- Piast to dobra drużyna, która pracuje i walczy. Jej siłą jest zespołowość. Piłkarze będą maksymalnie zmotywowani, jak wszystkie zespoły, które mierzą się z nami. Musimy być niezwykle skoncentrowani, podchodzimy do tego meczu bardzo poważnie - zapowiadał przed sobotnim meczem z Piastem Gliwice trener Legii Ricardo Sa Pinto.
Drużyna Waldemara Fornalika, która przed spotkaniem traciła do legionistów tylko trzy punkty, przyjechała do Warszawy mocno osłabiona. Kontuzjowani są Mateusz Mak i Gerard Badia, a z powodu kartek byłemu selekcjonerowi wypadło aż czterech zawodników: Patryk Dziczek, Mikkel Kirkeskov, Michal Papadopulos i Joel Valencia. Na dodatek już po kilku minutach gry (mecz niedługo po rozpoczęciu został przerwany z powodu oprawy kibiców Legii, która zadymiła boisko) Fornalik musiał dokonać pierwszej zmiany. Urazu nabawił się doskonale znany przy Łazienkowskiej Tomasz Jodłowiec, a zastąpił go Patryk Sokołowski.
Bez "Jodły", który w tej rundzie był wyróżniającą się postacią w drużynie Piasta, goście szybko stracili bramkę. Ładnym prostopadłym podaniem popisał się Dominik Nagy, a wykorzystał je 19-letni Sandro Kulenović, na którego Sa Pinto stawia coraz odważniej. Portugalczyk posadził na ławce rezerwowych króla strzelców poprzedniego sezonu Carlitosa, a nawet w kadrze meczowej (po raz trzeci w ostatnich czterech spotkaniach) nie znalazł miejsce dla Jose Kante.
Do końca pierwszej części gry wynik nie uległ już zmianie. Legia przeważała, ale wynikało z tego niewiele. Poza zmarnowaną przez Kulenovicia okazją na podwojenie dorobku bramkowego oraz sytuacji, w której bramkarz Frantisek Plach "okiwał" Michała Kucharczyka poza własnym polem karnym, na murawie nie działo się zbyt wiele.
Po przerwie kibice przy Łazienkowskiej zobaczyli więcej kartek niż klarownych sytuacji bramkowych. Wolne podczas ostatniej kolejki ligowej w tym roku załatwili sobie Jakub Czerwiński z Piasta i Marco Vesović oraz Artur Jędrzejczyk z Legii - wszyscy dostali czwartą żółtą kartkę w bieżących rozgrywkach. Samo spotkanie też bardziej przypominało wyczekiwanie na końcowy gwizdek niż twarde starcie o trzy punkty. Toczyło się w leniwym tempie, nie brakowało fauli i stałych fragmentów gry, ale pod obiema bramkami działo się niewiele. Emocje skakały głównie, kiedy zawodnicy obu drużyn domagali się od sędziego rzutów karnych. W obu przypadkach bezskutecznie.
Kibice gospodarzy doczekali się jednak drugiej bramki. Poczynania Legii w ofensywie rozruszała nieco zmiana Kulenovicia na Carlitosa. W 84. minucie o piłkę powalczył Sebastian Szymański, ofiarnie dograł ją w pole karne, a tam czekał na nią właśnie hiszpański napastnik, który pewnym strzałem pokonał Placha.
Wojskowi w końcówce podkręcili tempo, poszukując trzeciej bramki. Niezłe sytuacje mieli Vesović i rezerwowy Cristian Pasquato. Reprezentant Czarnogóry trafił jednak w boczną siatkę, a strzał Włocha obronił golkiper gości. Wicelider musiał więc zadowolić się wynikiem 2:0.
Legia zakończyła rok kalendarzowy na własnym stadionie pewnym zwycięstwem. Powiększyła dzięki temu przewagę w tabeli nad trzecią w tabeli Jagiellonią do czterech punktów. Do liderującej Lechii mają dwa punkty straty, ale gdańszczanie w niedzielę zakończą kolejkę spotkaniem w Legnicy. W przyszłym tygodniu zawodnicy ekstraklasy wybiegną na boiska po raz ostatni przed przerwą zimową. Legioniści pożegnają się z kibicami wyjazdowym meczem z Zagłębiem Sosnowiec (czwartek, godz. 20.30).
Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
Sebastian Szymański: Jesteśmy na dobrej drodze do tego, by zająć pozycję lidera ekstraklasy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?