze przebiegł Jakub Błaszczykowski, wykorzystując błąd Marko Vesovicia i odebrał mu piłkę. Jednak Czarnogórzec naprawił swój błąd i dogonił 34-letniego reprezentanta Polski, który po tym sprincie aż padł na murawę ze zmęczenia.
Natomiast ekipa Vukovicia rozkręciła się na dobre, czego efektem była bramka Waleriana Gwilii w 76. minucie. Wprawdzie chwilę po tym na 2:3 gola strzelił Łukasz Klemenz, ale po wideoweryfikacji sędzia Jarosław Przybył jej nie uznał (piłki ręką dotknął Hebert).
Dzięki zwycięstwu Legia Warszawa utrzymała przewagę ośmiu punktów nad drugim w tabeli Piastem Gliwice. W środę podejmie Arkę Gdynia. W niedzielę, w ostatniej kolejce rundy zasadniczej, zmierzy się z Górnikiem w Zabrzu.
Chcesz wiedzieć więcej?
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
JUŻ IDZIESZ? MOŻE CIĘ ZAINTERESUJE:
- Były piłkarz ma powalająco piękną córkę [ZDJĘCIA]
- Śliczna blondynka pomaga legioniście utrzymać formę
- TOP 10 najlepiej zarabiających piłkarzy w 2020 r.
- Tłumy kibiców i kolegów z boiska na pogrzebie Rockiego
- Były piłkarz Legii: Już nie wiem, czy miałem koronawirusa
- Będą sędziowali w swoich regionach? "Optymalne rozwiązanie"