Śląsk - Zagłębie Sosnowiec 2:0 WYNIK RELACJA Udany debiut Vítězslava Lavički we Wrocławiu (SKRÓT, BRAMKI, GOLE, VIDEO, 9.02, Ekstraklasa)

Nowy trener - nowe nadzieje. Z takim nastawieniem podchodzili chyba wszyscy we Wrocławiu do pierwszego meczu Śląska na wiosnę w LOTTO Ekstraklasie. Ciekawość pobudziła jeszcze trener Vítězslav Lavička, który zamknął dla publiczności i mediów dwa ostatnie sparingi swojego zespołu. Trudno mu się jednak dziwić, bo mecz z okupującym ostatnie miejsce Zagłębiem Sosnowiec mógł się okazać jednym z najważniejszych spotkań tej (wczesnej) wiosny w naszej lidze.

Zobacz także:
Zdjęcia z meczu Śląsk Wrocław - Zagłębie Sosnowiec [GALERIA Z MECZU]

Czech konstruując skład na niedzielną potyczkę miał kilka problemów. Po pierwsze - na czas nie wyzdrowiał kapitan i najlepszy strzelec drużyny Marcin Robak. Nie było go nawet na ławce. Drobnego urazu w piątek nabawił się Ahmadzadeh, a Broź nie mógł grać za kartki. Jakoś Lavička poukładał te klocki, ale zaskoczył nieco w środku pola, gdzie zdecydował się na defensywną dwójkę Radecki - Łabojko kosztem Michała Chrapka. W pierwszym składzie znalazło się dwóch nowych piłkarzy WKS-u: Krzysztof Mączyński i Lubambo Musonda.

Trzeba szczerze powiedzieć, że jak na mecz dwóch drużyn z dołu tabeli, to zwłaszcza w pierwszej połowie było co oglądać na Stadionie Wrocław. Gospodarze wyszli na prowadzenie już w 7 min, kiedy to podanie Piotra Celebana (tym razem grał na prawej obronie) wykorzystał niepilnowany w polu karnym Arkadiusz Pech. Swoją drogą doświadczony świdniczanin mógł w sobotę ustrzelić nawet i hattricka, ale brakowało mu precyzji.

WKS szybko strzelił na 2:0, ale sędzia Tomasz Musiał bramki nie uznał. Robert Pich (dobry mecz Słowaka!) krótko rozegrał rzut rożny, Mączyński wrzucił na długi słupek, a tam akcje zamknął Igors Tarasovs, który - jak się wydawało - głową wepchnął piłkę do siatki. Powtórki pokazały jednak, że zanim gol padł, to futbolówka... trafiła jeszcze w ręką Łotysza.

Zobacz także:
Byłeś na meczu Śląsk Wrocław - Zagłębie Sosnowiec? Znajdź siebie na trybunach [GALERIA KIBICÓW]

Od 30 min Śląsk grał w przewadze, bo drugą żółtą kartkę zobaczył gruziński napastnik z Sosnowca Giorgi Gabadeva, który bezpardonowo potraktował Mateusza Cholewiaka. Słabe Zagłębie straciło tym samym kolejny argument w walce o dobry wynik i trudno się było spodziewać, by gospodarzom miało przytrafić się jakieś nieszczęście. Cały czas jednak wynik 1:0 był niebezpieczny. Do przerwy nic się jednak nie zmieniło, chociaż okazji miejscowi mieli kilka.

W drugiej połowie WKS atakował mniej, a były i takie momenty, w których wydawało się, że obie drużyny grają znów w pełnych składach. Zawodnicy Lavički mocno czarowali przy stałych fragmentach gry. Widać było, że to waśnie ten element był ćwiczony w ostatnich daniach, także podczas zamkniętych sparingów. Schematów było wiele zarówno przy wolnych, jak i przy rzutach rożnych. Wszystko dokładnie wypracowane. To się może bardzo przydać w przyszłości. Już teraz gotowało się pod bramką rywala.

Na 2:0 podwyższył w końcu Mateusz Radecki, który w 79 min dostał prostopadłe podanie od Picha i wyszedł sam na sam z Dawidem Kudłą. Po tym trafieniu ciśnienie opadło, wrocławianie zaczęli trochę się zabawiać pod polem karnym przeciwnika, ale i tak mieli sporo okazji, by jeszcze coś ustrzelić.

Czytaj także:
Oceny piłkarzy Śląska Wrocław za mecz z Zagłębiem Sosnowiec

2:0 to zasłużone zwycięstwo, ale trudno oceniać styl na tle słabego rywala grającego na dodatek w dziesiątkę. Dobrze do drużyny wprowadzili się Musonda i oczywiście Mączyński, ale prawdziwa weryfikacja nastąpi za tydzień w Krakowie w meczu z Wisłą.

JAKUB SŁOWIK PRZED MECZEM ŚLĄSK - ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC (9.02)