Łukasz Skolimowski to najlepszy strzelec w Polsce! "Mam ciąg na bramkę, ale cechuje mnie prostota"

Jakub Guder
Jakub Guder
Skolimowski dostał specjalne wyróżnienie na gali „Piłkarskie Orły” Polska Press w Warszawie
Skolimowski dostał specjalne wyróżnienie na gali „Piłkarskie Orły” Polska Press w Warszawie Sylwia DąBrowa
Rozmawiamy z Łukaszem Skolimowskim, napastnikiem Moto-Jelcza Oława, który w 2023 roku strzelił 49 goli i został najlepszym snajperem w Polsce.

Liczysz te gole?
Wydaje mi się, że każdy napastnik liczy. Zdziwiłbym się, gdyby był taki, który tego nie robił. To zawsze zostaje w głowie. Może w piłce ręcznej trudniej pamiętać swoje trafienia. W futbolu tych bramek aż tak dużo nie ma. Czy spodziewałem się nagrody na gali „Piłkarskich Orłów”? Wygrałem ten ranking za marzec 2023 roku. Znajomy podesłał mi informację, że jest takie zestawienie. To był koniec miesiąca, zajmowałem wtedy pierwsze miejsce. Łukasz Podolski mógł mnie jeszcze wyprzedzić i dlatego oglądałem mecz Górnika Zabrze. Nie wyprzedził mnie jednak i wówczas wygrałem na Dolnym Śląsku i w Polsce. Dowiedziałem się, jak działają te przeliczniki i od tego momentu obserwowałem „Piłkarskie Orły”. Miałem bardzo dobrą wiosnę - strzeliłem 33 gole. Wiedziałem, że przelicznik jest już dość mocny i to siedziało mi z tyłu głowy. Potem czasem zerkałem na sytuację, ale też znajomi śledzili to zestawienie i podsyłali mi, jak wygląda sytuacja. Jednak gdy zaczął strzelać Erik Expósito, to stwierdziłem, że jest już po ptakach i nie mam co tu robić (śmiech). Tydzień przed galą w Warszawie dostałem jednak informację, że jest też nagroda specjalna - dla strzelca największej liczby goli bez przelicznika. Ucieszyłem się.

Ile masz lat?
Zaraz 35.

Jak ta Twoja kariera przebiegała? Kiedy eksplodowała?
Będąc dzieciakiem, grałem w rodzinnym mieście w Czarnych Lwówek Śląski. Potem wyjechałem na studia i praktycznie nie kopałem piłki. Tylko przez dwa-trzy miesiące w roku, gdy wracałem na wakacje. Poza tym zostawiłem sport. Skupiłem się na studenckim życiu. Od czasu do czasu chłopaki dzwoniły po mnie i graliśmy na orlikach. W wieku 25 lat wróciłem na Dolny Śląsk i do piłki. Początkowo zacząłem trenować w Czarnych, potem przeprowadziłem się do Wrocławia. W Lwówku grałem czasem tylko raz w rundzie, innym razem kilkanaście. Tak jak mogłem sobie na to pozwolić i pogodzić wszystko z pracą. W wieku 31 lat koledzy zwerbowali mnie do Sokoła Smolec, który grał w klasie A. Tam zostałem napastnikiem. Wcześniej byłem środkowym pomocnikiem. Wtedy dopiero zacząłem regularnie trenować. No i ruszyło. Zaangażowałem się w treningi z trenerem personalnym Remigiuszem Gosikiem. Fantastyczny człowiek. Zadbałem o siebie i okazało się, że to robi na boisku różnicę. Strzelałem dużo goli. Z klasy A trafiłem do okręgówki. W Polonii Środa Śląska zrobiliśmy awans do IV ligi, a potem był mój debiutancki sezon na tym poziomie, w którym strzeliłem 53 bramki. Za piłkę na poważnie wziąłem się więc dopiero po trzydziestce.

Nie żałujesz dziś, że tak późno?
Nie. Zawsze koledzy się śmiali, że mam ciąg na bramkę. Męczyła mnie gra środkowego pomocnika, który ma kreować i wymienić setki podań. Nie bawiłem się w sentymenty. Przyjmowałem i szukałem od razu, gdzie jest bramka. Kiedy grasz system 4-4-2 w środku pola i często się tam kiwasz, to jak wyjdzie, jest OK, ale gdy się pomylisz, stracisz piłkę, to pojawia się duża szansa na gola dla rywali. Nigdy nie myślałem o piłkarskiej karierze. Nie byłem nawet w kadrach województwa. Myślałem o studiach. Szukałem przestrzeni, w której mogę dać z siebie 100 procent i piłka nożna okazała się idealna. Na mojej pozycji bramki pokazują, czy robisz dobrą robotę, czy nie. Stwierdziłem, że idę na całego, chociaż nie wiem, do czego mnie to doprowadzi. Okazało się, że mogę mieć po 30-stce jakieś sukcesy.

Na meczach rywale ostrzej Cię traktują? Masz jakiegoś plastra? Słyszysz: „kryj Skolimowskiego?”
„Kryj Skolima!”. Tak, słyszę. To jest bardzo miłe. Mega uczucie. Jedziesz do jakiegoś miasta i nikt nie mówi: „kryj numer 23”, tylko: „Kryj Skolima!”. Sędzia też nie mówi do mnie po numerze. Znają mnie. Wyrobiłem sobie jakąś markę. A czy mnie częściej rysują? Czasem próbują. Nie miałem jednak sytuacji, w której ktoś świadomie chciałby mi zrobić krzywdę. Czasem oczywiście jest tak, że obrońcy zagrają ostrzej. Wiadomo - piłka przejdzie, ale rywal nie może. Wszystko dzieje się na dużej szybkości. Wtedy delikatny kontakt może spowodować uraz. Bardzo często rywale podchodzą do mnie z uśmiechem i zbijają piątki po meczu.

To jak wyglądają Twoje treningi w IV lidze?
Teraz czekam na okres przygotowawczy z drużyną. Trenują indywidualnie dwa razy w tygodniu. Kiedyś zdarzało się, że miałem zajęcia z trenerem personalnym trzy, cztery lub nawet pięć razy w tygodniu. Za własne pieniądze. Do tego interwały. Odkryłem niedawno padla i to też dobry sposób, żeby się poruszać. Dbałem też o kalorie, potem o ilość białka i węglowodanów, miałem rozpisaną dietę. Czasem korzystam z cateringu. Oszczędza się na tym czas. Na wielu płaszczyznach daję z siebie dużo, ale można zawsze dać odrobinę więcej. Pytanie, czy będzie na to czas i chęci. Na razie chęci mam. Zwłaszcza, jak się odbiera taką nagrodę.

Jak trafiłeś do Moto-Jelcza Oława?
Po poprzednim sezonie odszedłem z Polonii Środa Śląska. Zastanawiałem się, czy nadal chcę się w to bawić. Piłka mi ostatnio dużo daje, ale też dużo zabiera. Przede wszystkim czas. W połowie lipca zadzwonił do mnie trener Zbigniew Smółka. Powiedział, że brakuje mu napastnika. Ekipa jest bardzo mocna - z Jankiem Gancarczykiem. Perspektywa gry wśród takich zawodników spowodowała, że postanowiłem spróbować. Jestem bardzo z tego zadowolony.

Rodzina Gancarczyków w Oławie to chyba instytucja.
W sumie w drużynie jest pięciu braci: Janusz, Mateusz, Waldek, Krzysiek i Artur. Było tak, że w jednym meczu grało czterech. Gdybyś zobaczył w szatni jak wyglądają, ile mają tkanki tłuszczowej, to widać po nich pełen profesjonalizm, chociaż Janusz zbliża się do 40-stki. Na to się patrzy super. To mnie mobilizuje. Bracia Gancarczykowie robią wiele dla Oławy.

Czym zajmujesz się zawodowo?
Jestem doradcą biznesowym w jednej z sieci telekomunikacyjnych. Mam możliwość, żeby łączyć pracę z treningami. Korzystam z tego.

Oglądasz dużo piłki w domu?
Jestem fanem Premier League. Gram w Fantasy Premier League. Śledzę tę ligę przez wiele lat. Jak byłem dzieckiem, bardzo lubiłem Stevena Gerrarda. Potem zacząłem sympatyzować z Liverpoolem. Na studiach cały weekend potrafiło mi zająć oglądanie angielskiej ligi. Ligę Mistrzów śledzę sporadycznie, ekstraklasę od czasu do czasu.

A gdzie jest Twoja tajemnica zdobywania tylu bramek?
Długo byłem pomocnikiem, więc mam przywary, które przeszkadzają mi w byciu typową dziewiątką. Lepiej czuje się grając przodem do bramki. Potrafię przebiec z piłką 15-20 metrów, kiwnąć i na tej dynamice znaleźć sobie miejsce. Trener Polonii Jarosław Pedryc zawsze powtarzał, że mnie cechuje prostota. Nie szukam kwadratowych jaj. Rzeczywiście to w sobie zobaczyłem. Nie ma u mnie przewrotek, przekładania nóg nad piłką. Wciąż się uczę, trener Smółka trochę widzi to inaczej i częściej gram tyłem do bramki.

Myślisz, że poradziłbyś sobie w wyższej lidze? Mało jest takich fajnych, romantycznych historii w piłce.
Nie wydaje mi się, żeby III liga była czymś strasznym. Problemem jest zmiana klubu i odnalezienie się w szatni, w nowej roli. Każdy trener widzi trochę inaczej rolę napastnika. W Oławie walczymy o awans, więc może za rok będę już wiedział, jak to jest w III lidze...? Tam już trzeba też więcej czasu, bo są dojazdy, a ja będę miał 35 lat. Pewnie będę częściej kalkulował. Muszę się nad tym głęboko zastanowić.

Kogo podglądasz najczęściej w wyższych ligach?
W Polsce wiadomo - Erik Expósito (śmiech). Kilka tygodni temu dostałem nagrodę za króla strzelców w IV lidze i wręczał mi ją Erik. Pogadaliśmy chwilę, fajny chłopak. Świetnie przygotowany. Skupia się na drużynie. Byłem na meczu Śląska z Rakowem i widziałem, jak gra. Silny, przebojowy zawodnik. Chętnie na niego zerkam. Bardzo mnie cieszy, że prezes Śląska deklaruje, iż Expósito będzie u nas do końca sezonu.

A w Premier League?
Ostatnio John McGinn. Rewelacyjny zawodnik. Coraz częściej patrzę na pomocników i odnajduję w nich to, czego ja nie miałem, grając na środku. McGinn wygląda świetnie. Bardzo lubię też Andrew Robertsona. On mnie mobilizuje, bo ciężko pracuje, ale nie ma jakiejś wybitnej techniki, Kiedyś José Mourinho powiedział, że jest sam zmęczony, kiedy widzi, ile Robertson biega po boisku. Chciałbym dawać z siebie tak dużo na boisku i żeby ludzie to z boku widzieli.

A co sądzisz o obecnej formie Roberta Lewandowskiego? To chwilowy kryzys?
Przez wiele lat był w świetnej formie. Być może trochę się niektórzy zmęczyli i szukają dziury w całym. Moim zdaniem najważniejsza jest dobra reakcja po jednej, drugiej, trzeciej niewykorzystanej sytuacji. To, że czasem nie strzelasz, jest czymś normalnym. Każdy napastnik przez to przechodzi. Nie ma strzelania goli bez marnowania okazji. Jestem pewien, że „Lewy” nadal będzie strzelał. On sobie z tym wszystkim poradzi.

Andrzej Padewski: o Kuleszy, alkoholu na zgrupowaniach i konieczności zmian w PZPN-ie

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Łukasz Skolimowski to najlepszy strzelec w Polsce! "Mam ciąg na bramkę, ale cechuje mnie prostota" - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24