W 10. rundzie sobotniej gali w Chicago Day upadł na deski, a sędzia przerwał pojedynek. Następnie przetransportowano go karetką do szpitala Northwestern Memorial. W wyniku otrzymanych obrażeń pięściarz musiał przejść operację mózgu i zapadł w śpiączkę farmakologiczną. W środę okazało się, że już się z niej nie wybudzi o czym poinformował jego promotor Lou DiBella.
"Day zmarł w środę, w otoczeniu swojej rodziny, bliskich przyjaciół i członków jego bokserskiego teamu. Był synem, bratem i dobrym przyjacielem wielu osób. Jego życzliwość, pozytywne podejście i hojność ducha wywarły trwałe wrażenie na każdym, kogo spotkał" - możemy przeczytać w oświadczeniu DiBellii, które zostało zacytowane przez BBC.
Co ciekawe Day nie pochodził z biednej rodziny, tak jak ma to miejsce w przypadku większości bokserów. Był wykształcony, ale postanowił robić, to co kocha. Na zawodowych ringach zadebiutował w 2013 roku. Stoczył 22 walki, z których 17 wygrał, cztery przegrał, a jedna zakończyła się remisem.
"Jego życzliwość, pozytywne nastawienie i hojność wywarły wrażenie na każdym, kto go spotkał. Patrick nie musiał boksować - pochodził z dobrej rodziny, był wykształcony i miał inne możliwości zarabiania na życie. Zdecydował się na boks, wiedząc o nieodłącznym ryzyku, z jakim zmaga się każdy wojownik, gdy wejdzie na ring. Pat uwielbiał boks. To właśnie ten sport go inspirował i dzięki niemu czuł, że żyje" - napisał jego promotor.