Trener Thomas Thurnbichler opowiada o swojej filozofii skoków narciarskich, pomysłach na odrodzenie polskiej kadry i ekstremalnym hobby

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Materiały prasowe PZN/Tomasz Markowski
Rozmowa z Thomasem Thurnbichlerem, trenerem reprezentacji Polski w skokach narciarskich.

Co pana skłoniło do przyjęcia propozycji pracy z reprezentacją Polski w skokach narciarskich?
Zdecydowałem się na pracę dla polskiej federacji po pierwsze dlatego, że to ciekawa oferta. Polska ma duże tradycje w skokach narciarskich, a z tego co wiem, to cały kraj interesuje się tą dyscypliną. Drugi powód jest taki, że dla mnie to kolejny krok w karierze trenerskiej - chciałem został głównym trenerem jakiejś reprezentacji. Pojawiła się konkretna propozycja, dla mnie to wielka szansa.

Mówi się, że będzie to ogromne wyzwanie. Wchodzi pan do kadry kraju, w którym aspiracje są bardzo wysokie, a poprzedni sezon był, generalnie, kiepski, wyniki były dużo poniżej oczekiwań. Nie miał pan wątpliwości z tym związanych, nie obawiał się problemów?
Naprawdę dużo myślałem o podjęciu tej pracy. Sprawdziłem oczywiście zawodników, jaką mają technikę, zastanawiałem się nad przyczynami tego, że sezon nie był dobry. Mam swoje przemyślenia, wiem, że mogę coś zmienić, poprowadzić ich w lepszym kierunku. Wiadomo, że są pewne wątpliwości, jeśli wykonuje się tak duży krok. Generalnie jestem osobą pozytywnie nastawioną, mam przekonanie, że ze sztabem, który mnie wspiera, jesteśmy w stanie rozwiązać problemy.

Skoro analizował pan sezon w wykonaniu Polaków, to jakie wnioski pan wyciągnął? Co poszło nie tak?
To złożona sprawa. Uważam, że treningi były dobre, przygotowanie sprzętowe też, ale coś nie wyszło. W innych ekipach też się tak czasem zdarzało. Początek sezon nie było dobry, powody mogły być różne, może presja, brak szczęścia do warunków - nie było pożądanych wyników na starcie. Wtedy zaczyna się błędne koło, z której ciężko się wyrwać. Sezon szybko biegł, w teamie pojawił się stres, pewność siebie zawodników spadła, a wkrótce była przecież pierwsza wielka impreza - Turniej Czterech Skoczni. Myślę, że podjęto jakieś złe decyzje, nie potrafiono wyjść z tego kryzysu. Z tego, co zauważyłem w wypowiedziach, podstawa przygotowania fizycznego i technicznego nie była wystarczająco szeroka. Można powiedzieć, że dom zbudowano na zbyt małych fundamentach. Właśnie zmianą tego teraz się zajmujemy.

Ponadto po sezonie pojawił się w kadrze poważny konflikt związany ze zmianą trenera, ostatecznie odchodził Michal Doleżal, a długo nie było wiadomo nic o następcy. Zawodnicy mówili, że ich przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Ten problem miał jakieś znaczenie, gdy zaczynał pan pracę?
Nie. Widziałem, co działo w Planicy (zawody na zakończenie sezonu, w trakcie których wybuchłą „afera trenerska” w naszej kadrze - przyp.) i w mediach. Kiedy przyjąłem ofertę pracy z Polski, od razu byłem w kontakcie z sekretarzem generalnym PZN, dyrektorem sportowym i prezesem, wyjaśnili mi całą sytuację. Szybko też porozmawiałem z zawodnikami, przedstawiłem swoje plany, zaakceptowali je. Dla mnie nie było więc problemu. Przywitano mnie bardzo ciepło, początek współpracy był bezkonfliktowy.

Nie wiem, czy zdaje pan sobie sprawę, ale jeśli chodzi o piłkę nożną i skoki narciarskie, to w Polsce mam ponad 30 milionów „ekspertów”, którzy będzie „doradzać”, co zrobić, jeśli nie ma dobrych wyników. Nie obawia się pan presji?

Nie ukrywam, że dla mnie to coś nowego. Jednak jestem pewny swoich umiejętności, dobrych relacji z federacją, kolegami trenerami, zawodnikami. Czy się obawiam? Nie nazwałbym tak tego. Wiadomo, że gdy podejmujesz się takiej pracy, to jakieś złe sytuacje mogą się pojawić, ale tak jest w każdym sporcie. Nie jestem osobą, która żyje w niepokoju, więc jeśli przytrafi się taka sytuacja, to jakoś sobie poradzę. Jestem jednak przekonany, że problemów nie będzie (śmiech).

Jaki ma pan plan, aby pomóc odbudować się polskim skoczkom po słabszym sezonie?
Już zaczęliśmy go realizować. Mamy wielowymiarowe podejście do treningu fizycznego i technicznego, aby stworzyć szerszą podstawę. Mieliśmy dobry początek, za nami dwa obozy ze skokami, widzę, że jest większa stabilizacja, technika się zmienia. Wdrażamy inną filozofię, w wielu elementach, a jestem przekonany, że przełoży się to na równą formę.

Na czym polega ta inna filozofia skoków?
Wcześniej wszystko opierało się na jak najmocniejszym wybiciu się z progu. Dla mnie skoki narciarskie nie składają się jedynie z tego elementu. On zajmuje tylko 0,2 sekundy, a później szybuje się w powietrzu przez 3,5 sekundy, a w lotach nawet przez 8 sekund. Moja filozofia to bardziej „agresywne” skakanie, z jak najlepszą techniką lotu. Staram się znaleźć właściwe połączenie, a nie skupiać się na jednym elemencie. Wiadomo, że odbicie jest ważne, ale także aerodynamiczna pozycja, przygotowanie sprzętowe.

Za wami są już zgrupowania. Uważam pan, że zawodnicy zaadaptowali się już do tego nowego podejścia?
Widziałem dużą zmianę. Wszystko podporządkowaliśmy temu, aby się do tego dobrze przygotować, trenowaliśmy przez półtora miesiąca, zanim weszliśmy na skocznię. Pracowaliśmy nad mobilinością, zmianą pozycji najazdowej, stabilizacją całego ciała, aby zawodnicy mogli dobrze wykonać to, czego oczekujemy od nich podczas wybicia z progu. Poczyniliśmy też kroki w kwestii sprzętu, aby mogli łatwiej przyswoić zmiany. Według mnie wszystko dobrze funkcjonuje.

To ewolucja czy już rewolucja?

Nie nazwałbym tego rewolucją, po prostu - moim sposobem (śmiech).

Czyli podejście inne, ale nie kompletnie inne...
Na pewno inne niż za czasów poprzedniego trenera, więc dla zawodników jest to teraz odczuwalna zmiana, ale nie „rewolucja”. Żadna wielka nowość.

W polskich skokach rewolucyjne jest to, że postawiono na bardzo młodego trenera, zwłaszcza po niespodziewanie kryzysowym sezonie. Starsi od pana są Stoch i Żyła. Jak pan to odbiera?
Nie bałem się tej sytuacji. Relacje we współpracy z tymi najbardziej doświadczonymi zawodnikami jak Żyła, Kubacki i Stoch są bardzo dobre. Każdego muszę traktować nieco inaczej, ale już znalazłem sposób, jak to robić. Mamy dobry układ, który się sprawdza.

Mówi pan o indywidualnym podejściu do każdego zawodnika. To z którym z nich było najtrudniej się dogadać?
Żaden nie był specjalnie wymagający. Jako trener musisz też układać sobie relacje z zawodnikami, czasami potrzeba więcej czasu, żeby dobrze określić, jaką ktoś ma osobowość, w jaki sposób lubi być traktowany. Tak tworzysz sobie pewien obraz w głowie i szukasz sposobów, żeby się do tego dostosować. Z jednym z zawodników, nie powiem z którym, na początku miałem pewne trudności. Nie był to wielki problem, ale ciężko było mi go rozgryźć. Na ostatnim zgrupowaniu chyba mi się udało, praca z nim będzie łatwiejsza (śmiech).

Czyżby chodziło o Stocha? On początkowo bardzo sceptycznie podchodził do zmiany na stanowisku trenera.
Nie, akurat z Kamilem od pierwszych dni z łatwością się dogadujemy. Z nim błyskawicznie się skontaktowałem, wiadomo, że to lider reprezentacji, najbardziej utytułowany polski zawodnik, wygrał już chyba wszystko. Przedstawiłem mu swoje plany i zapytałem, co o nich sądzi? Podkreśliłem, że potrzebuję go właśnie jako lidera drużyny, chcę z nim pracować, pomóc mu. Był zadowolony z mojego podejścia, z tego, co chcę zrobić z tą drużyną. Od początku był po mojej stronie.

Jako trener skupia się pan na przygotowaniu fizycznym, mentalnym, technice, czy może sprawach sprzętowych?
Tak jak mówiłem, mam podejście wielowymiarowe. Dla mnie wszystkie elementy są bardzo ważne. W dzisiejszych skokach, jeśli koncentrujesz się tylko na jednym czy dwóch elementach, to nie masz szans na sukces. Wszystko musi być perfekcyjne, albo przynajmniej na bardzo wysokim poziomie.

Pracę z polską kadrą zaczął pan od niecodziennych metod. Trenerów zaprosił pan do Wiednia na zgrupowanie integracyjne, zawodników zabrał pana na tor rolkarstwa i spływ raftingowy...
Jeśli chodzi o obóz dla trenerów, to zależy mi na tym, żeby zbudować tu coś trwałego. To nie tak, że chcę przyjść, wycisnąć z zawodników jak najwięcej i pójść gdzieś indziej. Dlatego dobre relacje z innymi trenerami są bardzo ważne. To wysokiej klasy fachowcy, przez ostatnie 10 lat polskie skoki miały wiele sukcesów. Mają dużą wiedzę, dobrze pracują, chciałem poznać też ich opinię, aby mieć jasny obraz tej dyscypliny w Polsce, całego systemu. Uważam, że wypracowaliśmy dobry długofalowy plan. Co do innych pomysłów - rafting to była taka odskocznia od treningów na zgrupowaniu, dla zabawy. Jazda na rolkach to z kolei element treningu, imitujący trochę skoki, jeździ się podobnie jak na skoczni, więc to pożyteczne od strony technicznej.

Ten powtarzający się element zabawy w treningu to coś nowego dla zawodników. Przyznawali, że podczas jednego ze zgrupowań w trakcie lotu musieli np. śpiewać.
Zgadza się. Nie mogę teraz wyjaśnić, dlaczego to robiliśmy. Skupmy się na zabawie. Taka radość to stan umysłu, w którym najlepiej przyswaja się nowe rzeczy. Proszę spojrzeć na dzieci, ona zawsze się bawią w ruchu, naukowo udowodniono, że właśnie w trakcie zabawy najłatwiej się uczą. Ten czynnik zabawy w naszej dyscyplinie jest ważny, bez niego trudno coś zrealizować. Uważam, że zawodnicy powinni sobie przypomnieć, dlaczego zajęli się skokami - bo fajnie jest być powietrzu, uczucie, gdy lecisz, jest niesamowite.

Nasi najstarsi zawodnicy niedługo pewnie będą kończyć karierę. Trzeba będzie wypełnić po nich lukę młodszymi zawodnikami.
Zdajemy sobie wszyscy z tego sprawę. Widziałem, że w innych grupach kadry, także w Lotos Cup (cykl zawodów dla dzieci - przyp.), jest dużo dobrych skoczków, z potencjałem. Myślę, że współpraca ze szkołami mistrzostwa sportowego, federacją będzie się dobrze układać, znajdą się następcy. W takich kategoriach myślę także o Pawle Wąsku, zrobił fajny postęp, na zgrupowaniach widziałem, że zbliżył się do tych czołowych zawodników. Mam nadzieję, że w lecie uda się to ustabilizować, by był jednym z kolejnych skoczków w reprezentacji z realnym potencjałem na regularne bardzo dobre wyniki.

A co z Klemensem Murańką czy Andrzejem Stękałą? Dwa sezony temu pokazywali się z bardzo dobrej strony, byli w czołówce konkursów Pucharu Świata, potem gdzieś się zagubili. Ma pan jakiś pomysł, aby ich odbudować?
Trenują w drugiej drużynie i grupach regionalnych. Jestem w stałym kontakcie z trenerami. Moje nastawienie jest takie, że w zawodach startują ci, którzy są aktualnie najlepsi, niezależnie od tego, w której grupie się przygotowują. Będą u nas kwalifikacje do kadry, na przykład teraz przed Grand Prix w Wiśle. Przed sezonem zimowym mamy mistrzostwa kraju, to ma być kwalifikacja na inaugurację Pucharu Świata. Wszyscy będą mieli szansę, by dostać się do składu na te zawody.

Czyli jest opcja, by Stoch został w kraju, a na Puchar Świata pojechał na przykład Murańka?
To możliwe. Jeśli zobaczyłbym, że Kamil ma problemy - oczywiście zakładam, że tak nie będzie - i więcej skorzystałby na treningu w domu, to rozważyłbym taką zmianę.

Jakie cele pan założył na najbliższy sezon?
Dla mnie najważniejsze jest to, żeby wykorzystać jak najwięcej z potencjału każdego zawodnika. Jeśli mówimy o samych wynikach, to chciałbym mieć pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata jako główny trener, wiem, że w poprzednim sezonie to się Polakom nie udało. Jestem też przekonany, że dysponujemy takim potencjałem, żeby być w czołowej trójce klasyfikacji Pucharu Narodów. To moje cele. Mistrzostwa świata to jedne, specyficzne zawody, nie chciałbym mówić o celach, ale na pewno fajnie było zdobyć medal w drużynie.

Myśli pan, że Ryoyu Kobayashi może znów tak dominować w Pucharze Świata jak w poprzednim sezonie?
Jest kilku takich zawodników, którzy - jeśli im wszystko spasuje - mogą dominować. My też takich mamy, więc jeśli wszystko się ułoży po naszej myśli, też możemy mieć takie wyniki.

Za pana zatrudnieniem opowiadał się m.in. Adam Małysz, który ma zostać prezesem PZN. Jakie ma pan zdanie o jego roli w tym wszystkim?
Jest bardzo ważny dla polskich skoków narciarskich. Wszyscy go znają, jest bardzo zaangażowany w działalność w tym sporcie, całe życie temu poświęcił. Bardzo się cieszę, że mogę z nim współpracować, kiedyś był moim idolem, gdy skakałem jako zawodnik. To osoba, przed którą otwierają się wszystkie drzwi, z nim wszystko jest możliwe.

Zaczynając pracę, zdecydował pan o przeniesieniu się na stałe do Krakowa. Takiego ruchu wcześniej nie podejmowali inni szkoleniowcy zza granicy.
To był łatwy wybór. Dla mnie oczywiste jest, że jeśli pracujesz w innym kraju, to musisz tam być. Moje podejście jest takie, że tylko wtedy można wykonywać swoją pracę na najwyższym poziomie, bo jesteś blisko zawodników, działaczy. Ludzie ze związku mówili mi, że Kraków to fajnie miasto, jest dobrze położone, blisko Zakopanego czy Beskidów. Po przeprowadzce mogę powiedzieć, że miasto mi się podoba, jest tu dużo młodych ludzi.

Miał pan już okazję, by lepiej poznać Kraków i okolicę?
Raczej tylko samo miasto. Podoba mi się Kazimierz, Stare Miasto, fajnym miejscem są bulwary przy Wiśle. Byłem nawet nad jeziorem, chyba nie wolno się tam kąpać, a ja trochę popływałem (śmiech). Widziałem wiele miejsc, jest tu fajnie.

Ludzie pana rozpoznają na ulicy?

Zdarza się. Zdaję sobie sprawę, że znają mnie głównie jako trenera, w stroju reprezentacji, a na co dzień ubieram się inaczej. Jako zawodnik i trener nie osiągnąłem jeszcze wiele, dopiero co zacząłem tu pracę, wcześniej byłem asystentem, więc nie jestem tak rozpoznawalny. Myślę, że to się zmieni, choć przyznaję, że cenię sobie prywatność.

Jeśli jesteśmy już przy życiu prywatnym, to mam pan ciekawe hobby - lubi pan sporty ekstremalne.
Zawsze był „poszukiwaczem przygód”, uwielbiam adrenalinę. Byłem skoczkiem narciarskim, na drugim miejscu zawsze była jazda na deskorolce. Gdy byłem młody, jeździł też na rowerze downhillowym, na nartach, desce snowboardowej. Szukałem takich zajęć, w których była wysoka prędkość, dużo czasu w powietrzu i ta adrenalina. Po prostu taką mam osobowość, to się nie zmienia, nadal dużo czasu poświęcam na skateboarding. Z tym, że teraz nie jest to już nastawione na progres, podnoszenie swoich umiejętności, bo to już niebezpieczne, bywa bolesne (śmiech). Zajmuję się tym, bo to poprawia koordynację, potrafi zmęczyć, jazda na deskorolce przez dwie-trzy godziny to dobry trening. To też chyba jedyny moment, gdy przestaję myśleć o skokach narciarskich, bo skupiam się na innym sporcie i dlatego to robię. I oczywiście jest w tym zabawa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24