Wojciech Rozdolski: Śląsk? Studnia bez dna! Prezydencie, porozmawiajmy o siatkówce!

Jakub Guder
Jakub Guder
fot. Giganci Siatkówki
- Pieniądze zainwestowane w Śląsk nigdy do nas nie wrócą. Kto nam to odda? Z czego? Studnia bez dna. Zresztą w ten sposób zwalniamy z kreatywności prezesa klubu Śląsk Wrocław. Ja im nie zazdroszczę, ale miasto powinno dbać o wszystkie dyscypliny: o jeździectwo, łucznictwo, pływanie, siatkówkę, koszykówkę, piłkę ręczną… - mówi Wojciech Rozdolski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Siatkowej, organizator charytatywnego turnieju TAURON Giganci Siatkówki, który już w najbliższy weekend rozegrany zostanie w Twardogórze.

W maju minęły dwa lata, od kiedy jest Pan prezesem Dolnośląskiego Związku Piłki Siatkowej. Co się udało zrobić przez ten czas?
Przede wszystkim jestem zadowolony z ludzi, z którymi współpracuje. To są młode, prężne osoby. One chcą zmian. Realizują to, co sobie założyliśmy na początku – zaczynając od nowej strony internetowej, z skończywszy na systemie szkolenia. Oczywiście wymaga czasu, by zmienić mentalność i dotrzeć do niektórych szkoleniowców. Wszystko idzie w dobrym kierunku – młodzież trenuje, my ją wspieramy. Jestem z tego wszystkiego zadowolony. Kluczem są jednak pieniądze. Nie uratujemy klubów przed bankructwem. Możemy je jakoś wspierać – tak jak nam pozwala prawo. Podczas kampanii wyborczej ogłaszałem, że chcemy zwolnić drużyny z opłat sędziowskich. W skali sezonu to 200 tys. zł. Skorzystało na tym kilkadziesiąt klubów, które szkolą młodzików i młodziczki. To właśnie w tych kategoriach jest najwięcej dzieciaków i tam też odbywa się przesiew. Oczywiście chcielibyśmy pomóc wszystkim, ale tak się nie da. Jeśli pojawi się taka możliwość, to będziemy również w ten sposób wspierać inne grupy wiekowe. Sędziować nie może byle kto, a ta kwestia była zawsze kosztowna dla klubów. Gdy arbiter jest dobrze przeszkolony, to na boisku mamy porządek. Pamiętajmy, że nie możemy bezpośrednio dotować klubów.

Ryszard Czarnecki, który interesuje się dolnośląską siatkówką, stwierdził, że mamy problem, bo wiele klubów się zwija, zwłaszcza tych kobiecych. To prawda?
On ma przegląd tych klubów, bo się z nimi spotyka. To problem który był, jest i będzie. Jedne kluby się zamykają, inne otwierają. Tak jest na poziomie III ligi. Ta dziura jest zasypywana. Czujemy jednak problem, jeśli chodzi o wsparcie samorządów. Słyszę co mówią działacze – samorządy ucinają pieniądze, bo ich nie mają. Rozumiem to. Kluby muszą działać same. W siatkówce jest tak, że jak pojawia się człowiek, działacz, to jest też sukces.

Dużo na Dolnym Śląsku jest osób, które to ciągną?
Bardzo dużo. Natomiast fajnie by było, gdyby nasza siatkarska działalność nie opierała się tylko na wolontariacie. To nie jest komfortowe, kiedy musisz całe życie pracować, by potem utrzymywać klub. Miałem taką sytuację u siebie, w Oleśnicy. Gdyby nie ja, to pieniędzy nie byłoby tam żadnych. Klub by nie istniał.

Wyprowadza Pan tę siatkówkę trochę z Wrocławia. Zarząd związku często spotyka się na posiedzeniach w innych miastach Dolnego Śląska.
Taki był plan. Ja reprezentuję dolnośląski, a nie wrocławski związek. Skąd się biorą nasi mistrzowie? Wojtaszek jest z Milicza, Śliwka z Jawora. Tam się wykuwają nasza talenty. Podczas wyjazdowych zarządów spotykamy się z władzami miejscowych klubów i właściwie zawsze przychodzi do nas burmistrz albo wójt. Słuchamy o ich problemach, wykazujemy chęć współpracy i wsparcia. Nie tylko finansowego, ale też merytorycznego.

Czy samorządy powinny sponsorować sport zawodowy? Czy powinny finansować na przykład drużyny w II lidze?
Szkolenie dzieci i młodzieży to nasz obywatelski obowiązek. Na to powinny być przekazywane pieniądze publiczne, ale także na klub, który jest celem dla tej młodzieży. Z tysiąca dzieciaków może dwójka-trójka trafi do najwyższej ligi. A reszta? Muszą mieć jakąś możliwość gry w I, II, III lidze. To jest ich cel. Bez celu szkolenie nie ma sensu. Dlatego uważam, że wspieranie przez samorządy na przykład klubów półprofesjonalnych też jest wskazane. Młodzież musi mieć do czego dążyć.

Po wyborach dwa lata temu zapowiadaliście audyt w związku. Jakie są efekty tych zapowiedzi?
Działamy na podstawie opinii prawników. Uporządkowaliśmy naszą biurokrację. Nasze biuro działa teraz tak jak w normalnej firmie. Jest na przykład księga korespondencji przychodzącej i wychodzącej, czego do tej pory nie było w ogóle. Rzetelnie prowadzona jest księgowość…

A nie była rzetelna podczas kadencji poprzedniego zarządu?
Nie do końca. Księgowość DZPS-u prowadzi Dolnośląska Federacja Sportu i do niej nie możemy mieć żadnych zastrzeżeń. Jaki dokument tam trafia, taki jest księgowany. Ogłosiliśmy konkurs na przeprowadzenie audytu. Nie chcieliśmy, aby ktoś nam zarzucił stronniczość. Wygrała go firma prawnicza z Poznania, która specjalizuje się w prawie sportowym. Wypunktowała wszystkie zalety, ale i też wady tego, co było poprzednio. Każdy rozsądny człowiek, który przychodzi do firmy, chciałby wiedzieć na czym stoi.

Były jakieś trupy w szafie?
Były. Wciąż się pojawiają. Brakowało dokumentacji. To było państwo w państwie, towarzystwo wzajemnej adoracji. Kilku panów, którzy sobie spokojnie funkcjonowali, nie do końca dbając o związek.

Czego nie udało się zrobić przez te pierwsze dwa lata? Czym Pan jest rozczarowany?
W ciągu tych dwóch lat zrobiliśmy więcej, niż innym udało się przez 20. Narzuciliśmy sobie dużo zadań i obowiązków. Może trochę niepotrzebnie, ale to już przynosi efekty. Wymieniliśmy pracowników, chociaż to za duże słowo, bo to w większość ich działalność społeczna.

Konkretnie – co chcecie jeszcze zrobić do końca kadencji?
Zrobić związek bardziej medialnym. Trochę to już widać. Nadal chcemy wspierać kluby kupując chociażby sprzęt sportowy i zwalniając je z uciążliwych opłat.

Próbowaliście pomóc Gwardii Wrocław? Była w ciężkiej sytuacji.
Nie możemy ingerować w sprawy klubu, ale zareagowałem i wysłałem pismo do najważniejszej osoby – prezydenta Jacka Sutryka. Ponownie poprosiłem go o spotkanie, bo przypomnę, że od wyborów Pan prezydent nie znalazł czasu na rozmowę ze mną. Wiele razy o to zabiegałem. Interweniowałem też, gdy Pan prezydent spotkał się z siatkarskimi działaczami, a następnie opisał na Facebooku, że to ludzie DZPS-u. Nie miało to jednak nic wspólnego z rzeczywistością, bo panowie tam od dwóch lat już nie pracują. Czekałem na odpowiedź i czekać będą. Trzeba cały czas dawać ludziom szanse. Mam szacunek do władz samorządowych, ale też oczekuję szacunku do siebie. Czy prezes dolnośląskiego związku jest aż tak słabą osobą, że prezydent nie może mu poświęcić pięciu minut? To nie chodzi o moje prywatne sprawy, ale o sprawy dręczące środowisko siatkarskie. Kto może o tym wiedzieć więcej? Jeśli Panu prezydentowi na tym nie zależy, to niech to mi napisze. Budujemy historię tej siatkówki i kiedyś nas z tego następne pokolenie rozliczy.

Ludzie we Wrocławiu w ogóle potrzebują siatkówki na najwyższym poziomie? Chcą jej?
Oczywiście, tylko trzeba temu pomóc, bo działacze często zderzają się ze ścianą. Każdy ma swoje życie, a przecież często ci ludzi non profi trenują na przykład dzieci. Dajmy im więc pieniądze na piłki i na sale. O to chodzi. Szkolenie we Wrocławiu jest super dzięki ludziom. Na przykład Koral Wrocław – to są ludzie. Zaangażowani trenerzy, wychowawcy, nauczyciele. Gdyby ich nie było, nie byłoby mistrzów Polski młodzików. Też borykali się z problemami. Mieli starą halę, przyjechała pani wiceprezydent, widziała, ale co za tym poszło? Stoimy często w miejscu.

We Wrocławiu powstała hala lekkoatletyczna, jest hala do ciężarów i zapasów. Jaki obiekt przydałby się tu dla siatkówki?
Po pierwsze powinniśmy się spotkać w czwórkę: ja, prezydent Jacek Sutryk oraz prezesi Gwardii Wrocław i #VolleyWrocław. Wysłuchajmy się nawzajem – jakie są potrzeby. Uważam, że te kluby powinny mieć jedną, wspólną halę na 3-4 tys. kibiców. Do tego zaplecze hotelowe, gastronomiczne, treningowe. Wtedy to ma sens. Powinna tym zarządzać celowa spółka lub na przykład dwusekcyjny klub. A może DZPS? Jak najbardziej! Mogłyby tam grać zespoły młodzieżowe, reprezentacje Dolnego Śląska. Kibice staliby w kolejce. Wielki, nowy obiekt we Wrocławiu nie jest potrzebny. Budujmy to, na co nas stać i co jest naprawdę potrzebne, bo dziś kluby włóczą się po różnych halach. Myślę, że problem też tkwi trochę w osobowościach, bo ci ludzie nie chcą się dogadać. Ile to już trwa? Były marzenia o Krupniczej, a od dawna wiedzieliśmy, że ona się nie nadaje do grania. Jeśli któryś z tych prezesów ma dobry wpływ na władze miasta, to niech im przemówi do rozsądku. Powie konkretnie, czego siatkówka tu potrzebuje. Ja jestem do dyspozycji. Wszyscy o tym mówią, a nikt nie potrafi tego przełożyć na rzeczywistość. Idą wybory, więc Panie prezydencie: stańmy razem, szukajmy rozwiązań, stwórzmy taki obiekt! Nie wiem, może w lokalnych władzach jest za mało miłośników siatkówki, a za dużo piłki nożnej. Może jak się trafi prezydent-siatkarz to będziemy mieli siatkarski obiekt, tylko nie wiem, czy tak to powinno wyglądać.

Wkurza Pana, że Wrocław daje tyle pieniędzy na piłkarski Śląsk?
Może nie wkurza, ale to dla mnie trochę niezrozumiałe. Jeśli prywatny przedsiębiorca jest miłośnikiem hokeja, to może podjąć ryzyko i nawet z tego powodu zbankrutować. Tymczasem pieniądze miejskie, to pieniądze publiczne. We Wrocławiu nie istnieje tylko Śląsk. Zresztą uważam, że miasto nie powinno być jego właścicielem, to jest jakaś pomyłka. Nie rozumiem tego. Ile pożyczki dostał niedawno Śląsk?

20 mln zł.
Trzy takie pożyczki przez trzy lata i mamy wybudowane siatkarskie centrum szkoleniowe. Zakładam, że 60 mln zł wystarczy na taką inwestycję. To co lepiej mieć? Bo te pieniądze zainwestowane w Śląsk nigdy do nas nie wrócą. Kto nam to odda? Z czego? Studnia bez dna. Zresztą w ten sposób zwalniamy z kreatywności prezesa klubu Śląsk Wrocław. Ja im nie zazdroszczę, ale miasto powinno dbać o wszystkie dyscypliny: o jeździectwo, łucznictwo, pływanie, siatkówkę, koszykówkę, piłkę ręczną… Nie wiem, czy obecne proporcje są uczciwe. Dlatego właśnie chciałem spotkać się z prezydentem miasta. On nam powinien to wytłumaczyć. Jest pracownikiem wybranym przez społeczeństwo, a miasto nie jest ani moje, ani jego, tylko nasze. Trzeba dbać o to, żeby tu się coś działo, żeby ludzie byli chociaż trochę zadowoleni, a dziś nie wiem czy są… Kibiców siatkówki zaraz może tu nie być. A potem znów będziemy rzucali pół miliona złotych, żeby zorganizować finał Pucharu Polski? Taka impreza powinna być zwieńczeniem pewnych osiągnięć.

Wyjaśnijmy – przez kilka lat we Wrocławiu organizowano final four Pucharu Polski, za który to miast płaciło każdorazowo 500 tys. zł.
Tak. Robiono to przez nasz związek za czasów naszych poprzedników, ale DZPS nic z tego nie miał. No może rozdał kilkadziesiąt biletów. Oczywiście taki turniej jest wskazany, ale na dziś my nawet nie mamy tu klubów na bardzo wysokim poziomie. Z tego co czytam i słyszę, to w #VolleyWrocław też nie jest różowo, jeśli chodzi o finanse. Życzę działaczom, żebyśmy usiedli do stołu, nie patrzyli na siebie jak wrogowie. Powinniśmy wymusić kontakt z urzędnikami.

Próbował Pan przenieść swój międzynarodowych, charytatywny turniej TAURON Giganci Siatkówki do Wrocławia?
Tak.

Czego chciał Pan w zamian? Hali za darmo? W Twardogórze (tam drugi rok z rzędu rozegrany zostanie turniej) pewnie ma ją Pan w barterze.
Złożyłem wstępną ofertę współpracy i nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Zero zainteresowanie. Nie doszliśmy do rozmowy o pieniądzach, bo one są na samym końcu. Jak nie ma chęci współpracy, to o czym mamy rozmawiać? Turniej TAURON Giganci Siatkówki znany jest już w całej Europie. To prestiżowa, telewizyjna impreza. Promocja miasta byłaby nie mniejsza niż podczas finału Pucharu Polski. Oczywiście moim marzeniem jest, by finał rozegrany został kiedyś w Hali Stulecia. Byłoby super. Do tego potrzebny jest partner. Trzeba jednak wysłuchać pomysłów, a nie wszystko blokować.

Był Pan ostatnio w tureckim Fenerbahce. Jak tam działa wielosekcyjny klub?
To są dwie różne rzeczywistości. Tam członkami klubu są kibice, a wybory na prezesa odbywają się na stadionie. Każdy ma prawo głosu. Nieprawdopodobne. Prezesem klubu zostaje osoba silna. To jest prestiż. W siedzibie Fenerbahce pracuje ponad 200 osób. Flagowym obiektem jest oczywiście stadion piłkarski, ale mają też swoje hale do siatkówki, koszykówki. Mają pływalnie, przystań jachtową dla dzieci, hotele. Dzieci ubrane są tak samo, mają zorganizowany transport ze szkoły. Mam wrażenie, że to jest lepiej zorganizowane niż u nas. Sponsorami też są spółki skarbu państwa. Pojawiają się jednak również potężni sponsorzy prywatni. To dla nich prestiż. Jest z czego czerpać wzorce. Zabiegam o to, abyśmy mogli ich podglądać, wymieniać młodzież. Prowadzimy z nimi rozmowy.

Jakie są szanse, żebyśmy częściej reprezentację Polski oglądali we Wrocławiu? Czy nam to jest do szczęście potrzebne? Bo wie Pan - ludzi czasem potrzebują igrzysk… Może miasto jednak powinno wybudować nową, wielką halę, byśmy konkurowali z Gliwicami czy Krakowem?
Mamy halę, która mieści 8 tys. ludzi. Jaki ma sens budowanie hali na 18 tysięcy? Przede wszystkim to my tu nie mamy hali klubowej, a mamy dwie mocne drużyny – jedna gra w najwyższej lidze, druga do tego aspiruje. Dziś uprawimy włóczęgostwo po halach szkolno-akademickich. Po co zatem budować wielki obiekt, który przez większość czasu stoi pusty? Stoi stadion, który nie jest na meczach Śląska wypełniony nawet w połowie. Co z tym teraz zrobić, to nie jest moje zmartwienie – niech myślą ludzie, którzy to wybudowali. Trzeba mieć jakąś perspektywę i plan podczas takiej inwestycji. Jeśli budujesz centrum handlowe, to najważniejsze jest, aby nie stało puste. Jeśli badania wskazują, że nie uda ci się go zapełnić, to nie inwestujesz w to. Tak patrzmy, a nie rozrzucajmy pieniądze na prawo i na lewo.

Jak wygląda sprawa budowy siatkarskiego centrum pod Miliczem?
Rozmawiamy z Urzędem Marszałkowskim, który jest przychylny siatkówce. To jest budujący dialog. Liczę na to, że w przyszłości wspólnie znajdziemy na to jakiś pomysł. Oprócz tego nie mamy nic – tylko wizualizacje i działkę od burmistrza Piotra Lecha. Trochę stoimy w miejscu. Mam wrażenie, że w innych instytucjach niektórzy czekają na wybory. Spychologia. Pewne osoby zasiedziały się na swoich stołkach, a ja przychodzę i mówię: „sprawdzam!”. To może być niewygodne, zwłaszcza w PZPS-ie. Zapytałem tam, dlaczego nie mamy 16 takich obiektów? Jest tylko Szczyrk i Spała, która przecież nie jest własnością związku. Nasz związek nie ma też swojej siedziby. Wszystko jest wynajmowane. Rozmawiałem także ministrem sportu. Wszyscy chcą, ale nic się dalej nie dzieje. Każdy mówi: „Jak tamci dadzą, to my też damy”. To się jednak nie dzieje. Przecież ja tego nie buduję dla siebie. My to chcemy budować z pieniędzy publicznych. Są fundusze europejskie, tylko ktoś musi chcieć nam je udostępnić. Duża powinna być tu rola działaczy z PZPS-ie. Gdy ja usłyszałem, że jest problem w Kudowie, wsiadałem w samochód, pojechałem i prosiłem Panią burmistrz o wybudowanie hali. Myślę, że moja obecność trochę pomogła w tym, że ona postanie. W związku tymczasem pokazuję wizualizację i słyszę: „Nie. Po co? Może…” To byłby obiekt z halą do siatkówki halowej i plażowej, hotel, z dostępem do fizjoterapeutów, lekarzy, do siłowni. To jest dziś podstawa szkolenia, a nie obozy i bieganie po lesie. Rodzic chętnie da dziecko w takie miejsce, a my nie będziemy musieli je wozić na drugi koniec Polski. Co się teraz dzieje? Kluby we Wrocławiu kuleją. Centrów szkoleniowych nie ma. Gdyby nie działacze i trenerzy z pasją, to nie wiem czy rodzice mieliby gdzie zaprowadzać dzieci. Potem muszą jeździć do Jastrzębia, do Bełchatowa, do innych ośrodków. Uciekają z tymi zdolnymi dzieciakami. Na początku nasz pomysł przekazałem pani wiceprezydent Wrocławia Granowskiej. I cisza. Wtedy dostałem propozycję z Milicza. To piękne tereny, a młodzież skupiłaby się na treningach, a nie chodzeniu po mieście w wolnych chwilach.

Współpracuje Pan ściśle z Ryszardem Czarneckim. Czy jego polityczny paszport pomaga czy przeszkadza w rozmowach z samorządami?
Nie chciałbym w ten sposób do tego podchodzić. Cały czas zakładam, że albo ktoś chce, albo nie chce pomóc. Tu nie powinny być ważne barwy polityczne. Jeśli ktoś tak mnie ocenia, to jest w błędzie. Ja oceniam człowieka. Ryszard Czarnecki pomaga. Mam powiedzieć, że nie? Nie będę chował głowy w piasek. Niech przyjdzie kolejna osoba i powie, w czym może pomóc. Łatwo tylko krytykować. Ja będę wspierał takich ludzi, a jeśli ktoś to interpretuje tak, a nie inaczej, to szuka wymówki. „A bo pan jest kolegą tego czy tamtego…”. Wszyscy chodzimy na mecze, więc przyjdź i pomóż.

DZPS rekomendował Ryszarda Czarneckiego na prezesa PZPS-u, ale on w ostatniej chwili zrezygnował. Jak Pan myśli – dlaczego? Policzył szable i uznał, że nie ma co startować?
Rekomendowałem do z czystym sumieniem i uważałem, że będzie to właściwa osoba na tym stanowisku. Przed wyborami to była jedyna osoba, która przyszła do mnie i zapytała, w czym może pomóc. Przedstawił konkretny plan działania. Żaden inny kandydat z takim programem się do nas nie zgłosił. Przypomnijmy, że obecny prezes Sebastian Świderski był wcześniej zawodnikiem, a n ie działaczem. Jego program usłyszałem dopiero podczas wyborów w Warszawie. Co do decyzji Ryszarda Czarneckiego – to nie jest pytanie do mnie. Uszanowałem to.

Jak Pan ocenia pozycję Polskiego Związku Piłki Siatkowej na arenie międzynarodowej?
Naszym działaczom z Warszawy wystarcza, że klepią ich po plecach i mówią, że mamy super kibiców i świetnie organizujemy imprezy mistrzowskie. Mnie by to nie satysfakcjonowało. Nie mamy twardej, mocnej reprezentacji w strukturach międzynarodowych. Nie mamy na przykład większego wpływu na konstruowanie drogi awansu do Ligi Mistrzów, na wprowadzenie innowacyjnych pomysłów do siatkówki. Śmiem twierdzić, że ci nasi przedstawiciele są tam za długo. Powinni tam trafić ludzie, którzy mieliby przełożenie na różne działania i szacunek zagranicą.

Będzie Pan kandydował na drugą kadencję?
Będę. Powiedziałem to już delegatom – pierwsza kadencja jest na porządki, a druga na wprowadzenie w życie jeszcze większej liczby naszych pomysłów i płynne przekazanie władzy młodym.

A teraz taka sytuacja: zbliżają się wybory na prezesa PZPS, nagle dzwoni telefon – „Wojtek, jest grupa ludzi, która Cię popiera. Musisz wystartować”. Bierze Pan to?
Siedem lat temu trafiła do mnie grupa ludzi, która poprosiła mnie, abym kandydował w wyborach na prezesa DZPS-u. Nie chodzi o to, że ja mam jakieś ambicje, tylko reaguję na głos ludu. Jeśli znów takie osoby się do mnie zwrócą, to… będę myślał, aby im pomóc. Na dziś rozmawiam z ludźmi i widzę, że nie wszyscy są zadowoleni ze współpracy z PZPS-em. Powtarzam jednak: nadal chętnie będę współpracować z ludźmi z obecnego związku. Pozostaję otwarty. Mówiłem to Sebastianowi Świderskiemu. Natomiast to, co się dzieje, nie jest do końca odzwierciedleniem naszych oczekiwań.

TAURON Giganci siatkówki już w najbliższy weekend

Już w sobotę w Twardogórze rozpocznie się międzynarodowy, charytatywny turniej TAURON Giganci Siatkówki kobiet. Jego pomysłodawcą i organizatorem jest od kilkunastu lat Wojciech Rozdolski. Panie na „Gigantach” pojawią się dopiero po raz drugi. Skład imprezy jest bardzo mocny. W pierwszym sobotnim półfinale (30.09) zmierzą się: Developres Rzeszów i wicemistrz Niemiec SC Poczdam (godz. 18). W drugim (godz. 20.35) Chemik Police zagra z finalistą ostatniej Ligi Mistrzów Eczacıbaşı Stambuł. Na niedzielę (1.10) zaplanowano finał i spotkanie o III miejsce. Bilety można już kupić na stronie internetowej https://giganci.sportigio.com/. Każda wejściówka obowiązuje na jeden dzień, a więc na dwa mecze. Bilety normalne kosztują 60 zł, ulgowe - 30 zł (dzieci do 12 roku życia, do czterech lat - za darmo). Wejście rodzinne (2+2) to 120 zł. Dwa tygodnie później rozegrany zostanie turniej mężczyzn. Półfinały panów: Aluron CMC Warta Zawiercie - Paris Volley oraz Trefl Gdańsk - Volley Ljubljana.

Guder i Janas o sytuacji w Śląsku Wrocław

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wojciech Rozdolski: Śląsk? Studnia bez dna! Prezydencie, porozmawiajmy o siatkówce! - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24