Start Lublin – Spójnia Stargard 82:73 (24:16, 14:17, 20:23, 24:17)
Start: Laksa 18, Jeszke 14, Lemar 13, Taylor 13, Carter 13, Dziemba 8, Pelczar 2, Borowski 1, Szymański, Pszczoła. Trener: David Dedek
Spójnia: Gintvainis 19, Śnieg 12, Kostrzewski 10, Olisemeka 10, Cowels III 7, Jackson 5, Bishop 4, Pamuła 3, Bochno 3, Brenk. Trener: Kamil Piechucki
Sędziowali: Michał Proc, Arnauld Kom Njilo, Tomasz Trybalski
Widzów: 2300
Ponieważ mecz rozgrywany był w 101. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, to przed pierwszym gwizdkiem na parkiet hali Globus cheerleaderki wyniosły biało-czerwoną flagę i odegrano hymn państwowy.
Gdy już rozpoczęło się spotkanie, to pierwszą opcją w ataku gospodarzył okazał się Jimmy Taylor. Center Startu szybko na swoje konto zapisał dziewięć punktów, dwie zbiórki i odesłał na ławkę Darnella Jacksona, który złapał dwa przewinienia. Skuteczna gra Amerykanina sprawiła, że Start rozpoczął spotkanie od wyniku 5:0, a po upływie czterech minut prowadził 11:4.
- Chcieliśmy na początku zagrać mocno pod kosz i to nam się udało. Może w dalszej części meczu już trochę mniej, ale cieszę się, że jest kolejny element, który możemy wprowadzić do naszej gry. Właśnie ta gra na Taylora
– mówi David Dedek, trener Startu.
Pod koniec inauguracyjnej kwarty pierwsze punkty zdobył Damian Jeszke. Skrzydłowy przed tym sezonem dołączył do lubelskiej drużyny, ale początek rozgrywek miał mocno przeciętny. W sześciu pierwszych spotkaniach rzucił w sumie 11 punktów, natomiast w niedzielę, przeciwko Spójni, trafił sześć rzutów na siedem prób z gry (w tym 2/3 za trzy), dołożył do tego pięć zbiórek i trzy asysty.
Przewaga ośmiu punktów uzyskana w pierwszej kwarcie zaczęła szybko topnieć w drugiej części i po 15 minut goście przegrywali już tylko różnicą dwóch oczek (26:28). Obie drużyny raziły nieskutecznością w rzutach zza linii 6,75 m. W pierwszej połowie gospodarze trafili tylko dwa takie rzuty na dziewięć prób, a Spójnia zaledwie jeden na dziesięć.
- To duży problem, gdy nie siedzi trójka, bo wtedy forsuje się bardziej grę pod kosz. Spójnia dobrze zacisnęła „trumnę” i mieliśmy bardzo duże problemy ze zdobywaniem punktów spod kosza. Na szczęście trafiliśmy dwie trójki, które pozwoliły nam odetchnąć – mówi Dedek.
Start cały czas też utrzymywał prowadzenie i po 20 minutach był lepszy o pięć punktów – 38:33. Niestety, pod koniec drugiej kwarty na parkiet upadł Kacper Borowski i doznał kontuzji mięśnia uda. Dokładne badania wykażą na ile jest to poważny uraz i czy zagraża jego grze w kolejnym meczu (w sobotę w Sopocie).
Element, który w grze Startu i Spójni szwankował przez dwie kwarty, zaczął funkcjonować w połowie trzeciej. Wówczas gracze obu drużyn „odpalili” w sumie sześć trójek, a przy jednej z takich prób Martins Laksa był faulowany, co wykorzystał na linii rzutów wolnych.
Trzecią kwartę również wygrali goście, ale wciąż minimalnie lepsi byli gracze trenera Davida Dedka – 58:56. Kluczowy dla losów spotkania okazał się początek ostatniej kwarty, którą Start rozpoczął serią 6:0 (Laksa raz trafił zza linii 6,75m, a za drugim razem był faulowany i trzy punkty zdobył z osobistych).
Na niespełna cztery minuty przed końcem, po kolejnych punktach Łotysza, Start uzyskał najwyższą przewagę – 12 punktów (76:64). - Mnie cieszy, że punkty podzieliły się na zawodników dosyć równo, a to świadczy o tym, że nasza siła tkwi w zespole, a nie w jednym zawodniku – podkreśla szkoleniowiec Startu.
W ostatnich sekundach spotkania debiut na parkietach Energa Basket Ligi zaliczył wychowanek Startu, 16-letni Tymoteusz Pszczoła.
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?