Krzysztof Lijewski: To niezwykle niebezpieczny rywal

Paweł Kotwica
Maj 2015, mecz o trzecie miejsce w Final Four Ligi Mistrzów, Krzysztof Lijewski rzuca na bramkę THW Kiel
Maj 2015, mecz o trzecie miejsce w Final Four Ligi Mistrzów, Krzysztof Lijewski rzuca na bramkę THW Kiel Dawid Łukasik
W niedzielę, 24 września, o godzinie 18.30 piłkarze ręczni PGE VIVE Kielce grają pierwszy w tym sezonie w Hali Legionów mecz Ligi Mistrzów. Rywal nie byle jaki – niemieckie THW Kiel. – To, że nie przegraliśmy z Kielem czterech ostatnich meczów, nic nie znaczy. To niezwykle niebezpieczny rywal – mówi rozgrywający kieleckiego zespołu, Krzysztof Lijewski.

Paweł Kotwica: Wygrana Iskry Kielce z Kielem w 1998 roku, jedną bramką, była w Kielcach wspominana przez kilkanaście lat, mimo że w dwumeczu nic nie dała. Miałeś wtedy 15 lat i zaczynałeś grać w handball. Odnotowałeś w pamięci takie wydarzenie?

Krzysztof Lijewski: Pamiętam, że było coś takiego, ale bardziej byłem wtedy zajęty graniem w piłkę nożną z kolegami, piłkę ręczną traktowałem jeszcze zabawowo, więc przyjąłem to bez większych emocji. Natomiast na pewno dużo mówiło się o tym u mnie w domu, rodzice (ojciec Krzysztofa Lijewskiego jest trenerem piłki ręcznej, a mama byłą koszykarką) i ich znajomi, wywodzący się w większości ze środowiska sportowego, byli pod wielkim wrażeniem tego wydarzenia. Wiem też, że w Kielcach było to i jest nadal wspominane.

Grając w Bundeslidze w barwach HSV Hamburg i Rhein-Neckar Loewen, klubach o dość krótkich tradycjach w piłce ręcznej, wielokrotnie grałeś przeciwko temu zespołowi. Czy w twoich drużynach było wtedy takie poczucie, że to wyjątkowy mecz, mobilizowaliście się jakoś szczególnie?

Handball Echo Dnia

Na te mecze nie trzeba było się specjalnie mobilizować, marka THW Kiel sama to robiła. To tak, jakbyś w latach 90. był koszykarzem i grał przeciwko Chicago Bulls, albo teraz był piłkarzem nożnym i grał przeciwko Barcelonie. THW było wtedy drużyną, która co rok wstawiała do swojej gabloty minimum jedno, dwa trofea, miała znakomitych zawodników, którzy może nie byli nie do pokonania, ale zawsze drużyna z Kilonii była o dwa kroki przed wszystkimi.

THW Kiel wiedzie się ostatnio średnio. Ostatnie zwycięstwo w Lidze Mistrzów - 2012 rok, w ostatnim Final Four nawet nie grali, ostatni tytuł mistrza Niemiec - 2015, teraz słaby start w Bundeslidze, po pięciu kolejkach siódme miejsce. To koniec legendy czy po prostu chudsze lata?

THW Kiel zawsze będzie legendą piłki ręcznej, dlatego od tej drużyny zawsze wymaga się zwycięstw i pięknej gry. Każdy przegrany przez nich mecz to sensacja. A przecież czas biegnie dla wszystkich jednakowo i niektórzy zawodnicy mają już swoje lata. Kiel przebudowuje, odmładza zespół i ten proces musi potrwać, zawodnicy muszą spędzić ze sobą setki godzin na treningu, rozegrać wspólnie kilkadziesiąt spotkań. Nie uważam, żeby Kiel miał gorszych zawodników, niż kilka lat temu, brakuje im tylko doświadczenia i zgrania.

Macie patent na „Zebry”? Odkąd grasz w PGE VIVE, jeszcze z nimi nie przegraliście. W ostatnich czterech meczach trzy wygrane i remis. Dwa razy wygraliście w meczach o trzecie miejsce w Final Four.

Na pewno wygrane nad takim przeciwnikiem dobrze świadczą o nas jako zespole. Nie powiem, że ten rywal jakoś nam ostatnio szczególnie odpowiada. Po trosze to wynika również z tego, że, jak już powiedziałem, nazwa THW Kiel dodatkowo mobilizuje. Ale skoro mamy taką serię, to nie może nas to uśpić. Każdy mecz jest inny. Zawsze chcemy grać ładnie i wygrywać, ale nie zawsze tak będzie. W jakiej formie ten rywal nie byłby, zawsze będzie niesłychanie niebezpieczny i w niedzielę stoi przed nami bardzo trudne zadanie.

Po dość niespodziewanej przegranej w Brześciu z Mieszkowem 25:28 w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów, ciśnienie w waszym zespole na pewno wzrosło. Nie możecie sobie pozwalać na porażki u siebie, nawet z THW Kiel.

To prawda. Myśląc o wygraniu grupy Ligi Mistrzów, która jest niezwykle mocna, ale i wyrównana, musimy u siebie w domu wygrywać z każdym.

Jak lokujesz golkiperów THW, Andreasa Wolffa i Niklasa Landina, w klasyfikacji najlepszych bramkarzy świata?

To na pewno dwaj bramkarze z absolutnej światowej czołówki. Nie chcę obrazić któregoś z nich mówiąc, że jest lepszy od drugiego. Znakomicie się uzupełniają, jeśli któryś ma słabszy dzień, wchodzi drugi i nadal w bramce THW ma bardzo mocną zaporę. Jeden jest mistrzem olimpijskim, drugi brązowym medalistą igrzysk, to wystarczająca rekomendacja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Krzysztof Lijewski: To niezwykle niebezpieczny rywal - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24