Pięć lat Mioduskiego w Legii. Internauci wypominają mu porażki

- Pierwszy dzień pracy w nowej roli powoli się kończy. Co za robota. Nawet nie było czasu wejść na Twittera. Po prostu Legia Warszawa! - napisał dokładnie pięć lat temu Dariusz Mioduski. W momencie, gdy prezes warszawskiego klubu pisał te słowa, stawał się jedynym właścicielem klubu, przejmując resztę akcji od swoich wspólników.

Mimo czterech mistrzostwo Polski na ostatnie pięć lat użytkownicy Twittera woleli wypomnieć Mioduskiemu serię porażek, która spotkała go w ciągu ostatnich pięciu lat. Siła Legii na krajowym podwórku nie znaczy bowiem nic, jeśli nie idzie za tym rozwój klubu. A oglądając nawet ostatnie dwa lata - nie można mówić o rozwoju, tylko o sporym regresie.

Pięć lat samodzielności za sterami Legii kojarzy nam się przede wszystkim z roztrwonienia upragnionej Ligi Mistrzów. Po sezonie 2016/17 Legia miała wszystko, aby - cytując legendarny tweet Krzysztofa Stanowskiego - odjechać reszcie ligi w szybkim tempie. Mimo rozstawienia w eliminacjach, lepszej drużyny od rywali i organizacyjnym porządku, warszawiacy odpadali ostatnio z takimi potęgami futbolu, jak Spartak Trava, F91 Dudelange, czy Omonia Nikozja.

Nawet ubiegłorocznej przygody z pucharami Legia nie może zaliczyć do udanych. Awans do fazy grupowej był świetnym wynikiem, ale mając po dwóch kolejkach sześć punktów kolejna runda powinna być formalnością. Legia miała wówczas ok. 96% szans na dostanie się do 1/8 finału Ligi Europy lub 1/16 finału Ligi Konferencji. Zmiana szkoleniowców i konflikty z mediami lub w szatni sprawiły, że zespół zakończył rozgrywki na ostatnim miejscu w grupie.

Nie za dobrze jest także w przypadku "trenerów na lata". W ostatnich pięciu latach Mioduski wynalazł wielu trenerów na lata, którzy wytrzymywali... do następnego lata. Warto wspomnieć, że na ławce Legii siadali ludzie, którzy wcześniej nigdy nie prowadzili żadnej drużyny. Takim "kwiatkiem" był Romeo Jozak, który do momentu objęcia Legii odpowiadał tylko za akademię Dinama Zagrzeb. Z innych wynalazków można jeszcze wspomnieć Deana Klafuricia, Ricardo Sa Pinto, czy ostatnio Marka Gołębiewskiego. Każdy z nich chciał sprowadzić swoich ludzi, zastosować własną taktykę, a jedyne co dostali, to sporą odprawę.

Pięć lat Mioduskiego w Legii to także ciągłe ratowanie budżetu. Stołeczni regularnie zdobywają mistrzostwa kraju i zarabiają dzięki eliminacjom w europejskich pucharach. Problem w tym, że klub z góry zakładał awans do fazy grupowej, wydawał pieniądze, których nie miał i zimą znów tabelki w Excelu się nie zgadzały. Zrodziło to ponad 200 milionów złotych długu. Efektem tego jest słaba postawa Legii w tym sezonie - do drużyny dołączają coraz mniej opłacani gracze i szatnia traci na jakości.