Maciej Gębala: Musimy walczyć razem [ROZMOWA]

Rafał Rusiecki
Piotrhukalo
Dziś w Danii startuje Bygma Golden League. Na początek, o godz. 18.15 w Broendby Hallen, biało-czerwoni zmierzą się z Francją (tegoroczni mistrzowie świata, srebrni medaliści olimpijscy z Rio). W sobotę w Ceres Arenie w Aarhus Polacy zagrają o 16.10 z Danią (mistrzowie olimpijscy). Turniej zakończą w Herning, w niedzielę o godz. 18 meczem z Norwegią (wicemistrzowie świata). Tuż przed startem turnieju rozmawiamy z Maciejem Gębalą, zawodnikiem reprezentacji Polski.

Jesteś wychowankiem Spójni Gdynia. Śledzisz, jak sobie radzi w PGNiG Superlidze?
Tak, chcąc nie chcąc gramy w tej samej lidze. Spójnia w końcu awansowała do ekstraklasy, także muszę być na bieżąco. Na razie chłopakom nie idzie jakoś najlepiej (jedno zwycięstwo w siedmiu meczach - przyp. aut.). W Spójni nie ma już prawie zawodników, z którymi grałem. Jest tylko „Zimek” (bramkarz Mateusz Zimakowski - przyp.). I to chyba tyle.

Beniaminkowie w ekstraklasie mają chyba mocno pod górkę, prawda?
No tak. Wybrzeże Gdańsk awansowało i spadło (w sezonie 2014/2015 - przyp.), a potem znowu awansowało (dzięki dzikiej karcie - przyp.). Każdy potrzebuje trochę czasu na aklimatyzację. To jest zupełnie inny poziom, niż w I lidze. W ekstralidze góra tabeli nie jest wyrównana, ale jej dół już tak i każdy tam walczy o utrzymanie. Nikt nie wie, kto zostanie, a kto spadnie. W tym roku Stal Mielec gra super, a w zeszłym grał bardzo źle. Elbląg miał kilka fajnych meczów. Zagłębie Lubin zebrało więcej punktów, niż przez cały wcześniejszy sezon. Dla Gdyni to będzie trudny sezon, ale w tym i następnym sezonie żadna drużyna nie spada, więc mają czas, aby młodzi chłopacy się ograli.

Polska liga jest specyficzna. Od lat panuje hegemonia klubów z Kielc i Płocka. To dobrze czy źle?
Na pewno jesteśmy wyróżniającymi się drużynami, bo reprezentujemy Polskę w Lidze Mistrzów. W tym roku jeszcze Gwardia Opole i Azoty Puławy grają w Pucharze EHF (drugi co do rangi - przyp.). To jednak my jesteśmy twarzą Polski na arenie międzynarodowej. Z jednej strony to dobrze, że mamy dwa tak mocne zespoły. Z drugiej jednak walka o medale nie jest zbyt emocjonująca. Różnice do reszty stawki są duże. W Bundeslidze są trzy topowe zespoły, ale one w każdym meczu mogą przegrać na przykład z takim z 12. miejsca. W Polsce w praktyce takie mecze kończą się różnicą 10 bramek.

Ty z bratem Tomkiem trafiłeś na szerokie wody, do niemieckiej Bundesligi, z I-ligowej wówczas Spójni. Jak to się stało?
Tomek był wtedy w I-ligowym SMS-ie Gdańsk. Ja byłem w Spójni, rozgrywałem dobry sezon, też dopiero po Szkole Mistrzostwa Sportowego. Graliśmy w młodzieżowej reprezentacji Polski. A że często, z racji geograficznej, gramy towarzysko z Niemcami, to może wtedy coś już w nas zauważyli. Zadzwonił menedżer z pytaniem, czy nie chcielibyśmy pojechać na trzydniowe testy. Odpowiedzieliśmy: czemu nie. Pojechaliśmy i najwyraźniej było dobrze, skoro chcieli z nami podpisać kontrakt. Wróciliśmy jeszcze do Polski, aby dokończyć sezon i wyjechaliśmy.

Jak z perspektywy czasu oceniasz grę w SC Magdeburg?
Super! Naprawdę, nie graliśmy za dużo w pierwszym zespole, jednak sama metodyka treningu wiele nam dała. Częściej graliśmy w rezerwach w III lidze i to wbrew pozorom mocna liga. Mogliśmy tam grać po pełne 60 minut, a dodatkowo trenować z bundesligowymi zawodnikami. Kładziono tam bardzo duży nacisk na wyszkolenie indywidualne, trening fizyczny. Po tych trzech latach w Niemczech, jak już przyjechaliśmy do Polski, to zauważyliśmy jak mocno fizycznie poszliśmy do przodu. Ci chłopacy, którzy byli „tak silni jak my”, teraz byli dużo słabsi. Trening motoryczny w Niemczech jest na dużo wyższym poziomie i to w pewnym momencie robi różnicę.

Zawsze jest tak, że w duecie, z bratem Tomaszem, zmieniacie klubowe otoczenie?
Tak było do tej pory, ale to nie jest zasada. Tak wyszło, że dostawaliśmy propozycje „w pakiecie”. Swojej kariery sportowej nie planujemy wyłącznie razem. Jeżeli możemy być razem, to super, ale nie jest to najważniejsze.

Wasz starszy brat Stanisław poszedł innym szlakiem klubowym. Dlaczego?

Stachu duży nacisk położył na studia. Dla niego priorytetem były studia inżynierskie na Politechnice Gdańskiej. Bardzo trudno jest studiować na PG i do tego profesjonalnie uprawiać piłkę ręczną. Na studiach grał w Spójni, a potem przeniósł się do Gorzowa. Dopiero po studiach powiedział, że chce iść mocniej w piłkę ręczną. Teraz jest więc w ekstraklasie w Zagłębiu Lubin.

"Lijewscy, Szmal i Bielecki zaczynali tak jak my", mówi Gębala na NASTĘPNEJ STRONIE >>>

W rodzinnym domu było was czworo. Dlaczego aż trzech wybrało piłkę ręczną, a nie na przykład popularniejszą w Gdyni piłkę nożną?
Jesteśmy duzi (Maciej ma 2 m wzrostu, Tomasz 212 cm, a Stanisław 195 cm - przyp.) i ta koordynacja ruchowa w młodym wieku nie jest na takim samym poziomie, jak u mniejszych chłopaków. To mama (Mirosława - przyp.) zakochała się w piłce ręcznej. Generalnie sama była lekkoatletką i pchała kulą. Tata (Stefan - przyp.) grał w siatkówkę, ale na poziomie akademickim, we Wrocławiu. Cała rodzina była więc sportowa. Dodatkowo mieliśmy dużo energii, więc na początku byliśmy wszędzie. Chodziliśmy na basen, jeździliśmy na rowerach, trochę koszykówki, trochę z tatą siatkówki, trochę piłki ręcznej. Rodzice chcieli spożytkować nasze nieograniczone pokłady energii. A że w szkole była piłka ręczna i utworzyła się klasa sportowa, więc tam poszliśmy. Tak chyba jest najczęściej, że jeżeli w szkole jest jakaś dyscyplina i ona się spodoba, to się przy niej zostaje. U nas tak to było. I fajnie że tak wyszło, mimo że w Gdyni nie ma tradycji piłki ręcznej. Wszędzie jest Arka, piłka nożna.

Nie żałujecie wyboru dyscypliny?
Na pewno nie (śmiech). To super sport. Bardzo dynamiczny, bardzo siłowy, niekoniecznie agresywny. Często padają bramki. W piłce ręcznej się zakochałem. Może nie od razu, ale po pewnym czasie. Chciałem więc być profesjonalistą. A że mama i tata zrobili nas takich dużych (śmiech), to mieliśmy możliwości.

A kiedy był ten przeskok, że piłka ręczna się spodobała?
Początkowo trenowałem, bo trenowałem. Tak robili moi bracia, znajomi, koledzy z klasy. Podstawówkę i gimnazjum mieliśmy w jednym budynku. Potem poszedłem do technikum chłodniczego, w którym było dużo nauki. Zajęcia trwały bardzo długo i trenowałem tylko dwa razy w tygodniu. Powiedziałem mamie, że już nie chcę grać. Nie odpowiadało mi też towarzystwo z tamtej szkoły. Powiedziałem, że sama siłownia mi wystarczy. Mama wtedy powiedziała, że nie ma szans i wręcz mi zabroniła coś zmieniać. Trzy miesiące później dostałem pierwsze powołanie do szerokiej kadry juniorskiej. To było za trenerów Wojciecha Nowińskiego i Leszka Biernackiego. Początkowo było nas 40. Wtedy postanowiłem sobie, że skoro jadę na kadrę, to muszę. Na pierwszym zgrupowaniu wypadłem źle w bieganiu, ale dostałem drugą szansę. Zmotywował mnie trener Tomasz Popowicz, który kazał mi biegać nawet po treningu. Miałem tylko miesiąc, między jednym a drugim zgrupowaniem. To była zima, było -20 stopni. Na szaliku miałem lód, ale biegałem codziennie. Efekty jednak były, więc zacząłem czerpać przyjemność z gry. Zmieniłem szkołę i trenowałem już 10 razy w tygodniu. Nie miałem kiedy myśleć o rezygnowaniu z ręcznej.

Teraz jesteś już reprezentantem Polski. Pojawiają się głosy, że po zmianie pokoleniowej, kiedy odeszli szczypiorniści z nazwiskami, koniec jest gry na bardzo wysokim poziomie. Co Ty na to?
Dużo ludzi tak myśli, ale naszym zadaniem jest odciągnąć ich od takiego stawiania sprawy i pokazać, że mamy fajną młodzież. Jest przecież Kamil Syprzak z Barcelony. Piotrek Chrapkowski gra w Bundeslidze (w Magdeburgu - przyp.). Piotrek Wyszomirski też (TBV Lemgo - przyp.). Patryk Walczak i Rafał Przybylski grają w lidze francuskiej.

Umówmy się, trochę trudno nazywać ich młodzieżą...
No dobra. Jest nas pięciu z Wisły Płock, gdzie gramy w Lidze Mistrzów. Liczę tutaj też Adama Morawskiego, który teraz akurat jest w kadrze B. Paweł Paczkowski gra również w Lidze Mistrzów. Mamy wielu chłopaków na naprawdę fajnym poziomie i teraz musimy pokazać ludziom, że warto w nas wierzyć. Bo my w siebie wierzymy. Wbrew pozorom nie będzie tak źle.

Dziś zaczynacie silnie obsadzony turniej w Danii. Jedziecie po naukę?
Tak, ewidentnie. Śmiejemy się, że są tam same drużyny z osiągnięciami: mistrz olimpijski, czyli Dania; mistrz świata, czyli Francja; wicemistrz świata, czyli Norwegia i zdobywca Pucharu Prezydenta (śmiech), czyli Polska. Na papierze jesteśmy daleko za tą trójką. Nikt nie spodziewa się po nas wygranej, ale my od siebie musimy wymagać. Najważniejsze, żebyśmy nauczyli się walczyć razem i pokazywać charakter. To jest najważniejsze w takich zespołach, żeby gryźć parkiet i dawać z siebie wszystko.

Kibice w Trójmieście czekają też na grudzień, kiedy zagracie w Ergo Arenie turniej z Bahrajnem, Japonią i Białorusią.
Z Japonią graliśmy jak równy z równym na mistrzostwach świata. Białoruś idzie bardzo mocno do przodu. To super zespół z super trenerem. Przegraliśmy i zremisowaliśmy z nimi w nieudanych eliminacjach do mistrzostw Europy. O Bahrajnie na razie nic nie mogę powiedzieć. Będziemy grać u siebie i mamy zamiar wygrać ten turniej. Priorytetem będzie jednak nadal nauka wspólnej gry.

Rozumiem, że kumulacja tego zgrania ma być na styczniowy turniej preeliminacji do mistrzostw świata w Portugalii? Cypr czy Kosowo to chyba nie jest dla was przeszkoda?
Portugalia jest na podobnym poziomie do nas. W meczach z Cyprem i Kosowem nie możemy myśleć o jakiejkolwiek stracie punktów. Decydujący mecz będzie z gospodarzami. Nie chciałbym, aby ktokolwiek ich zlekceważył. Oni też mają klasowych zawodników. Gilberto Duarte gra ze mną w Wiśle, a Tiago Rocha grał, teraz jest w Sportingu, w zespole z Ligi Mistrzów. Plan jest taki, aby przejść te preeliminacje i byśmy walczyli dalej o Danię i Niemcy w 2019 roku.

A potem już tylko w górę...
Tak (śmiech). Bodajże 15 lat temu, kiedy polska piłka ręczna wchodziła w złotą erę, kadra z Karolem Bieleckim, braćmi Lijewskimi, Mariuszem Jurkiewiczem, Sławkiem Szmalem, też zaczynała od preeliminacji.

Tottenham przegrał wygrany mecz w Pucharze Ligi Angielskiej. Pochettino: Umożliwiliśmy West Hamowi powrót do gry

Press Association/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Maciej Gębala: Musimy walczyć razem [ROZMOWA] - Dziennik Bałtycki

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24