Mateusz Dróżdż: Nie przyszedłem do Cracovii, żebyśmy dryfowali nad strefą spadkową (ROZMOWA)

Dawid Foltyniewicz
Mateusz Dróżdż od 22 stycznia jest prezesem Cracovii. Wcześniej pełnił tę funkcję w Zagłębiu Lubin i Widzewie Łódź. – Chciałbym, żeby Cracovię uważano za profesjonalny klub, który potrafi łączyć walkę o najwyższe cele sportowe z wprowadzeniem do pierwszej drużyny uzdolnionej młodzieży. Akurat środki finansowe i infrastruktura już teraz wyróżniają nas na tle całej Polski – mówi w rozmowie z nami sternik „Pasów”.

Wiedza zdobyta dzięki pracy w Zagłębiu Lubin i Widzewie Łódź przydała się panu w Cracovii?
Zarządzania klubem uczyłem się w Zagłębiu, potem byłem innym prezesem w Widzewie, teraz też w jakiś sposób jestem innym w Cracovii. Mój obecny klub ma chyba największe szczęście z tych trzech, bo wszedłem do niego z dużym doświadczeniem. Po drodze był jeszcze Górnik Polkowice, w którym byłem przewodniczącym rady nadzorczej. W tym klubie widziałem, jak może wyglądać wzorcowa współpraca z miastem. Chyba nie powiem żadnej nowości – ważne, aby w każdym miejscu pracy uczyć się czegoś nowego i zdobywać wiedzę, która może potem zaprocentować. Pracuję aktualnie w klubie z miasta derbowego i dobrze wiem, jakie wiążą się z tym wyzwania, bo wcześniej byłem prezesem Widzewa, które ma lokalnego rywala w postaci ŁKS-u. W Zagłębiu miałem natomiast olbrzymiego właściciela – KGHM Polska Miedź – i spotkałem się z procedurami, których na marginesie była chyba aż trochę za dużo. W Cracovii też jest duży akcjonariusz większościowy – Comarch – który również ma określone funkcje korporacyjne. Dzięki pracy w Lubinie dziś łatwiej mi je przyswoić.

A jak to było z tymi procedurami w Zagłębiu?
Po wejściu w życie ustawy o zarządzaniu mieniem państwowym tych procedur było zdecydowanie za dużo. Podejmowaliśmy np. uchwałę o zbyciu środków trwałych, czyli kart piłkarzy. To sprawy warte miliony euro, dlatego musieliśmy długo czekać na akcept rady nadzorczej samego KGHM-u. Pewne kwestie po prostu nie pozwalały na szybkie funkcjonowanie klubu. Chciałbym jednak zaznaczyć, że bardzo dobrze wspominam czas spędzony w Lubinie. Mieliśmy ciekawą drużynę, klub był naprawdę ułożony i szkoda, że wtedy dość mocno obcięto finansowanie klubu. Byłem prezesem Zagłębia, który w ciągu ostatnich dziesięciu lat dysponował najmniejszym budżetem. Nie ukrywam, że Zagłębie mnie wychowało i pozwoliło na to, że mogłem być prezesem w innych klubach Ekstraklasy. Prawda jest taka, że Widzew, jeżeli chodzi o kwestie formalne i administracyjne, funkcjonował, i wydaje mi się, że dalej funkcjonuje, na wzór Zagłębia.

W jednym z ostatnich wywiadów powiedział pan, że nie przyjął oferty Śląska Wrocław z powodu swoich związków z Zagłębiem. Sentyment do „Miedziowych” pozostał?
Kiedy Filip Jagiełło odchodził z Zagłębia do Genoi, mówił, że ten klub dał mu wszystko i go wychował. Mogę podpisać się pod tymi słowami. Kiedy tylko mogę, oglądam mecze Zagłębia, a od pewnego czasu również Widzewa. Nigdy nie ukrywałem, że w młodości chodziłem na Zagłębie i można było mnie zobaczyć w koszulce „Miedziowych”. Uważam, że dziś potrafię poradzić sobie z trudnymi momentami w piłce m.in. dzięki temu, że w młodości byłem kibicem. Również sam Lubin dał mi bardzo wiele – tutaj się wychowałem, uczyłem. Sporo zawdzięczam na przykład mojej polonistce z I Liceum Ogólnokształcącego w Lubinie, pani profesor Wioletcie Maćkale czy dyrektorowi Józefowi Marciniszynowi, którzy mieli duży wpływ na mój rozwój.

Często wraca pan w rodzinne strony?
Gdy za czasów pracy w Widzewie byłem zmęczony, wracałem odpocząć do Lubina, gdzie miałem mieszkanie. Mówiłem wtedy żonie, że potrzebuję dwóch dni spokoju od wielkomiejskiego zgiełku w Łodzi i chciałem odpocząć od statusu osoby publicznej.

Po objęciu funkcji prezesa Cracovii zapowiadał pan, że szybko weźmie się do pracy. Jest pan usatysfakcjonowany z tego, co udało się zrobić w niespełna dwa miesiące?
Tak, ale skupiam się na tym, co wciąż jest do zrobienia. A wciąż jest sporo. Przyznaję, że nie spodziewałem się, że w niektórych kwestiach aż tyle. Obecnie moim kluczowym zadaniem jest określenie pewnych schematów, które potem będzie trzeba rozwijać. W większości obszarów funkcjonowania klubu udało się już to zrealizować.

Z czym kibic piłkarski w Polsce powinien kojarzyć Cracovię za pańskich rządów?
Chciałbym, żeby uważano nas za profesjonalny klub, który potrafi łączyć walkę o najwyższe cele sportowe z wprowadzeniem do pierwszej drużyny uzdolnionej młodzieży. Akurat środki finansowe i infrastruktura już teraz wyróżniają nas na tle całej Polski. Cracovia Training Center w Rącznej posiada trzy rzeczy, których nie ma w akademii Zagłębia Lubin: pierwsza to odnowa biologiczna, druga – podgrzewane boisko, a trzecia – boisko pod balonem.

Jakie ma pan pomysły na rozwinięcie struktur skautingu?
Jest już przyjęty podział na poszczególne działy w pionie sportowym akademii. Powstanie dział skautingu przy pierwszej drużynie oraz zespołach akademii. W przypadku młodzieży najważniejsze będzie dla nas województwo podkarpackie i małopolskie.

To drugi sezon, w którym Cracovia jest jedynym krakowskim klubem w PKO Bank Polski Ekstraklasie. Czy uważa pan, że jeśli Wisła na dłużej zakotwiczy w Fortuna 1 Lidze, to Cracovia pod względem kibicowskim będzie bezapelacyjnym numerem jeden w mieście?
To na pewno nie wydarzy się w ciągu pięciu lat. Mówię o całym regionie, bo Wisła ma bardzo mocną bazę kibicowską w Małopolsce. W kontekście fanów mieszkających na co dzień w Krakowie uważam, że te siły są bardziej wyrównane. Warto, aby w komunikacji Cracovii zawierano, że jesteśmy obecnie jedynym klubem w Ekstraklasie, ale nie powinniśmy koncentrować się wyłącznie na tej kwestii. Kraków to miasto derbowe i uważam, że warto w przemyślany sposób wbijać szpileczki lokalnemu rywalowi, ale jak już podkreślałem – nie może być to myśl przewodnia marketingowego przekazu naszego klubu.

Jakie wnioski płyną ze spotkań z kibicami pod hasłem „Kawa z Prezesem”?
Kibice często zwracali uwagę na problemy w zakresie komunikacji po stronie klubu. Wydaje mi się, że to udało się już poprawić. Duża część tych spotkań jest zdominowana przez problemy sekcji hokeja. To kwestia, która wymaga poważnej analizy i ustalenia, jak ten sport pod szyldem Cracovii ma dalej funkcjonować.

Kilka dni temu na portalu X napisał pan, że dopiero poznaje hokej i pracuje nad tym, aby uporządkować Cracovię w tym niełatwym środowisku.
W kwestii zarządczej, jeśli chodzi o klub sportowy, o hokeju coś oczywiście wiem. Natomiast zaskoczyło mnie, że zawodnicy w 98 proc. mają kontrakty tylko na dany sezon. Moim zdaniem hokej w Polsce ma olbrzymi problem. Polska Hokej Liga potrzebowałaby wielu lat, żeby osiągnąć choćby zbliżony poziom organizacji jak np. piłkarska 1 Liga. Dopiero poznaję to środowisko, ale mam swoje zdanie na pewne aspekty. Generalnie uważam, że jest to bardziej problem hokeja w Polsce niż samej Cracovii.

Spotkał się pan już z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim?
Tak, choć było to raczej spotkanie kurtuazyjne, podczas którego mieliśmy okazję się poznać. Okazało się, że prezydent Majchrowski był rektorem na Uczelni Łazarskiego, w której wykładam od 12 lat, więc nasza rozmowa została zdominowana przez tematy naukowe.

Czy trudno jest pozyskać sponsora dla klubu Ekstraklasy? Walą drzwiami i oknami czy raczej trzeba się sporo napocić, aby jakiegoś pozyskać?
To zależy od klubu. W Lubinie o sponsora było bardzo trudno, bo sponsorzy, którzy chcieli wspierać Zagłębie, oczekiwali, że będą mieć większość w klubie. Ale żeby przebić KGHM, przedsiębiorstwo de facto musiałoby stać się właścicielem. Z kolei w Widzewie prowadzenie negocjacji było łatwiejsze, ponieważ ten klub ma dużą liczbę mniejszych sponsorów. Właściciel Widzewa daje o wiele mniejsze pieniądze w porównaniu do KGHM. W Cracovii, gdzie jest duży akcjonariusz większościowy – Comarch – rozmowy z potencjalnymi sponsorami są trudniejsze, ale taka jest już struktura klubu, która warunkuje pewne działania biznesowe.

Cracovia w tym sezonie walczy o utrzymanie. Czy w klubie da się wyczuć nerwową atmosferę? Trener Jacek Zieliński po remisie 1:1 z Koroną Kielce wypalił na konferencji prasowej, że jest po prostu w*******y.
Ja też byłem zły. Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu świetna. Mieliśmy mecz pod kontrolą. Potem Korona przez pewien czas na zdominowała i zdobyła bramkę. Musimy wyrobić w Cracovii gen zwycięstwa i nie zadowalać się wynikiem 1:0. Jakość naszych piłkarzy jest w wielu aspektach na czołówkę ligi. Nie przychodzę do Cracovii, żebyśmy dryfowali nad strefą spadkową. Powiedziałem piłkarzom i pracownikom, że muszą wyjść ze strefy komfortu i walczyć o najwyższe cele.

Z wykształcenia jest pan prawnikiem, a niedawno pochwalił się pan w mediach społecznościowych wydaniem swojej monografii dotyczącej organizacji imprez masowych. Łatwo było pogodzić rządzenie klubami Ekstraklasy z pracą nad tą publikacją?
Kosztowało mnie to sześć lat. Codziennie, gdy wracałem do domu i ułożyłem dzieci spać, pisałem ją od 21:00 do późnych godzin nocnych. Nie była to łatwe, bo oprócz wiedzy teoretycznej zebrałem też sporą wiedzę praktyczną i chciałem zawrzeć w tej publikacji jak najwięcej przykładów z Zagłębia, Widzewa czy nawet Górnika Polkowice. To wszystko się udało w dużej mierze dzięki pomocy mojej kochanej Żony.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mateusz Dróżdż: Nie przyszedłem do Cracovii, żebyśmy dryfowali nad strefą spadkową (ROZMOWA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24