Drugi domowy mecz był dla koszykarzy WKS-u doskonałą okazją, by nawiązać do sezonowej inauguracji i potwierdzić wysoką dyspozycję na starcie sezonu. Zwłaszcza, że rywal po raz trzeci z rzędu grał na wyjeździe.
Kamil Łączyński, Devoe Joseph, Mathieu Wojciechowski, Michał Gabiński i Aleksander Dziewa – trener Andrzej Adamek od pierwszej minuty postawił na „pewniaków”. Szkoleniowiec gości, Mindaugas Budzinauskas z kolei w swojej piątce umieścił trzech niekwestionowanych liderów Kinga: Pawła Kikowskiego, Dustina Ware'a i fenomenalnego w poprzednim meczu z GTK Gliwice Clevelanda Melvina.
Nieudany rzut sędziowski, błąd 24 sekund gości – mecz zaczął się dość... specyficznie. Po ponad minucie piłka po raz pierwszy znalazła się w obręczy – dwójkę zdobył Dziewa. Pierwsza kwarta przebiegła pod znakiem sporej nieskuteczności, zwłaszcza po stronie gospodarzy. Wrocławianie z gry trafili zaledwie 6 na 19 prób, w tym żaden spośród czterech rzutów za trzy punkty. Zupełnie na dystansie nie mogli odnaleźć się Joseph i Gabiński. Z całą pewnością jednak „nadrobił” za nich Wojciechowski – autor 7 punktów, w tym 3 zdobytych w akcji 2+1. King wygrał pierwszą kwartę 16:15.
Na początku drugiej części spotkania prowadzenie dla Śląska odzyskał Torin Dorn, a Wojciechowski przełamał złą passę z dystansu i dołożył trzy punkty do puli. Bardzo dobre wejście z ławki zaliczył Andrew Chrabascz. Amerykanin znacząco ożywił grę WKS-u, zdobywając 9 punktów do przerwy. Znacznie więcej kibice oczekiwali od Dziewy, który w dwóch kwartach rzucił jedynie 2 punkty, przy 16 proc. skuteczności. Na parkiecie po raz pierwszy w tym sezonie, po wyleczeniu urazu kostki, Michael Humphrey. Przewaga w tej odsłonie konsekwentnie utrzymywał się po stronie WKS-u, jednak Trójkolorowi nie ustrzegli się prostych strat, które bezlitośnie wykorzystywali atakujący Wilków. Ostatecznie oba zespoły zeszły do szatni przy stanie 36:32.
Drugą połowę wrocławianie otworzyli „trójką” Josepha i ally-oopem Wojciechowskiego, ale też dezorganizacją w defensywie, czego efektem było szybkie roztrwonienie przewagi, a za sprawą „trójki” Bena McCauleya Wilki wyszły już na prowadzenie. Pod własnym koszem wrocławianie nie potrafili sobie poradzić z duetem Melvin-Ware (kolejno 19 punktów i 7 asyst z końcem meczu). King w przedostatniej kwarcie odskoczył aż na 12 punktów, wygrywając 61:49.
Finalną odsłonę meczu otworzył Dorn, który wykorzystał moment przewagi 5 na 4 by ruszyć z indywidualną akcją i efektownym wsadem zapakować piłkę do kosza. Sekundy później Amerykanin ponownie fetował „dwójkę”, wlewając nadzieję w serca drużyny. Nie powiodły się jednak stuprocentowe akcje Łączyńskiego i Humphreya, którymi WKS mógł zmniejszyć stratę do sześciu „oczek”. Cztery minuty przed ostatnia syreną Wilki miały po swojej stronie już 13 punktów przewagi – Thomas Davis bez najmniejszych problemów wykorzystał błąd Josepha, szybki atak kończąc wsadem. Dwie błyskawiczne akcje Dziewy i Łączyńskiego skończone punktami nie miały już większego wpływu na obraz meczu. Goście wygrali 83:73.
Po meczu z HydroTruckiem Radom trener Adamek mówił, że defensywa jest utrapieniem, jednak drużyna nadrabia fenomenalną skutecznością. Dziś tego elementu zabrakło – mimo stosunkowo niewielu straconych punktów Trójkolorowi nie odnajdowali się pod koszem rywala. 38 proc. z gry, 6 punktów Dziewy, 4 Łączyńskiego i 2 Humphreya – to zdecydowanie za mało, by dokładać kolejne punkty w tabeli.
WKS Śląsk Wrocław - King Wilki Morskie Szczecin 73:83 (15:16, 21:16, 13:29, 24:22)
Śląsk: Dorn 22, Wojciechowski 14, Chrabascz 12, Joseph 10, Dziewa 6, Łączyński 4, Gabiński 3, Humphrey 2, Custer 0.
King: Kikowski 24, Melvin 19, Mccauley 15, Davis 8, Ware 7, Łapeta 6, Bartosz 4, Kucharek 0, Wilczek 0.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?