Wiele sobie obiecywaliśmy po tym meczu. Lechia walczyła o trzecie ligowe zwycięstwo z rzędu, które przybliżyłoby graczy Tomasza Kaczmarka do zajęcia 4. miejsca, gwarantującego start w europejskich pucharach. Z kolei Warta, która wygrała cztery z ostatnich pięciu pojedynków, w tym dwa ostatnie z rzędu (po 1:0 z Cracovią i Stalą Mielec), mogłaby sobie zapewnić punkty gwarantujące utrzymanie. Szkoda, że wypadli dwaj podstawowi obrońcy Robert Ivanov oraz Dawid Szymonowicz. Ich brak był aż nadto widoczny w pierwszym kwadransie.
Czytaj też: Warta Poznań będzie miała nowego dyrektora sportowego
Lecz nieszczęście Warty rozpoczęło się od błędu sędziego Frankowskiego. W 3 minucie na połowie Lechii został sfaulowany Adam Zrelak. I choć ostro zaatakował go Michał Nalepa, arbiter nie tylko nie ukarał obrońcy gospodarzy żółtym kartonikiem, ale nawet nie przyznał poznaniakom rzutu wolnego.
Gdy Słowakowi udzielana była pomoc medyczna, lechiści szybko przerzucili piłkę na lewą stronę. Michał Kopczyński niepotrzebnie podał piłkę do tytułu, Bassekou Diabate wygrał przebitkę w polu karnym z Mateuszem Kupczakiem, piłka trafiła do Flavio Paixao, który mocnym strzałem pod poprzeczkę pokonał Michała Grobelnego. Po 335 minutach bez straty gola młody bramkarz Zielonych musiał wyciągać piłkę z siatki.
Trener Warty Dawid Szulczek głośno protestował przy linii, ale zanim zdążył ochłonąć, Frankowski znów się nie popisał. Zwykłą "przebitkę" w polu karnym między Kopczyńskim i Diabate potraktował jako faul na piłkarzu Lechii i po obejrzeniu sytuacji na ekranie monitora wskazał na "wapno".
Czego w tej sytuacji dopatrzył się arbiter, pozostanie jego tajemnicą. W każdym razie Paixao pewnie wykorzystał jedenastkę.
Był to 100. gol Portugalczyka w ekstraklasie i 1000. w historii występów Lechii Gdańsk w elicie naszej piłki. Flavio stał się tym samym najskuteczniejszym obcokrajowcem naszej ligi.
Chwilę później Lechia mogła prowadzić nawet 3:0. Po składnej akcji dośrodkowaniu Gajosa w doskonałej sytuacji znalazł się Diabate, ale strzelił w bramkarza Warty.
Od tego momentu Zieloni się przebudzili. Powiedzieć, że zasłużyli na kontaktową bramkę to... nic nie powiedzieć. Trzy okazje miał Zrelak, ale źle przyjmował piłkę w polu karnym. Słowak przegrał też pojedynek z Kuciakiem, kiedy próbował go przelobować.
Warta była też groźna przy stałych fragmentach gry. Kilka razy kotłowało się na przedpolu bramkarza gospodarzy, ale nikt z poznańskiej ekipy nie był w stanie skierować piłki do bramki.
Najlepszą okazję w pierwszej połowie zmarnował jednak Castaneda. Kuciak, naciskany przez Papeau popełnił błąd przy wybiciu piłki. Znalazła się ona pod nogami Kolumbijczyka, lecz Nalepa w ostatniej chwili wybił futbolówkę, która zmierzała już do bramki.
Do przerwy Warta 10 razy strzelała na bramkę Lechii, lecz bez wymiernego efektu.
Czytaj też: Warta Poznań przeprowadziła transfer mimo zamkniętego okna. Nowy obrońca jest do gry
Po zmianie stron tempo meczu spadło. Lechia starała się kontrolować wydarzenia na boisku i czekała na błąd gości, Warta atakowała z mniejszym animuszem i nie potrafiła sobie wykreować dobrych sytuacji. To gdańszczanie byli bliżsi strzelenia trzeciego gola niż poznaniacy kontaktowego.
Lechia ostatecznie zainkasowała trzy punkty, mając swojego bohatera w osobie Flavio Paixao. Antybohaterem okazał się sędzia, którego decyzje miały ogromny wpływ na przebieg tego spotkania. Warta z kolei musi liczyć, że ten "ostatni krok" w kierunku utrzymania uda się zrobić w czterech ostatnich spotkaniach pozostałych do końca sezonu.
Zobacz też: Znamy datę derbów! Mecz Warta Poznań - Lech Poznań w sobotę
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?