August Jakubik, ultramaratończyk: Bieganie jest lekarstwem na wszystko [WYWIAD]

Katarzyna Kapusta
August Jakubik ukończył 66 ultramaratony oraz 150 maratonów
August Jakubik ukończył 66 ultramaratony oraz 150 maratonów http://augustjakubik.pl
August Jakubik, ultramaratończyk, rekordzista Polski w biegu 48 godzinnym, współorganizator i promotor wielu imprez biegowych w Polsce. Właśnie wrócił ze swojej biegowej pielgrzymki z Rudy Śląskiej do Santiago de Compostela, biegnąc pokonał dystans 2973 kilometrów. - Pokonałem siebie, swój organizm i wszystkie słabości - mówi.

Sprawdziłam pana życiorys i wyszło, że jest pan od 28 lat w biegu.
Tak. Zgadza się.

Pamięta pan jak to było na początku, kiedy zaczynał przygodę z bieganiem?
Zaczęło się po urodzeniu. Podobno urodziłem się żeby biegać. Miałem jednak pecha, bo w wieku 6 miesięcy złamałem nogę i do 7 lat miałem problemy z normalnym poruszaniem się. Kiedy mogłem się już normalnie ruszać, to zacząłem biegać i tak biegam do dzisiaj. Nie wszystko było jednak takie proste. W pewnym momencie swojego życia znowu miałem pod górkę. Gdy miałem 22 lata, mój szwagier zginął na boisku piłkarskim. Miał 17 lat. Byłem dla niego wzorem sportowca i człowieka, robił wszystko to co ja. Był jedynym bratem mojej żony, więc sport okazał się wielkim dramatem. Każde moje wyjście na trening, kończyło się łzami mojej żony. Podjąłem wtedy decyzję, że zawieszam na pewien czas swoją karierę sportową. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, że czas leczenia ran będzie trwał tak długo, bo siedem lat. Po tym czasie wiedziałem, że wielkiej kariery nie zrobię. Powiedziałem sobie: August masz 29 lat, czas realizować swoje młodzieńcze marzenia. Poszedłem na trening. Miałem marzenie, żeby przebiec kiedyś maraton. Powiedziałem żonie, że przebiegnę maraton i kończę ale na mecie miałem już kolejny pomysł na bieg. Żona wtedy stwierdziła, że nie ma co ze mną walczyć, bo sport jest dla mnie bardzo ważny i że będę go kontynuował. I tak się zaczęło. Regularnie biegam od 1988 roku, po raz czwarty zacząłem już okrążać kulę ziemską czyli przebiegłem już 130 tysięcy kilometrów. Nie wyobrażam sobie życia bez biegania.

Wie pan co jest zabawnego w tym naszym spotkaniu i tej rozmowie? Ja zaczęłam biegać gdy miałam 28 lat, a pan ma 28 lat biegania za sobą.
(śmiech) I jak pani zaczynała?

Po śmierci mojego kolegi Tomka Kowalskiego, który zginął na Broad Peak, jego rodzice zorganizowali bieg w dniu jego urodzin w Dąbrowie Górniczej dookoła jeziora Pogoria III. Wtedy przebiegłam po raz pierwszy 6 kilometrów. Trzy miesiące później przebiegłam swój pierwszy ultramaraton w Beskidach. Dla mnie bieganie, to sposób na oczyszczenie głowy, pozbycie się negatywnych emocji. A dla pana?
Oczywiście też. Uważam, że bieganie jest lekarstwem na wszystko. Na stres, zmęczenie, złe samopoczucie, często jest też sposobem na tworzenie czegoś nowego, bo ja nie marnuję czasu biegając. Lubię sam biegać, wtedy człowiek jest wolny od wszystkiego i ma możliwość wymyślania nowych rzeczy. I tak właśnie robię. W trakcie biegu, wiele spraw sobie układam, analizuję. W trakcie samego biegu, nie myślę o nim. Bieg jest automatyczny, bo myślami jestem zwykle zupełnie gdzieś w innym miejscu. Bardzo kocham bieganie, robię to niemal codziennie. Udaje mi się przy tym zarazić inne osoby do biegania. Bardzo mnie to cieszy.

To ile tych kilometrów dziennie pan robi?
W tej chwili prowadzę trzy razy w tygodniu treningi z zawodnikami. Są na różnym szczeblu zaawansowania, więc te treningi są ukształtowane pod nich, dlatego też to nie są jakieś duże odległości, jeśli mówimy o kilometrach. Zwykle to od 15 do 20 kilometrów. Natomiast, gdy mam wolne weekendy, to robię wybiegania po 50 kilometrów i to jest to, co najbardziej lubię.

Pokonuje pan siebie, w trakcie realizacji kolejnych biegowych celów?
Właśnie pokonałem siebie biegnąc do Santiago de Compostela. Pokonałem 42 biegi ultra w trakcie 42 dni. Na starcie miałem wiele wątpliwości, bo to było wyzwanie jakiego wcześniej się nigdy nie podjąłem. Pokonałem siebie, swój organizm i wszystkie słabości. Ostatni etap był najszybszy, co też pokazuje, że odpowiednio dysponowałem swoją energią i siłami. Do końca moje ciało było mi posłuszne i jestem bardzo dumny z tego powodu.

Było posłuszne, bo jest dobrze wytrenowane...
Tak, ale bardzo było oporne. Przez pierwsze 16 etapów moje ciało ze mną walczyło, nie miałem w tym czasie nawet chwili zwątpienia. Pokonałem słabości i później przez kolejne 30 dni wręcz popłynąłem do Santiago w wyznaczonym czasie.

Na trasie przyłączali się inni biegacze?
Oczywiście. Rzadko kiedy biegłem sam. Miałem praktycznie non stop towarzystwo. Bardzo mało było tej samotności pielgrzyma. Samotnie przebiegłem 500 może 600 kilometrów, na pozostałych odcinkach miałem towarzystwo, które starało się dotrzymać mi kroku. To ja dyktowałem warunki, bo to był mój bieg, nie mogłem dać się podpuścić, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Na ostatnim etapie pozwoliłem sobie już na wszystko i czekałem na grupę przed metą, bo nie dotrzymali mi kroku.

Przepraszam, od razu nasuwa mi się skojarzenie do filmu "Forrest Gump". Pan był jak ten Forest, a oni wszyscy za panem.
Nie było to aż tak masowo jak w filmie (śmiech), ale na pewnych odcinkach ludzie dołączali. Mój bieg był ustawiony bardziej pod kątem sportowym, biegłem dosyć szybko by zmieścić się w wyznaczonych ramach czasowych. Traktowałem tę pielgrzymkę od samego początku jako wyczyn sportowy, dlatego bardzo mi zależało, żeby tego nie przeciągać w czasie tylko zrealizować zgodnie z programem, który sobie sam ułożyłem. Muszę powiedzieć, że w stu procentach mi się to udało.

A co wspólnego z pana biegiem mają ogórki kiszone?
Ogórki były bardzo istotnym czynnikiem. Jestem dość oporny jeśli chodzi o jedzenie i nie lubię specjalnie zajadać się, a w trakcie biegu z uwagi na fakt, że spalałem do 5 do 6 tysięcy kalorii musiałem dużo jeść i ogórki były tym czynnikiem, który nawilżał mi to jedzenie i pomagały mi skonsumować trochę większe porcje. Także ogórki były bardzo istotne.

Dużo tych ogórków poszło?
No trochę. Jak brakło mi polskich, dokupiłem hiszpańskie i okazało się, że też miały sporo wody w sobie i przy posiłku smakowały.

A co poradziłby pan, tym którzy chcą zacząć przygodę z bieganiem?
Przede wszystkim muszą ubrać buty biegowe i pójść biegać. Wiele osób myśli o bieganiu ale nie realizuje tego. Trzeba myśli wdrożyć w czyn i potem już się biega samo. 99 procent ludzi, którzy zaczynają biegać, kontynuują swoją przygodę. Zdarzają się jednostki, którym to się nie podoba. Wiadomo, jak to w życiu. Każdemu mówię - spróbuj, a potem odpowiesz sobie na pytanie czy bieganie ci odpowiada.

No dobra. To jak już ubraliśmy buty, poszliśmy biegać. Po tygodniu dwóch pojawia się pierwszy kryzys, bo bolą mięśnie. Robią się zakwasy. Jak sobie z tym poradzić?
Proponuję przyjść do mnie na trening. Trzy razy w tygodniu je prowadzę, nikogo nogi nie będą bolały, nie będzie zakwasów. Zmierzam do tego, że ludzie są zbyt ambitni na początku swojej przygody z bieganiem i lubią sobie dokładać kilometrów. To bardzo kiepski pomysł. Pierwsze dwa, trzy miesiące to powinien być marszobieg, zabawa. W innym przypadku się zniechęcimy, dlatego dobrze jest pójść do trenera biegowego. Z czasem dzięki bieganiu będziemy mieć uregulowaną wagę, ciśnienie no i dzięki bieganiu odmładzamy się. Czujemy się dużo lepiej, jesteśmy sprawni, nie mamy problemów ze wstaniem z krzesła. To jest zupełnie inny wymiar życia, widzę osoby biegające. Są radosne, optymistycznie nastawione. To są bezcenne wartości, które dzięki aktywności fizycznej możemy wykorzystać.

I wiek metaboliczny naszego organizmu się obniża.
Zdecydowanie tak. Jam mam już naprawdę dużo lat, a czuję się na 25 i tak też się zachowuje, jest mi z tym dobrze.

Coś mi się zdaje, że u pana to wszystko się kręci wokół biegania. Nawet dzisiaj spotykamy się w trakcie przygotowań do II rudzkiego Półmaratonu Industrialnego.
Jestem szczęśliwym emerytem, poświęciłem się sportowi, bieganiu i całe moje życie w tej chwili wokół tego się obraca. Uważam, to za bardzo dobre rozwiązanie. Lubię być między ludźmi, lubię coś organizować, spełniam się też startując w różnych zawodach.

Czyli ma pan już kolejny plan, na nowe biegowe wyzwanie?
Oczywiście, że tak. Nie może być pustki. Mam jedno marzenie, które siedzi w mojej głowie od bardzo wielu lat. To bieg sześciodniowy i próba ustanowienie rekordu Polski. Jestem rekordzistą Polski w biegu 48 godzinnym, więc marzę tym, by ustanowić również rekord w biegu sześciodniowym non stop. To ciężkie wyzwanie ale po przeżyciach biegu do Santiago de Compostela stwierdziłem, że mój organizm jeszcze ma duże rezerwy i jestem coraz bliżej realizacji tego fantastycznego pomysłu, który być może w niedługim czasie będę mógł podjąć.

Pokonywanie siebie w trakcie biegania, pozwala przesuwać granice?
Każdy w trakcie pokonywania jakiegoś biegu, ma chwile słabości ale one trwają parę sekund i te myśli są szybko wyrzucane z głowy. Z natury jestem optymistą i zawsze zakładam optymistyczne zakończenie, bez względu na to co się po drodze dzieje. Nigdy nie zakładam, że coś nie wyjdzie. Wręcz przeciwnie zawsze zakładam, że wyjdzie. Zakładam, że czasami będzie bolało, bo boleć musi ale wiem, że po zrealizowaniu będzie wielka radość i wielka satysfakcja, nie będę miał pretensji do siebie. Zresztą nigdy nic mi nikt nie narzuca. Robię to na co mam ochotę i sam sobie wymyślam pewne projekty, sam sobie zadaję ciężki regulamin tych projektów, chce być wobec siebie fair i dlatego ściśle według swoich ustaleń realizuję. Później jak się uda, a z reguły się udaje mam satysfakcję i radość, że jeszcze na coś mnie stać, że jestem wstanie czegoś innego ekstremalnego dokonać.

W takim razie życzę, żeby nóżka zawsze podawała, jak najwięcej i jak najdłużej.
Dziękuję i mam nadzieję, że te życzenia się spełnią i będę jeszcze przez wiele lat mógł realizować swoje pomysły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24